Nie wiem czy to nie świadczy przypadkiem o mojej zrzędliwości, bo choć czuję się nadzwyczaj młodo, właściwie nie tylko się czuję, ale jestem rzeczywiście wciąż młody, to jednak postanowiłem napisać o pewnych zachowaniach wśród obecnych studentów, które mnie zwyczajnie oburzają. Po obejrzeniu wczoraj w TV zdjęć z juwenaliów wrocławskich, przypomniałem sobie o nie tak dawnych juwenaliach białostockich i pewnym artykule opublikowanym swego czasu w "Obywatelu" autorstwa profesora, którego imienia i nazwiska nie przypomnę sobie teraz. Otóż ów profesor pisał w rzeczonym artykule o tym, jak to niekiedy trudno jest obecnie odróżnić studenta od zwykłego żula, i pod względem języka, jakim i jeden i drugi się posługują, i pod względem zachowania. I trudno się z tą tezą nie zgodzić. Nie tak dawno trafiłem na koncert czterech narodów zorganizowany w ramach białostockich juwenaliów. Występowały na nim zespoły z Białorusi - N.R.M., Ukrainy - Flit, Polski - Bracia, i Litwy - Żalvarinis. I najwyraźniej zdecydowana większość publiczności przyszła na występ zespołu białoruskiego. Muzycy mieli jednak trudności z przekroczeniem granicy, więc przed nimi wystąpił polski zespół - Bracia. Sam stałem pod sceną zmarznięty, w błocie, w strugach deszczu, nie mogąc się doczekać występu N.R.M. Pojawiła się jednak grupka studentów - ubrania i całkiem inteligentne wyrazy twarzy zdradzały studentów - którzy nie zważając na to, że Białorusini jeszcze nie dojechali, zaczęli wykrzykiwać wielokrotnie w stronę Braci - "wypierdalać!". Wiem, że takie okrzyki niegdyś na koncertach w Jarocinie to był chleb powszedni, mimo to szalenie mnie to zbulwersowało. Choć studia ukończyłem w 2000 r. i w czasach licealnych i studenckich zdarzało mi się dużo częściej bywać na wszelakich koncertach niż obecnie, to jednak ani mnie, ani moim kumplom nie przyszłoby do głowy, by do jakiegokolwiek zespołu wykrzykiwać "wypierdalać", nawet jeśli był to zespół, co do którego mieliśmy tylko jedno życzenie - aby jak najprędzej zszedł ze sceny.
Rozmyślając o tych współczesnych obyczajach studenckich przypomniałem sobie także - choć było to już ponad 10 lat temu - jak znalazłem się któregoś razu na wykładzie profesor Marii Szyszkowskiej ze studentami niższego roku. I muszę przyznać, że wcale nie dziwiły mnie słowa wypowiedziane później przez panią profesor w obecności moich znajomych, że Białystok to dla niej kula u nogi. Pewnie nie tylko ten wykład o tym zadecydował, ale na moim roku takie zachowania byłyby nie do pomyślenia, choć byliśmy tylko o rok wyżej. Szum, rozmowy, zero zainteresowania treścią wykładu, ktoś popijał piwo, jakaś dziewczyna za nami podczas rozmowy ze swoją kumpelą wyznała jej, że straciła szacunek do samej siebie, jacyś panowie obok nas analizowali słowa pewnej modelki, która wedle nich miała zatracić hierarchię wartości. Momentami miałem trudności z usłyszeniem głosu profesor Szyszkowskiej.
I choć było to około 10 lat temu, to jednak wiadomości które docierają do mnie o obecnych studentach wskazują na to, że teraz jest jeszcze dużo gorzej. Nie twierdzę, że sam byłem święty, alkohol popijaliśmy nie tak wcale rzadko - najlepszym miejscem do alkoholizacji były stawy przy Mickiewicza, gdzie obecnie wznosi się galeria Biała - woda, bujna, soczysta zieleń, rozległe, ciągnące się niemal do rzeki stare opuszczone ogrody, słowem żyć nie umierać. I trawkę zdarzało mi się popalać - nie widzę w tym nic złego, wziąwszy pod uwagę, że czynił to także obecnie nam jaśnie panujący premier Rzeczypospolitej Polskiej - Donald Tusk. Były jednak granice, do których przekroczenia nigdy bym się z moimi kumplami nie posunął. Bycie studentem do czegoś jednak zobowiązywało, niosło ze sobą jakiś etos. Teraz najwyraźniej, cytując klasyka "hulaj dusza, piekła nie ma". Apelowałbym jednak mimo to do studentów - dalej cytując klasyka - "by nie kroczyli tą drogą!"
niedziela, 18 maja 2008
Studenckie obyczaje
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz