piątek, 16 sierpnia 2024

Błyski - część 22

Gdzieś niedaleko Adamowców mieszkał mężczyzna, który miał żonę i dwójkę dzieci - chłopaka i dziewczynkę. Dorośli byli w wieku podobnym do Floriana i Genowefy, dziewczynka też, ale największy problem był z chłopakiem, bo Oswaldek był o kilka dobrych lat od niego młodszy. Miał wóczas lat 13, zaś różnica kilku lat w takim wieku jest dostrzegalna na pierwszy rzut oka.

Genowefa miała wiele do stracenia i czasu coraz mniej. Zdecydowała się kupić dokumenty od tego mężczyzny poleconego jej przez sąsiadów. Lista do wywózki była pewna, imiona, nazwiska, daty urodzenia, ucieczka na własnych dokumentach nie wchodziła w rachubę, a schwytanie na podróży na nieswoich dokumentach wydawało się mniej prawdopodobne, choć nie pozbawione niebezpieczeństwa.

W międzyczasie nadeszły wieści do domu w Adamowcach, nie do Gieni i jej dzieci, lecz do Łucji, która jeszcze z nimi mieszkała. Łucja miała jedynego syna, mąż był słabego zdrowia i zmarł dość dawno. Syn Łucji został, jak wszyscy mężczyźni z okolicy, wysłany do wojska, i gdy jechał pociągiem, drewniana piętrowa prycza, na której na górze spał towarzysz podróży załamała się tak niefortunnie, że śpiący na niej żołnierz runął wraz z deskami na nieszczęśnika, przygniatając go śmiertelnie. Nie wiadomo kto był posłańcem tej złej nowiny, ale Florcia zapamiętała, że Łucja płakała nieustannie, dniami i nocami, tygodniami, a dziewczynka razem z nią.

Nie można już było dłużej zwlekać. Umowa repatriacyjna podpisana przez polskie władze z władzami ZSRR w lipcu 1945, gwarantowała osobom deklarującym narodowość polską, po spełnieniu określonych formalności, możliwość wyjazdu do Polski jeszcze w 1946 roku.

Konia, który bał się pociągów, zabrali sowieci jeszcze w lipcu 1944 r., w zamian zostawili wychudzoną szkapę. Trzeba ją było oddać sąsiadom. Ale krówkę koniecznie należało zabrać ze sobą. Genowefa pamiętała, by pokroić i zaszuszyć chleb, który w postaci sucharów na pewno przyda się w drodze. Ubrania, posrebrzany krucyfiks na wszelki wypadek ukryty w worku z mąką, obraz przedstawiający żywot świetej Genowefy, kupiony w Wilnie przez dziadka Ksawerego, gdy Gienia będąc dzieckiem nieszczęśliwie spałda z drabiny i tak fatalnie uderzyła głową w ziemię, że groziła jej trwała utrata wzroku. Ksawery załatwiając sprawy w Wilnie, nabył przy okazji obraz, który niczym współczesny komiks prezentował historię życia patronki dziecka, przywracającej wzrok niewidomym, i dziewczynka po pewnym czasie wzrok rzeczywiście odzyskała. Poplamiony, oprawiony wisi na ścianie do dziś, z napisem w prawym dolnym roku - "Dozwoleno Cenzuroju, gorod Warszawa, 26 Apriela 1893 god", i nieco wyżej tytuł już w języku polskim "Żywot św. Genowefy, czyli wzór ufności w Bogu", 13 starannie wykonanych, pobudzających wyobraźnię obrazków.

Wedle legendy w Niderlandach żył pewien brabancki książę, cieszący się powszechnym szacunkiem i miłością z powodu wielkich swoich cnót. Miał nie mniej cnotliwą i bogobojną małżonkę. I oboje ci zacni małżonkowie mieli córkę, jedynaczkę, o imieniu Genowefa, którą kochali nad życie. Dziewczynka wykazywała niezwykłą bystrość umysłu i szlachetne serce pełne miłości bliźniego. Gdzie tylko widziała nędzę lub chorobę, spieszyła z pomocą, dzieląc się własnymi sukienkami, udzielając pieniężnego wsparcia z funduszów, jakimi obdarzali ją rodzice na zakup strojów. Rano i wieczorem biegała do chorych. Pewnego razu, ojciec Genowefy znalazł się w niebezpieczeństwie utraty życia, ze wszystkich stron otoczyły go nieprzyjacielskie wojska, a ocalony został dzięki pomocy walecznego hrabiego Zygfryda. Stary książę, powodowany wdzięcznością, po zakończeniu wojny, zaprosił dzielnego rycerza do swojego zamku, a poznawszy go bliżej umiłował go szczerze i dał mu Genowefę za żonę. Ślubu młodej parze udzielił sędziwy i poważny starzec, bogobojny biskup Hidolf, który błogosławiąc młodą parę, niczym prorok Symeon przepowiedział, że ich życie nie będzie usłane różami. Po ślubie młodzi odjechali do zamku Zygfryda, postawionego na wyniosłej skale. Nie dane jednak było małżonkom długo cieszyć się szczęściem. Maurowie z Hiszpanii wkroczyli do Francji. Hrabia Zygfryd został powołany do królewskiego obozu. Zostawszy sama, Genowefa wzywała na zamek wszystkie dziewczęta z okolicznych włości, uczyła je szycia i przędzenia. Podobnie jak w dzieciństwie, nadal była opiekunką ubogich i sierot. Nie było biednego, który by nie doznał od niej pomocy, nie było chorego, któremu by nie przyniosła lekarstwa. Tymczasem rządca zamku, którego hrabia mianował zastępcą pod swoją nieobecność, niejaki Gollo, człowiek przebiegły, umiejący każdego zjednać gładkimi słowy, w kilka dni po oddaleniu się hrabiego, przybrał postać samowładnego pana. A jeśli ktoś nie zaskarbił sobie jego względów, tego krzywdził niemiłosiernie. Początkowo wobec pani zamku okazywał najgłębsze uszanowanie, lecz z czasem ośmielił się wyjawić jej swą miłość, którą ona, wierna swej przysiędze, ze zgrozą i oburzeniem odrzuciła. Zawiedziony w swych nadziejach, gwałtowną namiętność zamienił w zemstę i poprzysiągł jej zgubę. Genowefa, przewidując grożące jej niebezpieczeństwo, napisała do męża list z gorącą prośbą, by oddalił z zamku rządcę. List miał dostarczyć wierny sługa Zygfryda - Drako, lecz gdy Gollo się o tym dowiedział, wpadł do komnaty, w której Genowefa przekazywała Drakowi list, i przeszył wiernego sługę mieczem. Wielkie poruszenie wszczęło się na zamku, służba zbiegła się w komnacie, w której leżała zemdlona hrabina i zbroczony krwią sługa. Rządca wykorzystując sytuację począł rzucać na Genowefę najgorsze potwarze. Po czym wziął list hrabiny, napisał swój własny, w którym przedstawił ją jako wiarołomną. Wysłał go czym prędziej przez umyślnego, a hrabinę wtrącił do więzienia. Genowefa została zamknięta w ciemnym lochu w baszcie zamku. Przez kilka miesięcy trwała uwięziona w kamiennej celi. Nikt nie mógł jej odwiedzać, sam tylko Gollo od czasu do czasu do niej przychodził i namawiał do złamania przysięgi małżeńskiej, lecz ona mu odpowiadała, że woli, by ludzie mieli ją za występną niż by miała rzeczywiście przez zbrodnię ocalić swe życie. Tymczasem jej cierpienia powiększyły się, bowiem w krótkim czasie po wyjeździe męża, okazało się, że zostanie matką. Wkrótce urodziła w więzieniu syna, którego od razu poświęciła i oddała Bogu, wzięła kubek z wodą, polała nią dziecko i chrzcząc w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego nadała mu imię Bolesty, jako że wśród łez i bólu przyszedł na świat. Którejś nocy ktoś zastukał w okienko celi. Okazało się, że była to Berta, córka dozorcy więzienia, którą Genowefa jeszcze do niedawna czule pielęgnowała. Ostrzegła panią, że rządca wydał na nią i na dziecko wyrok śmierci, zapytała też, czy mogłaby jej w jakiś sposób pomóc. Genowefa poprosiła o światło, papier, atrament i pióro. Gdy otrzymała to, o co prosiła, napisała list do męża. W liście tym żegnając się z nim, dowodziła swej niewinności, prosiła by powiadomił o jej losie jej rodziców, by nie zabijał złoczyńcy Golla, poświadczała też, że jego poczciwy sługa Drako w niczym nie zawinił i do końca pozostał najwierniejszym, wzywała by zaopiekował się jego żoną i dziećmi, oraz by nagrodził Bertę, która ten list mu dostarczyła, jako, że ona jedna jedyna jej nie opuściła. Gdy tylko oddała przez okienko list Bercie, otworzyły się drzwi celi i weszli do niej dwaj uzbrojeni pachołkowie. Jeden z nich trzymał zapaloną pochodnię, a drugi odsłonięty miecz. Nakazali kobiecie wziąć dziecko i podążać za nimi. Szli długim ciemnym korytarzem, wydającym się nie mieć końca. Wreszcie dotarli do okutych żelazem drzwi, otworzyli je z trudem i znaleźli się na dworze. Była już późna noc, niebo iskrzyło się miriadami gwiazd. Wokół była ciemna knieja, rosły świerki i ponure jodły. Mężczyzna z mieczem kazał jej oddać dziecię. Genowefa błagała ich, by ocalili życie dziecku, a zabili tylko ją. Na to jeden z pachołków rzekł do drugiego, by darować życie pani, która tyle dobra i im przecież wyświadczyła. Ostatecznie obaj zdecydowali, że oszczędzą życie nie tylko dziecku, ale też hrabinie, a jako potwierdzenie dokonanej zbrodni - na żądanie Golla - zamiast języka pani, przyniosą ucięty język psa. Kobieta miała im jedynie przysiąc, iż nigdy nie opuści puszczy, do której ją przywiedli. Jak postanowili, tak też uczynili. Genowefa z dzieckiem usiadła pod rozłożystą sosną. W wierzchołkach drzew zaczął złowrogo szumieć wiatr, pohukiwały sowy i słychać było w oddali wycie wilków. Genowefa w żarliwej modlitwie oddała się pod opiekę Bogu. Zaczął padać deszcz ze śniegiem i wiać mroźny wiatr od wschodu. Wyptrywała jakiegoś schronienia i owoców zdatnych do spożycia. W końcu udało jej się znaleźć przyjazną i zaciszną dolinę, a w skale nieopdal wejście do niedużej jaskini. Przy skale wytryskiwało czyste jak kryształ źródło. Genowefa ukękła i jęła prosić Boga o pomoc. Gdy tak trwała na modlitwie, zaszeleściły zeschnięte gałązki i liście zaściełające ziemię, a przed otworem jaskimi stanęła dorodna łania. Z początku przyglądała się kobiecie i jej dziecku uważnie, aż w końcu do nich podeszła i poczęła ich obwąchiwać. A kiedy Genowefa podała jej pęk suchej trawy, łania nie uciekła, lecz zjadła trawę i pozwoliła się wydoić. Mlekiem łani matka nakarmiła dziecię i sama się nim również pożywiła. Okazało się, że owa jaskinia była legowiskiem zwierzęcia, które ocaliło życie obojgu. Z mchu kobieta wyszykowała posłanie sobie i dziecięciu, gałęzią jodły zasłoniła wejście do jaskini, by ochronić się od wiatru, a łania swoim oddechem ogrzewała jaskinię. Z dwóch patyków Genowefa związała krzyż, przed którym się kilka razy dziennie modliła. Wierna łania, która jej odtąd już nie opuszczała, leżała u nóg swojej pani. I tak mijały lata, zimy, wiosny i jesienie. Chłopczyk, rósł, żywiąc się ziołami, korzonkami, mlekiem i wodą, zaczął też wypowiadać pierwsze słowa, w tym po raz pierwszy powiedział "Mama". Siedem lat żyli w tej przepastnej kniei, aż w końcu Genowefa poważnie zachorowała. Szykując się do odejścia z tego świata, opowiedziała synkwoi całą ich historię, pouczyła go, że gdy ona umrze, on będzie musiał iść trzy dni i trzy noce, aż wyjdzie z puszczy na wielką równinę, na której będzie stał zamek jego ojca. Oddała mu swój pierscień, który posłuży jako potwierdzenie tego, że chłopak jest synem jej i Zygfryda. Gdy matka tak leżała nieprzytomna, chłopiec prosił Boga, by przywrócił ją do życia...

Brak komentarzy:

Błyski - część 29

Sanki sunęły się gładko po udeptanym śniegu. Dziewczynka opatulona przez brata w futerko, ciepłą czapkę, gdy mama pracowała w fabryce, jeszc...