piątek, 13 czerwca 2025

Pochwała blokowisk

Snujące się nad ogródkami działkowymi dymy z ogniska, tak charakterystyczne dla schyłku lata, czerwonawe wiśnie opadające już z drzewa, wysoka trawa wygnieciona przez nocujące wzdłuż zielonego torowiska stadko dzików, promienie zachodzącego słońca, przedzierające się przez gęste listowie wysokich drzew. Kłębiące się na niebie chmury, trochę deszczowe, trochę burzowe, przedwieczorny orzeźwiający lekki powiew wiatru. Piaszczysta ścieżka wydeptana między działkowym betonowym ogrodzeniem i torowiskiem, wijąca się między drzewami owocowymi, pozostałymi po dawnych górczańskich sadach i ogrodach, z pachnącymi, ale to już późniejszym latem węgierkami, smakującymi o niebo lepiej niż wszystkie śliwki, jakie można kupić w sklepie, na ryneczku, czy warzywniaku, jakaś stara, zaginiona, zapomniana ich odmiana. W promieniach zachodzącego słońca zieleń WAT-owskich ogródków, otulająca piaszczystą ścieżkę i snujący się z ogródków dym, przypominają mi sierpniową Sandomierszczyznę, jej smaki i zapachy dojrzałego lata. Fantastyczny widok, smak i zapach, i dobre wspomnienie na zakończenie dnia.

A zaledwie dwa kilometry stąd zupełnie inny świat, świat blokowiska z końca lat 70-tych, początku 80-tych, wysokie bloki, i zielone rozległe, jak na warszawskie, miejskie warunki, przestrzenie między nimi, na zdecydowanie bardziej ludzką miarę, niż nowe grodzone obozy mieszkaniowe. Skwerek przy ulicy gen. Szareckiego, z odnowionymi ławeczkami, alejkami, zielonymi drzewami liściastymi, iglastymi. Z pobliskiego kościoła michalitów dobiegają dźwięki pobożnej pieśni. Spacerują ludzie starsi, w wieku średnim, dzieci, młodzież. Czworonożny towarzysz wędrówki staje się w wielu wypadkach zachętą do nawiązania nawet dłuższej rozmowy. Chętni przystają, ufne i przyjazne oczy psa otwierają człowieka. Starsi małżonkowie pochylają się i gładzą zwierzę po głowie. Nastoletnia dziewczynka ze swoim shiba inu, bawiącym się z Azą, rozpoczyna opowieść o swoich i brata osiągnięciach sportowych. Żółtawe i czerwonawe cegły kościoła Matki Bożej Królowej Aniołów, żarzą się w promieniach zachodzącego słońca. Ze świątyni wychodzą tłumy, choć to piątkowy wczesny wieczór. Starsze panie wkradają się w łaski radosnego husky, który nawet chętnie by z nimi na czas jakiś tu pozostał, siedział przed kościołem i kontemplował spokój wczesnego wieczoru i długą czerwcową jasność dnia.

W sierpniowy letni sobotni poranek, 8 lat temu, przy drzwiach kaplicy adoracji, podszedł do nas starszy mężczyzna w białej koszuli z krótkim rękawem, materiałowych lekkich spodniach i w słomkowym kapeluszu. Zadał kilka pytań i pokrótce opowiedział historię powstania świątyni, jak została obudowana wysokimi blokami, by była niewidoczna z ruchliwej ulicy. Eksperyment społeczeństwa, świata bez Boga, bez religii, bez Kościoła, w Polsce w czasach PRL-u się nie powiódł, na nic się zdały odmowy zezwoleń na budowę świątyń, ich ukrywanie w wysokiej zabudowie. Snuł opowieść o zaangażowaniu parafii w pomoc w tych dawniejszych czasach i współcześnie. Trafnie zauważył, że dzisiejsza bieda jest zupełnie innego rodzaju biedą niż ta z czasów PRL-u, choć wymagającą nie mniejszej, a może nawet większej uwagi i konieczności zajęcia się nią. Biła od tego mężczyzny jakaś mądrość osiągniętego wieku, zebranych na przestrzeni lat doświadczeń, i jednocześnie pogoda ducha, życzliwość i pokora. Osiem lat minęło i nie wiem jak potoczyły się jego losy. Czy angażuje się nadal w życie parafii, czy uczestniczy jeszcze razem z nami w wędrówce po tym świecie?

Lubię snuć się zielonymi przestworzami tego starego Bemowa, jakoś tak bardziej ludzkiego i przyjaznego.

Brak komentarzy:

Pochwała blokowisk

Snujące się nad ogródkami działkowymi dymy z ogniska, tak charakterystyczne dla schyłku lata, czerwonawe wiśnie opadające już z drzewa, wyso...