piątek, 23 września 2011

Kalwaria Wileńska - wrzesień 2011 r.


Niedzielne popołudnie w Wilnie, na Jerozolimce, wciąż jeszcze - choć to druga dekada września - soczyście zielone wzgórza Kalwarii, porośnięte lasem, przypominającym dużo bardziej wiekową puszczę niż miejski kompleks leśny. Prawdziwy raj nie dalej niż 5 km od centrum Wilna. Słońcu wreszcie udaje się przebić przez cienką warstwę chmur i pozostanie tak już do końca dnia. Wizytę rozpoczynamy od odwiedzenia barokowego kościoła Znalezienia Krzyża Świętego. Kończy się właśnie msza w języku litewskim, by tuż po niej mogła się odbyć kolejna, tym razem w języku polskim. Do kościoła tłumnie ciągną staruszki podpierające się drewnianymi laskami, w barwnych, wzorzystych chustkach na głowach, dwóch mężczyzn w średnim wieku oczekiwanie na nabożeństwo umila sobie rozmową prowadzoną w śpiewnej polszczyźnie, którą przeplatają z rzadka rosyjskimi słowami, np. "wsio", "dwa koliesa". Przeróżne typy ludzkie, czasem nawet niczym z ballad Mickiewicza albo prozy Miłosza - około 50-letni mężczyzna, o falujących bujnych siwych włosach, długich aż do ramion, z nie mniej bujnym wąsem i takąż brodą, barczysty, wysoki, a do tego z łagodnym uśmiechem przyklejonym do twarzy; młode małżeństwa z dziećmi, sporo nastolatków. Do kościoła przylega cmentarz i końcowe stacje drogi krzyżowej, w tym kaplica z grobem Chrystusa. Cmentarz ten swoim położeniem przypomina nieco Rossę - na stromych wzgórzach, częściowo w dolinie, z widokiem na nowe dzielnice, z górującymi nad wszechobecną zielenią blokami.

Kalwaria wileńska w 1962 r. decyzją władz komunistycznych została zniszczona niemal całkowicie, pozostawiono jedynie kościoły i 4 kaplice, a pozostałych 20 wysadzono w powietrze. Dla zatarcia śladów rozlokowano na tych wyjątkowo malowniczych pagórkach socrealistyczne obiekty sanatoryjne, niektóre z nich zostały nie tak dawno odnowione i przebudowane, więc już nie straszą, ale część z nich stoi zaniedbana, szara, brudna i niewykorzystana. Od czasu do czasu spośród traw wystają fundamenty wysadzonych w powietrze stacji.

Leśne ścieżki Kalwarii służą dziś natomiast głównie jako alejki spacerowe dla wilnian spragnionych ciszy i kojącego działania lasu, bo rzeczywiście można tu odnieść wrażenie obcowania z nieskażoną nowoczesnością naturą w jakiejś pierwotnej kniei, gdzieś daleko poza miastem. Rowerzyści, spacerowicze, mamy z dziećmi, całe rodziny, staruszkowie, trójka młodych sióstr zakonnych w szybkim tempie pokonujących całą trasę i modlących się w w marszu w języku litewskim.

W latach 90-tych, już po odzyskaniu niepodległości przez Litwę, kaplice odbudowano, stacje drogi krzyżowej, przy których kaplice nie istniały upamiętniono drewnianymi bramami, oznaczając je odpowiednimi numerami. Ścieżki są piaszczyste, nikt całe szczęście nie wpadł na pomysł, by zalać je asfaltem czy wyłożyć polbrukiem.

Między stacjami XXVI i XXVII skromny śródleśny grób żołnierzy Armii Krajowej poległych w bitwie pod Krawczunami podczas operacji "Ostra Brama". Lucyna Dowdo w przewodniku po Wilnie pisze o tym miejscu: "Po wojnie miejscowi mieszkańcy potajemnie opiekowali się tymi grobami. W 1976 roku część z nich została przeniesiona na cmentarz przykościelny, akowców pogrzebano na stromym cmentarnym zboczu, w północnej części cmentarza."
Płytę nagrobną, ustawioną tu w 1990 r., roztrzaskano, ślady zniszczenia widnieją do dnia dzisiejszego. W czasie, gdy kontemplujemy miejsce, podchodzą do tablicy i krzyży przechodzący mimo spacerowicze, rozmawiają ze sobą w języku litewskim, czytają inskrypcje, i w ciszy odchodzą.

Kalwaryjska Droga Krzyżowa liczy 7 km długości, a jej ścieżki tworzą istny labirynt. By pokonać ją w całości pieszo, warto zarezerwować na to cały dzień, zwłaszcza jeśli chcemy obejrzeć także dwa kościoły - Znalezienia Krzyża Świętego i św. Trójcy oraz były klasztor Trynitarzy. Ten drugi jest pięknie położony na wysokim brzegu rzeki Neris (Wilii). Został założony w wraz z klasztorem 1703 r. W 1832 r. po klęsce Powstania Listopadowego władze carskie zamieniły tę świątynię na cerkiew prawosławną, a klasztor zamknęły. W międzywojniu wilnianie częstokroć przybywali tu na nabożeństwa parowcem kursującym po rzece, do dziś zresztą pozostały jeszcze widoczne betonowe i kamienne ślady dawnej przystani na nabrzeżu. Po drugiej wojnie w pomieszczeniach klasztornych najpierw rozlokował się szpital, a z czasem powstał ośrodek turystyczny, dziś natomiast mieści się w nich ośrodek rekolekcyjny, a miejscu ku temu jest doskonałe, nie docierają tu już tłumy spacerowiczów, a w to wrześniowe niedzielne, słoneczne popołudnie na jednej z licznych ławek nad strumieniem siedziały jedynie dwie osoby. Wokół roztacza się widok na piękny ogród, las, meandrującą rzekę i szemrzący strumień.

Wracając zaś do samej Kalwarii, warto wspomnieć, że powstała ona jako wotum wdzięczności Bogu za oswobodzenie Litwy od okrutnej okupacji moskiewskiej w latach 1655 - 1661. Jej pomysłodawcą miał być biskup wileński - Jerzy Białłozor, a na lokalizację wybrano teren najbardziej przypominający Drogę Męki Pańskiej w Jerozolimie (stąd też nazwa tej dzielnicy Wilna - Jerozolimka), dodatkowo jeszcze położony w miejscu bitwy z wojskami moskiewskimi w roku 1660. Między lesistymi wzgórzami płynącą rzeczkę Baltupis przechrzczono na biblijny Cedron. Jej woda miała posiadać właściwości uzdrawiające, stąd wszyscy przybywający tu pielgrzymi obmywali w niej chore i obolałe miejsca. Tradycje pielgrzymowania do Kalwarii Wileńskiej kontynuowano także w czasie zaborów, ale jego prawdziwy rozkwit przypadł na lata dwudziestolecia międzywojennego. I to był czas, o którym miałem okazję wysłuchać wielu opowieści mojej babci, a od kilku dobrych lat sam mam możliwość pokonywania tych ścieżek już osobiście.

***Pisząc o historii Kalwarii korzystałem z przewodnika turystycznego po Wilnie opracowanego przez Lucynę Dowdo.



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Piękne zdjęcia szkoda, że nie opisane co przedstawiają a warto je poopisywać. Pozdrawiam serdecznie HRYŃ.

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...