poniedziałek, 15 stycznia 2024

W świecie dorosłych - wspomnienia (część 7)

Jakby tych strachów, cierpień było mało dla kilkuletniej dziewcznyki, doznanych jeszcze na Wileńszczyźnie, w czasie ucieczki na fałszywych dokumentach z Wileńszczyzny, poprzez Kraków do Białegostoku, Florcia będąc już uczennicą szkoły podstawowej numer 5 w Białymstoku, częstokroć zdana tylko na siebie, musiała w przyspieszonym tempie uczyć się też reguł panujących w świecie dorosłych. Półsierota, z mamą pracującą w fabryce na zmiany, w tym często na zmianie nocnej, z bratem, który dość wcześnie wyruszył w wielki świat w poszukiwaniu pracy i szczęścia rodzinnego, Florcia, tak jak zresztą wiele innych dzieci urodzonych tuż przed wybuchem wojny lub w jej trakcie, zmuszona była przejść szkołę prawdziwego, twardego życia, w którym to co słuszne, dobre, sprawiedliwe przeplatało się z okrucieństwem, obojętnością, interesownością.

Każda chwila spędzona z mamą była na wagę złota, wspólny spacer choćby ulicą Sienkiewicza, gdzie dziewczynka spotykała mamę wracającą z fabryki przy ulicy Włókienniczej, wyprawa po pachnący chleb do braciszków na ulicę Słonimską czy przeprawa przez śnieżne zaspy na pasterkę do Fary. Mała Florcia - jak będzie o tym często opowiadać sama będąc już matką - uważała swoją mamę za osobę najmądrzejszą na świecie, mimo, że nie potrafiła pisać, że przed wojną pracowała jako gospodyni w gospodarstwie w małej wsi Adamwoce na Wileńszczyznie, a w czasie pobytu w Warszawie jako służąca na przyjęciach u hrabiny Zabiełło, zaś po wojnie w Białymstoku jako robotnica w jednej z włókienniczych fabryk, taką mądrością życiową, ewangeliczną. Skromne robotnicze zaraboki samotnej matki nie zawsze były wystarczające, by utrzymać dwójkę dzieci, trzeba się było imać dodatkowych zajęć, takich jak pranie, prasowanie na zlecenie majętnych pań. Któregoś razu Florcia wybrała się z mamą do jednej z takich kobiet, mieszkającej przy ulicy Świętojańskiej, by oddać wypraną i wyprasowaną pościel. Kobieta jeszcze w drzwiach przejrzała przyniesione prześcieradła i uznała, że są niedokładnie wyprasowane, skrzyczała Genowefę w obecności jej małej córeczki i nie zapłaciwszy zatrzasnęła drzwi. Genowefie mimowolnie popłynęły łzy po policzkach, które dziecko widziało doskonale. Nie udało się zdobyć pieniędzy na nowe zimowe buty dla córki. Pozostawało udanie się z prośbą do kuzynki, by pożyczyć brakujące 20 złotych. Jednakże i tu nie spotkała się z życzliwym przyjęciem, bowiem kuzynka stwierdziła, że dać 20 złotych to ona nie może, a pożyczyć też nie - Bo kiedy ty mi oddasz? O daniu nawet mowy nie było, a gorzkie słowa zapadły głęboko w pamięć dziewczynce. Ale jest też podobno tak, że tam gdzie człowiek zamyka drzwi, to Bóg otwiera okna (autorska parafraza). Całej tej rozmowie przysłuchiwał się niejaki pan Mularonek, któremu najwyraźniej było żal i upokorzonej już wystarczająco kobiety i zasmuconego dziecka, które było świadkiem dwóch tak intensywnie przykrych zdarzeń jednego wieczoru. Gdy kuzynka wyszła z pomieszczenia, w którym rozegrała się opisana scena, pan Mularonek wyciągnął z marynarki owe 20 złotych i powiedział - Oddasz, kiedy będziesz miała. Tego gestu i nazwiska dobroczyńcy Florcia nie zapomni do końca życia.

Ale okolice ulicy Świętojańskiej to nie tylko bolesne wspomnienia. Wiecznie chorująca Florcia, wątła, z anemią, miała któregoś razu wizytę w gabinecie u profesora Hassmana - chirurga, laryngologa, którego wspominała jako człowieka mającego wspaniałe podejście do dzieci. Profesor Hassman miał wykonać zabieg przycięcia migdałków, i gdy Florcia zobaczyła skalpel w dłoni mężczyzny wpadła w panikę, lecz lekarz cierpliwie i spokojnym głosem przekonał ją, że nie będzie nic bolesnego wykonywał, że to tylko badanie, które potrwa chwilę i w mgnieniu oka wprawną reką przeciął rzeczone migdałki tak, że dziecko nawet nie zdążyło poczuć bólu. Nie jestem w stanie zweryfikować tej historii, ale najprawdopodobniej profesor Hassman, będąc pochodzenia żydowskiego przetrwał wojnę i jeszcze w czasie jej trwania zobowiązał się, że jeśli przeżyje, to przejdzie na katolicyzm. I tak się też miało stać.

CDN

Brak komentarzy:

W drodze powrotnej - kolegiata w Tumie pod Łęczycą

Październikowy dzień powszedni, słoneczny, wietrzny i chłodny, świat widziany zza okien auta mieni się już wszystkimi barawami złotej polski...