środa, 11 czerwca 2008

Nadludzie z Polski

Nie po raz pierwszy zdarzyło mi się wysłuchać wielu gorzkich słów o zachowaniu Polaków za granicą, które mogłyby wskazywać na swego rodzaju syndrom postkolonialny dawnych mieszkańców metropolii, choć nie jest to do końca właściwe określenie, bo w końcu np. Słowacja znajdowała się pod panowaniem polskim tylko za rządów Bolesława Chrobrego o czym też nie wszyscy pewnie wiedzą, i chwała Bogu!

Swego czasu w dodatku do "Rzeczpospolitej" - Plus - Minus był publikowany cykl artykułów o tym, jak nas postrzegają sąsiedzi. Najmocniej utkwił mi w pamięci artykuł opisujący spostrzeżenia Słowaków na nasz temat, a w nim wypowiedzi pewnej słowackiej ekspedientki i pewnego Słowaka - mieszkańca jednego z miast obleganych naonczas przez polskich turystów. Ekspedientka opowiadała o tym, jak to pewnego razu do sklepu, w którym pracowała zawitała polska wycieczka, a wśród jej uczestników znalazła się pewna kobieta, która podeszła do lady i zażądała (tak!, nie poprosiła, lecz zażądała) wszystkich alkoholi stojących na jednej z półek. A ponieważ wcześniej nie zdarzali się podobni klienci, zdumiona sprzedawczyni, chcąc się upewnić, czy aby na pewno dobrze zrozumiała żądanie, zapytała czy ma podać wszystkie alkohole z owej półki. To pytanie miało tak rozsierdzić rzeczoną klientkę, że zaczęła krzyczeć na Bogu ducha winną Słowaczkę, obrzucając ją przy okazji niezbyt miłymi epitetami.

Natomiast wspomniany wyżej Słowak miał być świadkiem licznych aroganckich zachowań ze strony nienaturalnie głośnych, niekulturalnych, aroganckich, poobwieszanych drogimi aparatami, w markowych drogich sportowych butach polskich turystów wylewających się z autokarów, by obejrzeć średniowieczny zamek w jego urokliwym miasteczku. A był to czas, kiedy Słowacja należała do jednego z najuboższych krajów w naszym regionie, natomiast my zaczęliśmy się gwałtownie bogacić (druga połowa lat 90 - tych).

Samemu wielokrotnie zdarzało mi się obserwować podobne zachowania Polaków na Słowacji, na Węgrzech, wyniosłe, naburmuszone miny, pogardliwe odnoszenie się np. do personelu restauracji, i wiele innych śmieszności.

Natomiast w ubiegłą niedzielą pewna znajoma moich rodziców, opowiedziała mi o niedawno poznanej przez nią w Druskiennikach młodej dziewczynie z mieszanej rodziny - litewsko - polsko - białoruskiej, która prowadziła jeden z tamtejszych pensjonatów. Jak wiadomo po wejściu Polski do strefy Schengen niemal cała polska brać, którą na to stać, rozjeżdża się tłumnie na długie weekendy do krajów będących członkami UE, które są względnie tanie, w tym m.in. na Litwę. A tam dopiero można sobie pohulać, odreagowując wszystkie swoje kompleksy, bo gdzież indziej, jeśli nie właśnie w krajach, które pozornie są od nas uboższe. Litwę poza tym traktujemy, jako swego rodzaju naszą byłą posiadłość czy kolonię. Tam dopiero można pozadzierać nosa, bo już w Niemczech, Wielkiej Brytanii od razu nam go utrą, tam stajemy się potulni, mili, kulturalni, znamy języki, dajemy się poznać jako solidni, rzetelni i wykwalifikowani pracownicy, tak, że cała Europa się nami zachwyca, jacy to jesteśmy mobilni i przydatni, a my w tym czasie musimy tłamsić to nasze poczucie niższości wykonując prace, których nie chcą wykonywać obywatele krajów nas goszczących. Na zewnątrz uśmiech, a wewnątrz wszystko kipi. Nawet ci, którzy nie jeżdżą na Zachód, odczuwają wstyd i dyskomfort za swoich rodaków, a że niestety istnieje w życiu społecznym zjawisko, które nazywa się "hierarchią dziobania" odbijamy sobie na narodach, które z jakichś przyczyn - zupełnie zresztą nieuzasadnionych - postrzegamy za gorsze od nas, tj. na Litwinach, Słowakach, Białorusinach, Rosjanach, Ukraińcach czy Rumunach.

Wracając zaś do opowieści znajomej rodziców - owa Litwinka z mieszanej rodziny miała się strasznie uskarżać na przybyszów z Polski, zwłaszcza na warszawiaków, którzy wedle jej słów mieli być trudni w kontakcie, aroganccy i zarozumiali, dużo bardziej niż goście z innych części Polski.

I nie w tym rzecz, by się pastwić nad warszawiakami - co czynią często mieszkańcy wszystkich pozostałych części Polski - bo sam znam wielu nadzwyczaj miłych, kulturalnych i uczynnych mieszkańców stolicy, ale by zwrócić uwagę na pewne niepokojące zjawisko całkowicie nieuzasadnionego poczucia wyższości jakiejś grupy Polaków, która je otwarcie manifestuje wobec przedstawicieli innych nacji, o ile tylko może sobie na to pozwolić, a które tak naprawdę jest tylko i wyłącznie próbą zagłuszenia własnych kompleksów. Szkoda jednak, że cierpi na tym wizerunek całego narodu, bo o generalizację nadzwyczaj łatwo.

5 komentarzy:

anna pisze...

boże, gdzie te hulające na Litwie tłumy; o ile mi wiadomo, to wędrują tam wyłącznie pielgrzymki sentymentalne starszych ludzi...

Choć generalnie, co do obrazu Polaka-chama (i to nie tylko za granicą) - zgoda!

wschody słońca pisze...

No niestety, to nie tylko sentymentalne wycieczki starszych osób. Ostatnio jakiś patriotycznie nastawiony pan - w średnim wieku, z centralnej Polski - pytał mnie czy kibice Jagielonii Białystok, w święto Konstytucji wywieszają flagi. To w jego wyobrażeniu miałby być rpzejaw patriotyzmu, a kibice ostatnimi Mohikanami polskiego patriotyzmu, sporo do Wilna przyjeżdża tego typu patriotów.

anna pisze...

Jestem kompletnie zaskoczona - odpowiadasz na moje posty, linijka po linijce, choć obawiałam się, że będziesz zarówno ilością jak i treścią zirytowany. Wdzieram się na Twoje strony i komentuję bez zaproszenia...Imponuje mi Twój szacunek do człowieka. Najdziwniejsze, że we wszystkim, jakkolwiek to może nudnawo brzmieć, masz generalnie rację. Najbardziej bałam się wątku politycznego, bo on w Polsce bywa najniebezpieczniejszy, ale także tu masz, o dziwo! rację. Ja dojrzewam do tego, choć nigdy nie byłam fanką, raczej pragmatycznym kibicem PO, że zmieniłam się chyba w anarchistkę:)


Bardzo dziękuję za tę wymianę poglądów, życzę wielu jeszcze pięknych spotkań z ziemią polskiego Wschodu, błyskotliwych tekstów i zdjęć "z duszą"

anna pisze...

PS Teksty pt. np. "Eseje białostockie", chętniej czytałabym w druku niż z ekranu:)

wschody słońca pisze...

Jest mi bardzo miło, że odkryłaś mego bloga, przeczytałaś tak dużo na nim postów i jeszcze na dodatek zechciałaś je skomentować. Bo niby to pisze się dla siebie samego, ale przecież z nadzieją, że ktoś to przeczyta i jeszcze doceni ;-)

Nie wyobrażam sobie by można było nie odpowiadać na komentarze pod postami, tak jak nie wyobrażam sobie bym mógł nie odpowiedzieć na maila, na list, na smsa, na czyjeś pozdrowienie, na próbę nawiązania rozmowy.

Wątek polityczny, to taki sam wątek, jak każdy inny. Wybór w Polsce, jeśli chodzi o politykę jest niemal żaden, ale wybierać trzeba, z reguły na zasadzie mniejszego zła.

Będzie mi bardzo miło, gdy zechcesz tu jeszcze zajrzeć i skomentować to moje pisanie.

W druku? Hmm, nie jestem z wykształcenia ani filologiem, ani dziennikarzem, nie mam znajomych w wydawnictwach, nie mam znajomych wśród dziennikarzy, w mediach, w ogóle nie mam znaczących znajomych, a to chyba klucz do wydania czegokolwiek w tym kraju, choć z drugiej strony nigdy nie starałem się o wydanie czegokolwiek.

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...