piątek, 2 września 2011

Bardejów - 18, 25 i 30, sierpień 2011 r.

Bardejów jak zwykle spokojny, słoneczny, gotycko - renesansowy, gotycko - renesansowe kamieniczki w rynku, klasycystyczne, z elementami barkowymi, gotycki ratusz i bazylika pod wezwaniem św. Idziego, dawny kościół franciszkanów, zachowana synagoga, pozostałości murów obronnych i baszty swoim klimatem przypominające nieco Tallin. Jarmark w dniach 25 - 28 sierpnia. Udało nam się dotrzeć 25 sierpnia, w dniu otwarcia, które swoją obecnością zaszczycił prezydent Słowacji - Iwan Gasparwoicz. Tłumy ludzi na rynku, zgromadzonych tuż pod sceną przed ratuszem. Stragany ciągnące się od starówki aż do nowych dzielnic miasta, wypełniające szczelnie każdą uliczkę, każdy zaułek. Cukrowa wata, burciak (czyt. burcziak), jedzenie typowo fastfoodowe i tradycyjne słowackie potrawy, swetry, koszule, zabawki, biżuteria, słodycze, ciasta, wyroby rękodzielnicze, chodniki do łazienek, kurtki, spodnie, foteliki dziecięce do samochodów, książki, dewocjonalia. Jarmarku o takiej skali, o takim rozmachu, nie zdarzyło mi się jeszcze dotąd widzieć. Jedna z ulic, biegnąca wzdłuż starówki została zamieniona w jedno wielkie wesołe miasteczko z karuzelami, domami i zamkami strachu, kolejkami i innymi wymysłami, które za czasów mojego dzieciństwa nikomu się nawet nie śniły. Przekrój wiekowy od lat kilku do lat około dziewięcdziesięciu, roześmiane dzieci i staruszki w chustkach związanych na głowie, oraz staruszkowie podpierajacy się laskami. Różne typy urody - słowiańskie jasne włosy, jasna karnacja, niebieskie oczy, włosy kruczoczarne i śniada karnacja, albo ciemny blond i oliwkowa karnacja, typowo madziarska uroda, oraz Romowie - kilkuosobwe orkiestry w ogródkach, i całe rodziny przemykajace między straganami - młode matki i ojcowie z kilkorgiem dzieci. Szum, gwar, feerie barw i burzowe chmury nad miastem, skwar, duszno, zapach smażonych, grillowanych, gotowanych potraw. Mundury policjantów, głośna rzężąca muzyka, niby paneuropejska, dyskotekowa łupanka, sentymentalnie kiczowaty głos wokalistki, przyprawiony ostrym bitem, przeznaczony do mechanicznego gibania się w tył i przód w mrocznych klubach, zagłuszający cygańskie kapele z harmoniami i skrzypcami. Podpłomyki z Nitry pieczone w piecach na oczach kupujących i oglądających. Łagodna, spokojna Słowaczka z uśmiechem upewnia się czy na pewno nam smakowały.

Do Bardejowa wracamy tuż po zakończeniu jarmarku - 30 sierpnia. Na rynku sterczy jeszcze nierozebrana scena, w ogródkach ubyło stolików, tylko przy dwóch siedzą ledwie cztery osoby, ktoś przemyka w stronę katedry, ławki w większości puste, urokliwie pusto i cicho. Bazylika zamknięta, szczupła, uprzejma bardejowianka w średnim wieku informuje nas, że msza dziś odbywa się w dawnym kościele franciszkanów - gotyckiej świątyni na obrzeżach starówki, otynkowanej na szaro - ewidentna spuścizna czasów komunistycznych; wnętrze natomiast oszałamiająco zjawiskowe - gotycko - barokowe; i tłum wiernych, zgromadzonych na wieczornej mszy wtorkowej. I po raz kolejny w czasie tej podróży po Słowacji poczucie prawdziwej wspólnoty, rozumiem każde słowo kapłana i modlących się; bijąca od zgromadzonych szczera pokora, łagodność i spokój. Nawet przekazywanie sobie znaku pokoju przez podanie ręki, wywołuje niekłamany uśmiech na twarzach ściskajacych sobie dłonie.

Po raz pierwszy od kilku lat przystępuję do komunii.

Godzina 19.02, pożegnanie z Bardejowem i ze Słowacją. W bursztynowych, łagodnych promieniach zachodzącego słońca odjeżdżamy do Polski, po 45 minutach będziemy w Krynicy Zdroju.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...