piątek, 2 sierpnia 2024

Błyski - część 17

Genowefa, aby wspomóc męża, znalazła dorywczą pracę jako służąca u hrabiny Zabiełło. Nazwisko wskazywałoby na litewskie, kresowe korzenie arystokratki, której imię zatarło się we wspomnieniach, ale nie pewne zdarzenia i fakty, które przetrwały w opowieściach. Hrabina Zabiełło, którą Genowefa wspominała z wielką rewerencją, i która była dla młodej dziewczyny z Wileńszczyzny, kimś znacznie więcej niż pracodawcą. Może zadecydowało tym pochodzenie obu kobiet z Kresów. A może hrabina była przekonana, że ma do wykonania pewną misję wobec tych, których los umieścił w hierarchii społecznej niżej od niej, i że ona, jako osoba poniekąd uprzywilejowana, winna przekazać choćby cząstkę tego, co przynależało do niej z racji zgromadzonego na przestrzeni wieków - przez wielu jej przodków - kapitału, nie tyle materialnego, co przede wszystkim umysłowego i duchowego, tym, którzy takiego szczęścia nie mieli. Może była przeświadczona, że jej pozycja społeczna rodzi nade wszystko pewne zobowiązania, a nie jest tylko czymś statycznym, co daje poczucie bycia wyżej, co należy jedynie przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i konsumować, nie zaprzątając sobie głowy światem, który może i nie został najsprawiedliwiej urządzony, ale trwa i tak właściwie to ma się nie najgorzej.

W pierwszej kolejności wyposażyła Genowefę w elegancką sukienkę, pantofle, rękawiczki, lecz to akurat zwykłe technikalia, jedynie strój roboczy, który należało przyodziewać w czasie obsługi przyjęć odbywających się w domu hrabiny. Najważniejsze jednak było to, że traktowała dwudziestokilkuletnią dziewczynę niemal jak swoją córkę, z troską i niezwykłą serdecznością. Dbała o jej edukację i uwrażliwiała na wartość wiedzy oraz konieczność nieustającej nauki, lubiła z nią rozmawiać, dzieliła się opowieściami o losach swoich i swojej rodziny, która w czasie rewolucji bolszewickiej znalazła się na terenach rdzennie rosyjskich, objętych walkami, niejako w oku cyklonu. Była osobą głęboko wierzącą i nie ukrywała swojej bliskiej relacji z Bogiem. Można powiedzieć, że był to epizod w życiu Genowefy, ale sam fakt, że ciepło wspominała swoją mentorkę do końca swoich dni, wskazywałby na to, że było to doświadczenie mocno ją formujące, budujące wiarę w ludzi. Zapamiętała również, że syn hrabiny – Stanisław Zabiełło – był polskim dyplomatą. Dziś wiemy, że w czasie wojny pełnił funkcję przedstawiciela rządu RP na uchodźstwie we Francji Vichy i prowadził jedną z najodważniejszych akcji zainicjowanych przez polskich dyplomatów na rzecz ratowania Żydów, i setki, a może nawet tysiące osób, zawdzięczają mu życie. Prowadzone przez niego biura dostarczały osobom narodowości żydowskiej sfałszowane dokumenty potwierdzające ich chrześcijańskie lub aryjskie pochodzenie, zdobywały wizy na wyjazd z Francji do państw Ameryki, Azji i Afryki, a nawet pomagały uwolnić żydowskich więźniów zatrzymanych przez francuską policję. Tak pisał o nim izraelski dziennik „Israel Hayom”. W 1942 r. polski dyplomata został zaaresztowany przez gestapo, a następnie trafił do obozów koncentracyjnych w Buchenwaldzie, Mittelbau-Dora i Bergen Belsen. Przeżył wojnę i w 1947 r. powrócił do Polski i podjął pracę w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Chciałoby się powiedzieć, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Wielce możliwe, że te piękne ideały zaszczepiła w synu matka, która również pięknie żyła.

Brak komentarzy:

Błyski - część 40

Drewniany kościółek na niewielkim wzniesieniu, z dwiema niewysokimi wieżami, od frontu pojedyncze sosny, wolnorosnące, w swoich kształach sw...