Between the trees of the old park
Brick fence
with cast iron bars in wide and high openings
behind them human silhouettes are flocking
hands stretched out in supplication
A ladder leaning on the earthen terrace
I want to climb up
although the light there too is dim
And more human silhouettes forming the crowd
with hands raised imploringly
level below the ladder
which they cannot climb
The road leads to the ruins of the great cathederal
Rubble
Sharp pointed window arches
There is no sun
no blue sky
black abyss above the ruins
without stars
I have stood in a nave without a roof
in front of the altar
and light appeared from above
and monstrance
and the Voice that spoke
I Am Who I Am
niedziela, 31 grudnia 2023
sobota, 30 grudnia 2023
On the hill
Majestic
On the hill
A church
In the twilight of the early morning
Climbing to it - that is quite a feat
Upstairs leading there seem to have no end
In several high and vast naves
In the candlelight, concentration and silence
some groups of people immersed in prayer
From the eastern side
delicate glow
is illuminating the sandy path running from the river
gently going upwards
to the portal from ground level
Thoughtful pilgrims are walking along the path
individually and in small groups
I am looking around and looking for familiar facial features
I am entering luminous nave
full of people sitting in the pews
and know that someone is waiting there for me
On the hill
A church
In the twilight of the early morning
Climbing to it - that is quite a feat
Upstairs leading there seem to have no end
In several high and vast naves
In the candlelight, concentration and silence
some groups of people immersed in prayer
From the eastern side
delicate glow
is illuminating the sandy path running from the river
gently going upwards
to the portal from ground level
Thoughtful pilgrims are walking along the path
individually and in small groups
I am looking around and looking for familiar facial features
I am entering luminous nave
full of people sitting in the pews
and know that someone is waiting there for me
Etykiety:
blank verse,
blank verses,
Christian poetry,
christianity,
church,
deceased loved ones,
dream,
dreams,
eternal life,
faith,
hope,
longing,
love,
mystery,
pilgrims,
poem,
poems,
poetry,
poetry translation,
prayer
Apple tree
Sandy path
along the tramway track
Trams stopped running
No one needs them anymore
Lush green grass
Intensely green tall trees
The path leads through alternately sunny and shady places
There are no blocks of flats
no houses
no cars
Only silence and calm awaiting
A young family is resting on the grass
An apple tree growing nearby
with four beautiful apples
I am approaching and picking only two of them
And I see you both heading towards me from the distance
Looking just as I remember you from my childhood
You - dressed in a suit - are stepping forward
since you have spotted me from afar
and joyfully exclaiming that these two apples will be enough
pictures- Warsaw, Bemowo
along the tramway track
Trams stopped running
No one needs them anymore
Lush green grass
Intensely green tall trees
The path leads through alternately sunny and shady places
There are no blocks of flats
no houses
no cars
Only silence and calm awaiting
A young family is resting on the grass
An apple tree growing nearby
with four beautiful apples
I am approaching and picking only two of them
And I see you both heading towards me from the distance
Looking just as I remember you from my childhood
You - dressed in a suit - are stepping forward
since you have spotted me from afar
and joyfully exclaiming that these two apples will be enough
pictures- Warsaw, Bemowo
Droga na północny wschód
Za północnym krańcem Puszczy Knyszyńskiej wąska, asfaltowa droga odbijająca na północny wschód. Cicha, spokojna. Falujące łagodnie pagórki, strumyki, rzeczki, pola, łąki, pastwiska, opuszczone samotne drewniane domostwa. Spłoszona krowa wybiega na drogę, biegnie równolegle z samochodem, wystraszona tak bardzo, że nie wie czy czmychnąć z drogi, czy ścigać się z autem. Poszarzałe, naderwane firanki w oknach drewnianego, zapomnianego domu. Murowane kapliczki stojące kiedyś przed domami, których już nie ma. Białe, szare, błękitne, zwieńczone krzyżem. Porozrzucane, kojące oczy zagajniki na horyzoncie. Nowoczesne domy i gospodarstwa. Suvy na lokalnych numerach przemykające z szumem, prowadzone przez zniecierpliwionych kierowców, którym te widoki już na tyle spowszedniały, że nie zawracają sobie nimi głowy. Ostra Góra, Długi Ług, Przystawka. Pachnący - nawet przez okna auta - warzywnik przy domu spokojnej starości, na pagórku z widokiem na rozległe łąki i pola. Przy skrzyżowaniu dróg sad, sporawa kapliczka z drzwiami i okienkami, ołtarzykiem, w której odbywają się nabożeństwa majowe.
Chwilowy postój na polnej drodze. Porywisty wiatr przy święcącym łagodnie wiosennym słońcu miał być podobno zapowiedzią tego złego, co się w tym roku jeszcze wydarzy. Wieże neogotyckiego kościoła w Janowie, powstałego dzięki staraniom ks. Ryszarda Knobelsdorfa. Budowie świątyni sprzeciwiał się gubernator grodzieński – do Grodna wszak stąd rzut kamieniem. To za jego sprawą ks. Knobelsdorf trafił na wygnanie do Pskowa. W 1920 r. został kapelanem Wileńskiej Samoobrony. Pojmany przez bolszewików, przywiązany do wozu i pędzony ponad 200 km do Białegostoku; osadzony został w białostockim więzieniu. 22 sierpnia podczas odwrotu bolszewików spod Warszawy zamordowany wraz z innymi 15 mieszkańcami Białegostoku, na północnych obrzeżach miasta. W miejscu dziś na tyle urokliwym, że nie sposób uwierzyć, by 100 lat temu mogło się w nim wydarzyć coś nieopisanie okrutnego. Smukłe sosny o bursztynowych pniach w popołudniowym słońcu, balsamiczny zapach żywicy, ogródki działkowe tonące w zieleni, jedynie za plecami ruchliwa i głośna estakada trasy S8. Uśmiercony bestialsko na modłę wschodniej despotii. Oprawcy znęcali się nad nim, wycinając na plecach krzyż, obcinając palec z pierścieniem prałackim, i zakopując żywcem w ziemi. Na tablicy kapliczki upamiętaniajacej zbrodnię widnieją nazwiska polskie, niemieckie, żydowskie. Tuż po drugiej wojnie została wysadzona w powietrze na mocy decyzji nowych władz. Jej betonowe elementy, porozrzucane w pobliskich krzakach, widoczne jeszcze były w latach 80-tych ubiegłego wieku. Mama, która do Białegostoku trafiła jako repatriantka z Wileńszczyzny, poznała to miejsce za sprawą pewnego rodowitego białostoczanina - pana Jana Brysiewicza, ojca swojej przyjaciółki, który latem zbierał dzieciaki z całej okolicy, z ulicy Wąskiej i Fabrycznej, i pokazywała miejsca ważne dla historii miasta, snując ciekawe i trudne o nich opowieści, w tym także to z 1920 r., czy nie tak odległe miejsce egzekucji w lesie na Pietraszach z czasów drugiej już wojny.
Od Janowa droga wiedzie na północ, łagodnie odbijając na wschód. Krasne z drewnianym budynkiem starej szkoły w cieniu dorodnych brzóz, kapliczki po zachodniej stronie wsi. Wiekowe drewniane krzyże, niektóre znacznie skrócone o spróchniałą już podstawę. Sucha Góra, Połomin. Nepomuk w murowanej kapliczce przypatrujący się okolicy zza zakratowanych okien. Krzyżówka w okolicy Kolonii Bachmackie, tu droga w stronę wsi Bagny pnie się ku górze, uformowanej na tyle ciekawie, że można odnieść wrażenie, jakby we wczesnym średniowieczu rozlokowało się na niej jakieś jaćwieskie grodzisko. Urokliwy przejrzysty zagajnik, pasące się krowy wśród brzóz.
I kolejny postój przy opuszczonym gospodarstwie. Na słupie bocianie gniazdo. Na łące majowej żółcą się mlecze; soczysta, bujna zieleń, kwitną stare jabłonie, w delikatnym słońcu, lekki powiew wiatru, ciepłe już powietrze, w całości formują jakby odblask tego co ma nadejść i być wieczne. I naprzeciw kamienny krzyż na kamiennym postumencie, porośnięte mchem, z trudnym do odczytania napisem - „Za duszy Rodziców Maryanny z familii Kirejczyków Proszę o 3 Zdrowaś Marya Franciszek Kirejczyk, 1908 r.”.
CDN
Chwilowy postój na polnej drodze. Porywisty wiatr przy święcącym łagodnie wiosennym słońcu miał być podobno zapowiedzią tego złego, co się w tym roku jeszcze wydarzy. Wieże neogotyckiego kościoła w Janowie, powstałego dzięki staraniom ks. Ryszarda Knobelsdorfa. Budowie świątyni sprzeciwiał się gubernator grodzieński – do Grodna wszak stąd rzut kamieniem. To za jego sprawą ks. Knobelsdorf trafił na wygnanie do Pskowa. W 1920 r. został kapelanem Wileńskiej Samoobrony. Pojmany przez bolszewików, przywiązany do wozu i pędzony ponad 200 km do Białegostoku; osadzony został w białostockim więzieniu. 22 sierpnia podczas odwrotu bolszewików spod Warszawy zamordowany wraz z innymi 15 mieszkańcami Białegostoku, na północnych obrzeżach miasta. W miejscu dziś na tyle urokliwym, że nie sposób uwierzyć, by 100 lat temu mogło się w nim wydarzyć coś nieopisanie okrutnego. Smukłe sosny o bursztynowych pniach w popołudniowym słońcu, balsamiczny zapach żywicy, ogródki działkowe tonące w zieleni, jedynie za plecami ruchliwa i głośna estakada trasy S8. Uśmiercony bestialsko na modłę wschodniej despotii. Oprawcy znęcali się nad nim, wycinając na plecach krzyż, obcinając palec z pierścieniem prałackim, i zakopując żywcem w ziemi. Na tablicy kapliczki upamiętaniajacej zbrodnię widnieją nazwiska polskie, niemieckie, żydowskie. Tuż po drugiej wojnie została wysadzona w powietrze na mocy decyzji nowych władz. Jej betonowe elementy, porozrzucane w pobliskich krzakach, widoczne jeszcze były w latach 80-tych ubiegłego wieku. Mama, która do Białegostoku trafiła jako repatriantka z Wileńszczyzny, poznała to miejsce za sprawą pewnego rodowitego białostoczanina - pana Jana Brysiewicza, ojca swojej przyjaciółki, który latem zbierał dzieciaki z całej okolicy, z ulicy Wąskiej i Fabrycznej, i pokazywała miejsca ważne dla historii miasta, snując ciekawe i trudne o nich opowieści, w tym także to z 1920 r., czy nie tak odległe miejsce egzekucji w lesie na Pietraszach z czasów drugiej już wojny.
Od Janowa droga wiedzie na północ, łagodnie odbijając na wschód. Krasne z drewnianym budynkiem starej szkoły w cieniu dorodnych brzóz, kapliczki po zachodniej stronie wsi. Wiekowe drewniane krzyże, niektóre znacznie skrócone o spróchniałą już podstawę. Sucha Góra, Połomin. Nepomuk w murowanej kapliczce przypatrujący się okolicy zza zakratowanych okien. Krzyżówka w okolicy Kolonii Bachmackie, tu droga w stronę wsi Bagny pnie się ku górze, uformowanej na tyle ciekawie, że można odnieść wrażenie, jakby we wczesnym średniowieczu rozlokowało się na niej jakieś jaćwieskie grodzisko. Urokliwy przejrzysty zagajnik, pasące się krowy wśród brzóz.
I kolejny postój przy opuszczonym gospodarstwie. Na słupie bocianie gniazdo. Na łące majowej żółcą się mlecze; soczysta, bujna zieleń, kwitną stare jabłonie, w delikatnym słońcu, lekki powiew wiatru, ciepłe już powietrze, w całości formują jakby odblask tego co ma nadejść i być wieczne. I naprzeciw kamienny krzyż na kamiennym postumencie, porośnięte mchem, z trudnym do odczytania napisem - „Za duszy Rodziców Maryanny z familii Kirejczyków Proszę o 3 Zdrowaś Marya Franciszek Kirejczyk, 1908 r.”.
CDN
piątek, 29 grudnia 2023
Krucyfiks
Ostrzeżenie, które nadeszło w porę
od dalekich kuzynek
by nie podzielić losu
tych co bydlęcymi wagonami
pojechali w przeciwną stronę
Dokumenty kupione od mężczyzny
który miał żonę i dwójkę dzieci
w zbliżonym wieku
i lęk, że ten chłopiec
to jednak dużo młodszy
Chleb zasuszony na podróż
najpotrzebniejsze rzeczy
i obowiązkowo krowa żywicielka
i srebrny krucyfiks rozczłonkowany
ukryty w woreczkach z mąką
I serca, które prawie przestały bić
gdy skośnoocy żołdacy
rozdzielali na granicy matkę z dorosłą córką
kolbą karabinu rozbijając głowę jednej z nich
i zapamiętany przez sześcioletnią dziewczynkę
widok krwi płynącej obficie po twarzy
wymieszanej razem z łzami
Miesięczna podróż z Wilna
przez Kraków
do Białegostoku
bo stąd bliżej będzie do domu
do którego przecież wkrótce będzie można wrócić
I krowa
którą - aby przeżyć - trzeba było sprzedać
a wierne zwierzę następnego dnia wróciło do domu
Pokonało szmat drogi
z podmiejskiej wsi
Stanęła na podwórzu
w ogrodzie przed domem z kolejowych drewnianych podkładów
I sąsiadka zwiastująca pozornie dobrą widomość:
– Pani Szpakowa
pani krowa stoi w ogrodzie przed domem! –
Chwila radości
i rozrywający serce smutek
że zwierzę trzeba jednak zwrócić nowemu gospodarzowi
I samotne bolesne poszukiwania zaginionego męża i ojca
praca ponad ludzkie siły w fabryce przy Włókienniczej
I mała dziewczynka
czekająca samotnie na mamę
przyklejona do ściany bramy
by czuć się bezpieczniej
od dalekich kuzynek
by nie podzielić losu
tych co bydlęcymi wagonami
pojechali w przeciwną stronę
Dokumenty kupione od mężczyzny
który miał żonę i dwójkę dzieci
w zbliżonym wieku
i lęk, że ten chłopiec
to jednak dużo młodszy
Chleb zasuszony na podróż
najpotrzebniejsze rzeczy
i obowiązkowo krowa żywicielka
i srebrny krucyfiks rozczłonkowany
ukryty w woreczkach z mąką
I serca, które prawie przestały bić
gdy skośnoocy żołdacy
rozdzielali na granicy matkę z dorosłą córką
kolbą karabinu rozbijając głowę jednej z nich
i zapamiętany przez sześcioletnią dziewczynkę
widok krwi płynącej obficie po twarzy
wymieszanej razem z łzami
Miesięczna podróż z Wilna
przez Kraków
do Białegostoku
bo stąd bliżej będzie do domu
do którego przecież wkrótce będzie można wrócić
I krowa
którą - aby przeżyć - trzeba było sprzedać
a wierne zwierzę następnego dnia wróciło do domu
Pokonało szmat drogi
z podmiejskiej wsi
Stanęła na podwórzu
w ogrodzie przed domem z kolejowych drewnianych podkładów
I sąsiadka zwiastująca pozornie dobrą widomość:
– Pani Szpakowa
pani krowa stoi w ogrodzie przed domem! –
Chwila radości
i rozrywający serce smutek
że zwierzę trzeba jednak zwrócić nowemu gospodarzowi
I samotne bolesne poszukiwania zaginionego męża i ojca
praca ponad ludzkie siły w fabryce przy Włókienniczej
I mała dziewczynka
czekająca samotnie na mamę
przyklejona do ściany bramy
by czuć się bezpieczniej
czwartek, 28 grudnia 2023
Adamowce
Wieś jak z mickiewiczowskiej ballady
na pagórkach zielonych
Przed wsią na wzgórzu cmentarz
piaszczyste mogiłki
drewniane krzyże
wysokie, niskie
i kurhan na polu
Przy kurhanie rdzawe bagno
którego wody małej dziewczynce przypominały krew
tak, że skacząc po kępkach trawy, bała się by stopa nie osunęła się do rdzawej wody
Wyorywane z ziemi szczątki oręża
I przekazywana z pokolenia na pokolenie
historia o napoleońskiej armii
co szła na Moskwę
o krwawej bitwie jaka rozegrała się w pobliżu
I ogromny kamień przy polnej drodze
na którym kilkuletnia dziewczynka
widziała z oddali aniołka
a gdy się z nim zrównywała
aniołek znikał
by za chwilę
po minięciu głazu
pojawić się znowu
I płacz dziecka przy leśnej drodze
słyszany tylko w nocy
Ksiądz z parafii w Udziale uznał, że pochowano w tym miejscu
nieochrzczone dziecko
Ochrzcił je więc sam:
- Jak panna niech będzie Anna
Jak pan niech będzie Jan. -
I dwudziestokilkuletnia dziewczyna
pierwsza we wsi śmiertelna ofiara wojny
postrzelona przypadkowo w głowę w czasie wymiany ognia
między Niemcami i partyzantami
I predsiedatiel, który w nocy wpadał na koniu do wsi
w skórzanym płaszczu,
krzyczał, groził, wymachiwał naganem
- Przepisuj się na jaką chcesz narodowość, byle nie była polska –
- Ty polackaja morda, ja tiebia ubiju! -
I głośny płacz dziewczynki
rzucającej się mamie na ratunek, obejmującej ją co sił w wątłych ramionach
i krzyk przeszywający skamieniałe serce
– Nie dam mamy!
Wyszedł rozwścieczony trzaskając drzwiami
I nocne ucieczki babci na cmentarz
na łąki, pastwiska, pola, do lasu
by tylko uniknąć przepisania
i noce spędzone w stogach siana
pod które nad ranem podchodziła woda
co boleśnie skróciło babci życie
Rodzice babci
ofiary hiszpanki
Witalis i Emilia
Wcześnie osierocone dzieci
Babcię czytania
uczył jej dziadek
Z książeczki do nabożeństwa
Dom rodzinny babci stał w Krukowszczyźnie
- obecnie części Mosarza -
W 1920 roku
O nadchodzących bolszewikach
Ostrzegł najstarszego brata babci - Justyna
Kilkuletni chłopiec
co sił w nogach przybiegając z miasteczka
Krasnoarmiejcy już się zbliżali
Justyn w ostatniej chwili dosiadł konia
I drugimi wrotami
Uciekł w stronę lasu
Niedoszli oprawcy podjęli pościg
Lecz nie zdołali go pojmać
W rozległej kniei rozpłynął się im jak zjawa
I babcia będąca dzieckiem
witająca polskich ułanów
Razem z innymi mieszkańcami
którzy na widok polskiego wojska
wylegli na drogę
I jezioro, z którego toni w nocy dobiegał dźwięk dzwonków u sań, i ludzkie głosy - śpiewy, nawoływania
Dawno temu zimą
jego wody miały pochłonąć orszak weselny
Pod saniami lód się załamał i nikt nie ocalał
I kuzynka ze szczerą radością witająca mamę
W 1968 r. przybyłą w rodzinne strony
Pół Polka pół Litwinka
W polu przy pracy
Zaskoczona widokiem
Młodej dziewczyny z Polski
I jakiś mityczny przodek, co to w czasie odwrotu napoleńskiej armii spod Moskwy
miał osiąść na stałe w Adamowcach
i być w tej armii - wedle podań - lekarzem
po którym w domu
zostały stare drewniane jakby apteczne meble
I opowieść, że wywędrował gdzieś z Mazowsza, z okolic Ostrołęki
na pagórkach zielonych
Przed wsią na wzgórzu cmentarz
piaszczyste mogiłki
drewniane krzyże
wysokie, niskie
i kurhan na polu
Przy kurhanie rdzawe bagno
którego wody małej dziewczynce przypominały krew
tak, że skacząc po kępkach trawy, bała się by stopa nie osunęła się do rdzawej wody
Wyorywane z ziemi szczątki oręża
I przekazywana z pokolenia na pokolenie
historia o napoleońskiej armii
co szła na Moskwę
o krwawej bitwie jaka rozegrała się w pobliżu
I ogromny kamień przy polnej drodze
na którym kilkuletnia dziewczynka
widziała z oddali aniołka
a gdy się z nim zrównywała
aniołek znikał
by za chwilę
po minięciu głazu
pojawić się znowu
I płacz dziecka przy leśnej drodze
słyszany tylko w nocy
Ksiądz z parafii w Udziale uznał, że pochowano w tym miejscu
nieochrzczone dziecko
Ochrzcił je więc sam:
- Jak panna niech będzie Anna
Jak pan niech będzie Jan. -
I dwudziestokilkuletnia dziewczyna
pierwsza we wsi śmiertelna ofiara wojny
postrzelona przypadkowo w głowę w czasie wymiany ognia
między Niemcami i partyzantami
I predsiedatiel, który w nocy wpadał na koniu do wsi
w skórzanym płaszczu,
krzyczał, groził, wymachiwał naganem
- Przepisuj się na jaką chcesz narodowość, byle nie była polska –
- Ty polackaja morda, ja tiebia ubiju! -
I głośny płacz dziewczynki
rzucającej się mamie na ratunek, obejmującej ją co sił w wątłych ramionach
i krzyk przeszywający skamieniałe serce
– Nie dam mamy!
Wyszedł rozwścieczony trzaskając drzwiami
I nocne ucieczki babci na cmentarz
na łąki, pastwiska, pola, do lasu
by tylko uniknąć przepisania
i noce spędzone w stogach siana
pod które nad ranem podchodziła woda
co boleśnie skróciło babci życie
Rodzice babci
ofiary hiszpanki
Witalis i Emilia
Wcześnie osierocone dzieci
Babcię czytania
uczył jej dziadek
Z książeczki do nabożeństwa
Dom rodzinny babci stał w Krukowszczyźnie
- obecnie części Mosarza -
W 1920 roku
O nadchodzących bolszewikach
Ostrzegł najstarszego brata babci - Justyna
Kilkuletni chłopiec
co sił w nogach przybiegając z miasteczka
Krasnoarmiejcy już się zbliżali
Justyn w ostatniej chwili dosiadł konia
I drugimi wrotami
Uciekł w stronę lasu
Niedoszli oprawcy podjęli pościg
Lecz nie zdołali go pojmać
W rozległej kniei rozpłynął się im jak zjawa
I babcia będąca dzieckiem
witająca polskich ułanów
Razem z innymi mieszkańcami
którzy na widok polskiego wojska
wylegli na drogę
I jezioro, z którego toni w nocy dobiegał dźwięk dzwonków u sań, i ludzkie głosy - śpiewy, nawoływania
Dawno temu zimą
jego wody miały pochłonąć orszak weselny
Pod saniami lód się załamał i nikt nie ocalał
I kuzynka ze szczerą radością witająca mamę
W 1968 r. przybyłą w rodzinne strony
Pół Polka pół Litwinka
W polu przy pracy
Zaskoczona widokiem
Młodej dziewczyny z Polski
I jakiś mityczny przodek, co to w czasie odwrotu napoleńskiej armii spod Moskwy
miał osiąść na stałe w Adamowcach
i być w tej armii - wedle podań - lekarzem
po którym w domu
zostały stare drewniane jakby apteczne meble
I opowieść, że wywędrował gdzieś z Mazowsza, z okolic Ostrołęki
piątek, 22 grudnia 2023
Flint
Loss which for the next time I shall go through
And on my own
I am not able to cope
Straight forest road
framed with slender pines and firs
soaring to the horizon
On the forest crossroads
If one is going to walk to the north
One will reach remnants of the wayside shrine on the pine
With Jesus hanging on one arm
If one is going to walk to the south
One will reach the ancient flint mine
Pines and firs yield to
deciduous alders and oaks
A majestic deer
not expecting intruders
standing on the road
will flee to the forest
when the wind will change its direction
Crushed flints
crunching under feet
Sunbeams are slipping between the trunks and foliage
falling on the road
and caressing the piece of flint upright placed
And a slight gust of wind is announcing
that apart from the beauty of the moment
there is the beauty much more marvellous
And on my own
I am not able to cope
Straight forest road
framed with slender pines and firs
soaring to the horizon
On the forest crossroads
If one is going to walk to the north
One will reach remnants of the wayside shrine on the pine
With Jesus hanging on one arm
If one is going to walk to the south
One will reach the ancient flint mine
Pines and firs yield to
deciduous alders and oaks
A majestic deer
not expecting intruders
standing on the road
will flee to the forest
when the wind will change its direction
Crushed flints
crunching under feet
Sunbeams are slipping between the trunks and foliage
falling on the road
and caressing the piece of flint upright placed
And a slight gust of wind is announcing
that apart from the beauty of the moment
there is the beauty much more marvellous
Etykiety:
beauty,
blank verse,
faith,
forest,
forest poetry,
forest road,
hope,
longing,
loss,
love,
metaphysics,
mystery,
nature,
nature poetry,
poem,
poems,
poetry,
poetry translation,
road,
trees
Krzemień
Strata, którą po raz kolejny trzeba oswoić
I w pojedynkę
Nie można tego uczynić
Prosta leśna droga
w obramowaniu smukłych sosen i świerków
w oddali pnie się ku górze
Na leśnej krzyżówce
Chcąc iść na północ
Dotrzemy do resztek drewnianej kapliczki zawieszonej na sośnie
Z Jezusem boleśnie zwisającym na jednym ramieniu
Chcąc iść na południe
Dotrzemy do prastarej kopalni krzemienia
Sosny i świerki ustąpią miejsca
Liściastym olszom i dębom
Dorodny jeleń
Nie spodziewając się intruzów
Przystanie na drodze
I czmychnie w gęstwinę gdy wiatr zmieni kierunek
Pokruszone krzemienie
Chrzęszczą pod stopami
Promienie słońca prześlizgują się między pniami i listowiem
Padają na drogę
I muskają ustawiony na sztorc skrawek krzemienia
A lekki podmuch wiatru zwiastuje
Że za pięknem tej chwili
Jest piękno jeszcze piękniejsze
I w pojedynkę
Nie można tego uczynić
Prosta leśna droga
w obramowaniu smukłych sosen i świerków
w oddali pnie się ku górze
Na leśnej krzyżówce
Chcąc iść na północ
Dotrzemy do resztek drewnianej kapliczki zawieszonej na sośnie
Z Jezusem boleśnie zwisającym na jednym ramieniu
Chcąc iść na południe
Dotrzemy do prastarej kopalni krzemienia
Sosny i świerki ustąpią miejsca
Liściastym olszom i dębom
Dorodny jeleń
Nie spodziewając się intruzów
Przystanie na drodze
I czmychnie w gęstwinę gdy wiatr zmieni kierunek
Pokruszone krzemienie
Chrzęszczą pod stopami
Promienie słońca prześlizgują się między pniami i listowiem
Padają na drogę
I muskają ustawiony na sztorc skrawek krzemienia
A lekki podmuch wiatru zwiastuje
Że za pięknem tej chwili
Jest piękno jeszcze piękniejsze
Etykiety:
Bóg,
chwila,
droga,
Jezus,
las,
metafizyka,
miłość,
nadzieja,
natura,
piękno,
piękno chwili,
poezja,
puszcza,
Puszcza Knyszyńska,
strata,
tęsknota,
wiara,
wiersz,
wiersz biały,
wiersze
czwartek, 21 grudnia 2023
Kalwaria
Lesiste wzgórza
prawie na obrzeżach centrum miasta
smukłe masztowe sosny
Na wyraźnie zarysowane nad ziemią fundamenty wysadzonej w powietrze kaplicy
nachodzi brutalnie posowiecki pawilon
I Chrystus rozpięty na konarach sosny
idealnie układających się w krzyż
Plątanina ścieżek
strumyk
po zboczu wzgórza schodzimy w dół
by ze źródła dłonią zaczerpnąć krystalicznej wody
Tylko z opowieści wiem,
że te ścieżki jako pielgrzym przemierzałaś
Być może idziemy krok w krok
Te same drobinki piasku
te same sosny
ten sam balsamiczny ich zapach
te same wzgórza
i tak samo świeci słońce
Jestem już tak blisko miejsca
z którego wyszłaś w daleki świat
już mój
i już mi dobrze znany
a czuję, że to jednak tu jest mój dom
prawie na obrzeżach centrum miasta
smukłe masztowe sosny
Na wyraźnie zarysowane nad ziemią fundamenty wysadzonej w powietrze kaplicy
nachodzi brutalnie posowiecki pawilon
I Chrystus rozpięty na konarach sosny
idealnie układających się w krzyż
Plątanina ścieżek
strumyk
po zboczu wzgórza schodzimy w dół
by ze źródła dłonią zaczerpnąć krystalicznej wody
Tylko z opowieści wiem,
że te ścieżki jako pielgrzym przemierzałaś
Być może idziemy krok w krok
Te same drobinki piasku
te same sosny
ten sam balsamiczny ich zapach
te same wzgórza
i tak samo świeci słońce
Jestem już tak blisko miejsca
z którego wyszłaś w daleki świat
już mój
i już mi dobrze znany
a czuję, że to jednak tu jest mój dom
Etykiety:
babcia,
Bóg,
dom,
Kalwaria Wileńska,
korzenie,
mała ojczyzna,
miłość,
nadzieja,
ojczyzna,
pielgrzym,
pielgrzymowanie,
poezja,
rodzina,
tęsknota,
wiara,
wiersz,
wiersz biały,
wiersze,
więzi,
Wilno
wtorek, 19 grudnia 2023
Na wzgórzu
Majestatyczny
Na wzgórzu
Kościół
W mroku wczesnego poranka
Wspięcie się doń jest nie lada wyczynem
Po schodach zdających się nie mieć końca
W kilku wysokich i rozległych nawach
W świetle świec, skupieniu i ciszy
Grupki rozmodlonych ludzi
Od strony wschodniej
Delikatny blask
Rozświetla piaszczystą ścieżkę wiodącą od rzeki
Łagodnie pnącą się w górę
Do wejścia już z poziomu ziemi
Kroczą nią zamyśleni pielgrzymi
Pojedynczo i małymi grupami
Przypatruję się i szukam znajomych rysów twarzy
Wchodzę do świetlistej nawy
pełnej ludzi siedzących w ławach
i wiem, że ktoś będzie w niej na mnie czekał
Na wzgórzu
Kościół
W mroku wczesnego poranka
Wspięcie się doń jest nie lada wyczynem
Po schodach zdających się nie mieć końca
W kilku wysokich i rozległych nawach
W świetle świec, skupieniu i ciszy
Grupki rozmodlonych ludzi
Od strony wschodniej
Delikatny blask
Rozświetla piaszczystą ścieżkę wiodącą od rzeki
Łagodnie pnącą się w górę
Do wejścia już z poziomu ziemi
Kroczą nią zamyśleni pielgrzymi
Pojedynczo i małymi grupami
Przypatruję się i szukam znajomych rysów twarzy
Wchodzę do świetlistej nawy
pełnej ludzi siedzących w ławach
i wiem, że ktoś będzie w niej na mnie czekał
Etykiety:
Bóg,
chrześcijaństwo,
czekanie,
człowiek,
duch,
dusza,
kościół,
miłość,
nadzieja,
oczekiwanie,
poezja,
sen,
wiara,
wiersz,
wiersz biały,
wiersze,
życie wieczne
poniedziałek, 18 grudnia 2023
Moja dzielnica
Drewniane domy
Ogrody
Werandy
Ganki
Gęsta zabudowa
Plątanina wąskich uliczek
Równoległych, prostopadłych
Wszystkie przedmioty w pustych domach i wokół nich
pozostawione jakby tylko na chwilę
Czekają na powrót
Murowana kamienica
Wiśniowe drzewa i jabłonie
Na schodkach przed drzwiami siedzi starsza siwowłosa kobieta
Czeka, by opowiedzieć ważną historię
Aż ktoś przystanie i jej wysłucha
Ulica zdaje się nie mieć końca
Murowana plebania przy ceglanym kościele
Duchowny, który zaprasza na taras
I życzliwa obecność młodych ludzi
Którzy wiodą mnie w stronę wiekowego drewnianego domu
Z wyjątkowej urody zdobieniami
Zjawiskowe ujęcie
Chcę zamknąć w pamięci ten obraz
Spocząć w tym miejscu
Oprzeć głowę
i trwać w tym bezczasie pełnym miłości
Ogrody
Werandy
Ganki
Gęsta zabudowa
Plątanina wąskich uliczek
Równoległych, prostopadłych
Wszystkie przedmioty w pustych domach i wokół nich
pozostawione jakby tylko na chwilę
Czekają na powrót
Murowana kamienica
Wiśniowe drzewa i jabłonie
Na schodkach przed drzwiami siedzi starsza siwowłosa kobieta
Czeka, by opowiedzieć ważną historię
Aż ktoś przystanie i jej wysłucha
Ulica zdaje się nie mieć końca
Murowana plebania przy ceglanym kościele
Duchowny, który zaprasza na taras
I życzliwa obecność młodych ludzi
Którzy wiodą mnie w stronę wiekowego drewnianego domu
Z wyjątkowej urody zdobieniami
Zjawiskowe ujęcie
Chcę zamknąć w pamięci ten obraz
Spocząć w tym miejscu
Oprzeć głowę
i trwać w tym bezczasie pełnym miłości
piątek, 15 grudnia 2023
Antokolskie syntezy
Jeszcze chwila
i mijamy szpital
mignie też odrobina nowoczesności
ruch spory jak na stolicę przystało
choć to z dala od centrum
Zjazd w węższą, o wiele spokojniejszą ulicę
dalej droga łagodnie pnie się ku górze
zamyka ją sosnowy las łączący się z błękitnym niebem
Nawet odrapane sowieckie bloki przetykane drzewami
żółknącymi i czerwieniejącymi w promieniach północnego słońca
nie rażą tak mocno
i - w efekcie - jakby chroniły cudem ocalały drewniany dom
z zupełnie innego niż one świata
Tuż obok pusty plac zabaw
i jabłoń, która podobno pamięta Faustynę
Jeszcze niedawno biegały tu dzieci
teraz jest cisza, spokój,
powroty z pracy do domu,
snują się zapachy gotowanych obiadów
Wnętrze przestronne, nasłonecznione,
przychodzi kilka kobiet
Za chwilę melodyjnym litewskim Koronkę -
w tym domu podyktowaną po raz pierwszy -
rozpocznie jedna z nich,
która przy wejściu obdarowała nas - prosto z dłoni - trzema jabłkami
odpowiadamy polskimi słowami
I popłyną z ulicy Grzybowej
dobrze znane frazy
wspólnie ku Niebu
antokolskie syntezy,
naturalne pojednania
i mijamy szpital
mignie też odrobina nowoczesności
ruch spory jak na stolicę przystało
choć to z dala od centrum
Zjazd w węższą, o wiele spokojniejszą ulicę
dalej droga łagodnie pnie się ku górze
zamyka ją sosnowy las łączący się z błękitnym niebem
Nawet odrapane sowieckie bloki przetykane drzewami
żółknącymi i czerwieniejącymi w promieniach północnego słońca
nie rażą tak mocno
i - w efekcie - jakby chroniły cudem ocalały drewniany dom
z zupełnie innego niż one świata
Tuż obok pusty plac zabaw
i jabłoń, która podobno pamięta Faustynę
Jeszcze niedawno biegały tu dzieci
teraz jest cisza, spokój,
powroty z pracy do domu,
snują się zapachy gotowanych obiadów
Wnętrze przestronne, nasłonecznione,
przychodzi kilka kobiet
Za chwilę melodyjnym litewskim Koronkę -
w tym domu podyktowaną po raz pierwszy -
rozpocznie jedna z nich,
która przy wejściu obdarowała nas - prosto z dłoni - trzema jabłkami
odpowiadamy polskimi słowami
I popłyną z ulicy Grzybowej
dobrze znane frazy
wspólnie ku Niebu
antokolskie syntezy,
naturalne pojednania
Tramwaj na wyspę Świętej Małgorzaty
Pochmurna środa
w samo południe
długi żółty tramwaj
życzliwy dwudziestolatek z deskorolką pod pachą
opisał drogę z najdrobniejszymi szczegółami
a później jeszcze przejdzie z jednego końca tramwaju na drugi
by przypomnieć, że za chwilę jest już ten właściwy przystanek
Wyciszone popołudniowe Zuglo
nie czuć w tym miejscu tętna wielkiego miasta
słońce nadal nie mogło się przedrzeć przez chmury
zieleń przez to jakby nieco wypłowiała
zachowane kamienice z początku ubiegłego wieku
które przetrwały wojnę, a później powstanie
a dalej już bloki gulaszowego socjalizmu
i jeszcze mignie coś nowoczesnego
Przystanek gdzieś przy estakadzie
Wsiadł starszy mężczyzna
z innej epoki
dłuższe siwe włosy zaczesane do tyłu
spodnie zaprasowane na kant
koszula w delikatną kratkę
łagodny zamyślony wyraz twarzy
I byłem już pewien, że nasze oblicza
temperamenty, nawet drobne upodobania
mogą powtarzać się co do joty
Pojawił się ktoś kogo już dobrze znałem
widząc po raz pierwszy
w samo południe
długi żółty tramwaj
życzliwy dwudziestolatek z deskorolką pod pachą
opisał drogę z najdrobniejszymi szczegółami
a później jeszcze przejdzie z jednego końca tramwaju na drugi
by przypomnieć, że za chwilę jest już ten właściwy przystanek
Wyciszone popołudniowe Zuglo
nie czuć w tym miejscu tętna wielkiego miasta
słońce nadal nie mogło się przedrzeć przez chmury
zieleń przez to jakby nieco wypłowiała
zachowane kamienice z początku ubiegłego wieku
które przetrwały wojnę, a później powstanie
a dalej już bloki gulaszowego socjalizmu
i jeszcze mignie coś nowoczesnego
Przystanek gdzieś przy estakadzie
Wsiadł starszy mężczyzna
z innej epoki
dłuższe siwe włosy zaczesane do tyłu
spodnie zaprasowane na kant
koszula w delikatną kratkę
łagodny zamyślony wyraz twarzy
I byłem już pewien, że nasze oblicza
temperamenty, nawet drobne upodobania
mogą powtarzać się co do joty
Pojawił się ktoś kogo już dobrze znałem
widząc po raz pierwszy
czwartek, 14 grudnia 2023
Kościół Świętej Elżbiety Węgierskiej
Nie mogłem wiedzieć,
że rozświetlona popołudniowym słońcem nawa
nie ukaże mi się więcej w ten sam sposób
nie powtórzy się ten sam nastrój
ten sam widok pustego wnętrza
drewnianych ław
zapach spalonego kadzidła
Rozeta i dwie smukłe wieże nie zachwycą tak intensywnie i beztrosko
I figura Świętej Elżbiety
w jasnym blasku powszedniego dnia
tak dobrze zapamiętana, mimowolnie, jakby na wszelki wypadek
Jasnoceglany delikatny neogotyk,
ażurowy, sięgający nieba,
doskonale znany z podlaskich zielonych pagórków,
jednakowe daje ukojenie
w zgiełku wielkiego miasta
i w ciszy otwartych, falujących przestrzeni
że rozświetlona popołudniowym słońcem nawa
nie ukaże mi się więcej w ten sam sposób
nie powtórzy się ten sam nastrój
ten sam widok pustego wnętrza
drewnianych ław
zapach spalonego kadzidła
Rozeta i dwie smukłe wieże nie zachwycą tak intensywnie i beztrosko
I figura Świętej Elżbiety
w jasnym blasku powszedniego dnia
tak dobrze zapamiętana, mimowolnie, jakby na wszelki wypadek
Jasnoceglany delikatny neogotyk,
ażurowy, sięgający nieba,
doskonale znany z podlaskich zielonych pagórków,
jednakowe daje ukojenie
w zgiełku wielkiego miasta
i w ciszy otwartych, falujących przestrzeni
Kościół Świętej Anny
Deptak z kantorami
eleganckimi butikami
knajpkami z plastikowymi ogródkami
W pamięci pozostała mi jeszcze herbaciarnia
do której wchodziło się przez bramę
na przestronne podwórze
i z niego przez drewniane drzwi
do labiryntu
małych i większych pomieszczeń
korytarzy
Samk herbaty i kostek cukru gdzieś z Uzbekistanu
A za bramą
istna wieża Babel
ludzkie tłumy
przemieszane języki
żar rozgrzanego szkła i kamienia
zapach słodkości wszelkich
pieczonego mięsa
mdłych perfum
I wystarczy nieco zboczyć
na niewielki plac
przy którymi usadowił się
jednowieżowy barokowy kościół
Święta Anna
która nie pyszni się jak na barok przystało
Nieoczekiwaną prostotą
zapowiada ochłodę i ciszę
Przez półmrok kruchty
do delikatnie rozświetlonej nawy
w przyjazny chłód drewnianych ław
I po tej naszej długiej modlitwie pozostało mi już tylko wspomnienie
eleganckimi butikami
knajpkami z plastikowymi ogródkami
W pamięci pozostała mi jeszcze herbaciarnia
do której wchodziło się przez bramę
na przestronne podwórze
i z niego przez drewniane drzwi
do labiryntu
małych i większych pomieszczeń
korytarzy
Samk herbaty i kostek cukru gdzieś z Uzbekistanu
A za bramą
istna wieża Babel
ludzkie tłumy
przemieszane języki
żar rozgrzanego szkła i kamienia
zapach słodkości wszelkich
pieczonego mięsa
mdłych perfum
I wystarczy nieco zboczyć
na niewielki plac
przy którymi usadowił się
jednowieżowy barokowy kościół
Święta Anna
która nie pyszni się jak na barok przystało
Nieoczekiwaną prostotą
zapowiada ochłodę i ciszę
Przez półmrok kruchty
do delikatnie rozświetlonej nawy
w przyjazny chłód drewnianych ław
I po tej naszej długiej modlitwie pozostało mi już tylko wspomnienie
środa, 13 grudnia 2023
Jabłoń
Piaszczysta ścieżka
Wzdłuż torowiska
Tramwaje przestały kursować
Nikomu nie są już potrzebne
Bujna zielona trawa
Intensywnie zielone drzewa
Ścieżka wiedzie przez miejsca na przemian słoneczne i cieniste
Nie ma bloków
Nie ma domów
Żadnych samochodów
Jest cisza i spokojne oczekiwanie
Na trawie odpoczywa młoda rodzina
Tuż obok rośnie jabłoń
Z czterema dorodnymi jabłkami
Podchodzę i zrywam tylko dwa
I widzę jak z oddali zmierzacie w moją stronę
Tacy jak zapamiętałem was z dzieciństwa
Wysunąłeś się do przodu
Wypatrzyłeś mnie z daleka
I radośnie zawołałeś, że te dwa w zupełności wystarczą
zdjęcia - Warszawa, Bemowo
Wzdłuż torowiska
Tramwaje przestały kursować
Nikomu nie są już potrzebne
Bujna zielona trawa
Intensywnie zielone drzewa
Ścieżka wiedzie przez miejsca na przemian słoneczne i cieniste
Nie ma bloków
Nie ma domów
Żadnych samochodów
Jest cisza i spokojne oczekiwanie
Na trawie odpoczywa młoda rodzina
Tuż obok rośnie jabłoń
Z czterema dorodnymi jabłkami
Podchodzę i zrywam tylko dwa
I widzę jak z oddali zmierzacie w moją stronę
Tacy jak zapamiętałem was z dzieciństwa
Wysunąłeś się do przodu
Wypatrzyłeś mnie z daleka
I radośnie zawołałeś, że te dwa w zupełności wystarczą
zdjęcia - Warszawa, Bemowo
Etykiety:
apokalipsa,
Bóg,
chrześcijańska poezja,
chrześcijaństwo,
człowiek,
duch,
dusza,
miłość,
nadzieja,
nowa ziemia,
poezja,
rodzice,
rodzina,
tęsknota,
wiara,
wiersz,
wiersz biały,
wiersze,
więzi,
życie wieczne
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...