piątek, 19 stycznia 2024

Jeszcze kwestia przodków - wspomnienia (część 9)

Witalis i Emilia Bochan z Krukowszczyzny, Mojżesz i Józefa Szpak z Adamowców. Pradziadkowie ze strony babci Genowefy i ze strony dziadka Floriana. Już od dłuższego czasu nie potrafię czerpać radości z dociekania jakie mieli pochodzenie - czy szlacheckie czy też nie. Tak jakby wartość człowieka współczesnego zależała od tego czy miał przodków wywodzących się ze szlachty, z mieszczaństwa czy też z chłopstwa. Praktyka życia codziennego pokazuje, że nie ma to najmniejszego znaczenia. Tak jak wartość człowieka współczesnego nie jest zależna od pochodzenia jego przodków, tak i wartości jego przodków nie mierzy się ich przynależnością do określonej klasy społecznej. Pradziadek Witalis miał być podobno ekonomem w majątku krewnego Józefa Piłsudskiego - Kaliksta Piłsudskiego w Mosarzu. Ile w tym prawdy, nie wiadomo. Czy ma to jakież znaczenia dla tego kim są dziś jego potomkowie, zapewnie nie. Dość wiedzieć, że zmarł na hiszpankę, on i jego żona, w czasie pierwszej wojny światowej, a ich dzieci zostały wcześnie osierocone. Mojżesz Szpak miał się wywodzić z rodu szlacheckiego Szpaków-Szpakowskich, jakiś odległy jego przodek miał być lekarzem w armii napoleńskiej, pochodzić z okolic Ostrołęki, i pozostać w Adamowcach w czasie odwrotu owej niezwyciężonej armii spod Moskwy. Pamiątką po nim miały być masywne drewniane jakby apteczne meble, które dotrwały jeszcze do czasów wojennych, bo mama pamiętała je ze swojego dzieciństwa w Adamowcach (w latach 1940-1946). W czasie walki caratu z polskością na tych ziemiach, jeden z przodków, który był niewidomy, nie zorientował się, że jakiś carski urzędnik wykreślił z jego nazwiska drugi człon - Szpakowski, a brak tego nazwiska z końcówką "ski" miał z kolei świadczyć o tym, że rodzina ta zatraciła swój szlachecki status. Możliwe, że tak było. Mama pamiętała opowieści swojej mamy, a mojej babci o tym, że w rodzinie pilnowano tego, by małżeństwa były zawierane w obrębie polskiej narodowości i stanu niby szlacheckiego. Przeczyłyby temu jednak nazwiska, jakie w rodzinie ze strony babci i dziadka występowały - Szpak, Bochan, Murzicz, Wasilonek, Łysionek, zdaje się, że wskazujące w jakimś stopniu na pochodzenie białoruskie, częściowo może nawet tatarskie. Wszyscy jednakże byli wyznania katolickiego. Natomiast typ urody mamy, babci Genowefy, dziadka Floriana, brata mamy - Oswalda, był dość interesujący - wszyscy oni mieli ciemne, kruczoczarne wręcz włosy, jasną karnację, a oczy albo niebieskie albo zielone. Ich pochodzenie społeczne nie ma jednak dla mnie żadnego znaczenia, kocham ich miłością wdzięczną i serdeczną za to, że byli dobrymi, życzliwymi ludźmi, jak wynika z rodzinnych opowieści. Dziadek Florian był rolnikiem i cieślą, babcia Genowefa gospodynią domową, w czasie krótkiego pobytu w Warszawie bywała służącą na przyjęciach u hrabiny Zabiełło. Podobnie pradziadek Mojżesz i prababcia Józefa. Najstarszy brat babci Genowefy - Justyn - prowadził duże gospdoarstwo rolne, miał między innymi sad, z którego owoce wysyłał nawet do dalekiej Warszawy. Niby ośrodkiem kulturowym, administracyjnym tego regionu było Wilno, ale w poszukiwaniu pracy w 1936 r. dziadek i babcia wybrali się do Warszawy, a nie do Wilna. Babcia chwaliła Warszawę jako miasto ludzi otwartych, pomocnych i życzliwych, a Wilno - takie odnoszę wrażenie - było wówczas miastem prowincjonalnym, nieco zapyziałym, choć krajobrazowo, architektonicznie, historycznie ciekawym i pięknym. Wyobrażam je sobie jak trochę taki współczesny Białystok, w którym o pracy, pozycji, awansie decydują koneksje rodzinne, polityczne, towarzyskie, w znacznej mierze mechanizmy zwykłego pochlebstwa i pospolitego lizusotstwa, funkcjonowanie w określonych kontekstach wyznaniowych, ale nie ma on otwartości i inkluzywności tak typowej dla Warszawy, i tak widocznie było przed wojną, i tak jest teraz.

Brak komentarzy:

W drodze powrotnej - kolegiata w Tumie pod Łęczycą

Październikowy dzień powszedni, słoneczny, wietrzny i chłodny, świat widziany zza okien auta mieni się już wszystkimi barawami złotej polski...