poniedziałek, 5 sierpnia 2024

Błyski - część 18

Wczesne lato 1939 roku. Nie wiadomo co konkretnie zadecydowało o tym, że Genowefa i Florian postanowili wyjechać do Adamowców. Pewne fakty wskazywałyby na to, że zamierzali do Warszawy jeszcze wrócić.

Tymczasem pierwsze bomby spadły na Warszawę 1 września, około 5.00 rano. Jednym z pierwszych zbombardowanych budynków był blok na Kole przy ulicy Obozowej 76, na Kolonii Towarzystwa Osiedli Robotniczych im. Stefana Żeromskiego, powstałej w latach 1935-1938. TOR był instytucją powołaną przez ówczesny rząd w celu budowy tanich mieszkań dla warszawskich robotników. I tu rzeczywiście mieszkali robotnicy. Tego dnia w gruzach zbombardowanego bloku zginęło 14 osób. Nie mniej dramatyczne sceny, rozegrały się niedaleko tego miejsca, tuż przy ulicy Ostroroga, 14 września, znane tak dobrze z fotografii Juliena Bryana. Niemieckie samoloty nadleciały, gdy kobiety kopały w polu, na otwartej przestrzeni, ziemniaki. Po zrzuceniu bomb na pobliskie budynki, samoloty zawróciły i z pokładowych karabinów zaczęły ostrzeliwać pracujące w polu osoby cywilne. Nawracały kilkakrotnie, zataczały koła nisko nad polem, a ich załogi strzelały do całkowicie bezbronnych, przerażonych ludzi. Na miejscu pozostały dwa zakrwawione, nieruchome ciała. Na jednej z fotografii, przy martwej kobiecie, siedzi wystraszony chłopak, sprawiający wrażenie jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co się przed chwilą wydarzyło. Na drugiej fotografii szczupła dziewczynka o blond włosach, klęczy nad zastrzeloną starszą siostrą, dłonie ma złożone, usta otwarte jakby przemawiała do nieżyjącej i płacze, w tle widać drzewa i mur cmentarny.

8 września pod stolicą pojawiły się pierwsze oddziały Wehrmachtu. Żołnierze niemieccy zajęli Okęcie wraz z lotniskiem, a następnie zaatakowali pozycje wojsk polskich na Woli i Ochocie. Szturm zakończył się niepowodzeniem, podobnie jak i druga próba podjęta 9 września. Pod osłoną nocy z 8 na 9 września, nieopodal Fabryki Przetworów Chemicznych „Dobrolin” mieszczącej się przy ulicy Wolskiej 157/159, na rozkaz dowódcy 8 kompanii 40 Pułku Piechoty Dzieci Lwowskich porucznika Zdzisława Pacaka-Kuźmirskiego, ustawiono wzdłuż barykady, składającej się z dwóch przewróconych tramwajów, 100 beczek z łatwopalną i silnie drażniącą terpentyną, usunięto z okolic bronionego odcinka i pobliskich domów mieszkalnych wszelkie materiały łatwopalne, zabezpieczono także workami z piaskiem dojścia do znajdujących na terenie przedsiębiorstwa podziemnych zbiorników z terpentyną. I kiedy 9 września niemiecka kolumna czołgów i samochodów pancernych zbliżyła się do barykady, polscy obrońcy otworzyli ogień. Eksplodujące beczki z terpentyną wywołały ogromny pożar, który ogarnął niemal 100-metrowy odcinek ulicy. Walka zakończyła się po 45 minutach, Niemcy ponieśli poważne straty i byli zmuszeni wycofać się.

Jednakże 15 września stolica została okrążona przez wojska niemieckie. Tego też dnia przebywający pod Warszawą Adolf Hitler wydał rozkaz ostrzelania Zamku Królewskiego, by złamać opór obrońców. W kolejnych dniach siły polskie zostały wzmocnione przez część oddziałów Armii „Poznań” i „Pomorze” pod dowództwem gen. Tadeusza Kutrzeby, którym udało się przebić do Warszawy po bitwie nad Bzurą.

25 września Luftwaffe przeprowadziło nalot dywanowy na stolicę, zrzucając 560 ton bomb burzących i 72 tony bomb zapalających. Bombardowanie trwało od godziny 7.00 aż do zmroku. Tego dnia ponownie ucierpiało wspomniane Osiedle TOR przy ulicy Obozowej. Śmierć poniosło 16 jego mieszkańców. A następnego dnia oddziały niemieckie przystąpiły do generalnego szturmu na miasto. Nie przyniósł on co prawda większych sukcesów, jednak w związku z brakiem wody, żywności, amunicji oraz ciężkim położeniem ludności cywilnej, dowództwo obrony Warszawy postanowiło zaprzestać dalszego oporu.

28 września został podpisany akt kapitulacji. Niemcy wkroczyli do Warszawy 30 września, a 5 października Adolf Hitler przyjął w Alejach Ujazdowskich defiladę wojsk niemieckich. Podczas trzech tygodni walk, poległo 2 tysiące żołnierzy polskich, 16 tysięcy żołnierzy odniosło rany, straty wśród ludności cywilnej sięgnęły 10 tysięcy zabitych i około 50 tysięcy rannych; zniszczeniu uległo 10% zabudowy miasta.

Natomiast 17 września oddziały sowieckie weszły do Głębokiego, a wieczorem 19 września, po krótkiej obronie, zajęły Wilno. Na mocy podpisanego 10 października 1939 roku przez ZSRR i Litwę porozumienia o wzajemnej pomocy Wilno wraz z wąskim pasmem zachodniej części Wileńszczyzny zostały przekazane Litwie. W zamian za to, sowieci uzyskali zgodę na utworzenie trzech swoich baz na Litwie. Pozostałe ziemie województwa wileńskiego znalazły się w granicach ZSRR. 2 listopada 1939 roku Głębokie włączono w skład Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Ten stan rzeczy trwał jedynie do 15 czerwca 1940 roku, kiedy to oddziały Armii Czerwonej ponownie wkroczyły do Wilna i tym razem zajęły już całą Litwę.

Gdy wokół rozgrywała się wielka historia, w Adamowcach, dnia 31 stycznia 1940 r. (wedle dokumentów miało to miejsce dnia 30 stycznia) w domu Genowefy i Floriana na świat przyszła dziewczynka, poczęta jeszcze w wolnej Warszawie, na Woli zresztą, co nie pozostanie bez znaczenia dla dalszej opowieści. W tym momencie do akcji wkroczyła, niezawodna w takich sytuacjach, ciotka Marianna, która zadecydowała, że dziewczynka będzie nosiła imię Florentyna. Skoro ciotka tak postanowiła, to nikt nie mógł się jej sprzeciwiać. Imię stało się w późniejszym czasie przyczyną wielu udręk dziecka, i w przedszkolu, i w szkole, dopiero z wejściem w dorosłość przyjdzie pogodzenie się z nim. Tymczasem, w lutym 1940 roku dziecko zostało ochrzczone w kościele Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Udziale. Okupacja sowiecka ze swoim terrorem szczęśliwie omijała Adamowce, lecz 2 lipca 1941 r. do Głębokiego wkroczyli Niemcy. Jednego okupanta zastąpił drugi. I mimo, że same Adamowce i ich mieszkańcy nie ucierpieli w sposób szczególny za pierwszego sowieta, to jeszcze długi czas po wojnie Genowefa będzie wspominać okrucieństwa jakich dopuścili się Rosjanie wobec więźniów przetrzymywanych w dawnym klasztorze Bazylianów w Berezweczu koło Głębokiego. Przed wojną na terenie klasztoru stacjonował Pułk Korpusu Ochrony Pogranicza "Głębokie" i mieściła się placówka wywiadowcza KOP. W utworzonym więzieniu sowieci zgromadzili Polaków, Białorusinów, Litwinów, ale też obywateli innych państw nadbałtyckich. W nocy z 23 na 24 czerwca 1941 r., po ataku Niemców na ZSRR, obsługa więzienia wymordowała w wyjątkowo okrutny sposób około ośmiuset więźniów. Nazwa Berezwecze wśród miejscowej ludności budzić zaczęła w pełni uzasadnioną grozę. Opowiadano o ludziach, których zamurowywano żywcem w zagłębieniach muru okalającego klasztor. Z tych, których nie zdołano uśmiercić w celach czy piwnicach, uformowano dwie kolumny. Jedną popędzono do stacji w Głębokim i wywieziono do Kujbyszewa, natomiast drugą skierowano w stronę Witebska, dołączono ją do grupy więźniów ewakuowanych z Litwy, a po przejściu mostu na Dźwinie, w okolicy wsi Taklinowo, rozstrzelano przy użyciu karabinów maszynowych. Szacuje się, że śmierć poniosło tam od 1 do 2 tysięcy osób.

Okupacja niemiecka, jako trwająca dłużej niż pierwsza sowiecka, przyniosła ze sobą pierwszą tragiczną śmierć do Adamowców. Stało się to zimowym wieczorem. Zasypaną miękkim śnieżnym puchem drogą od strony lasu sunęły cicho i wolno sanie wyładowane drewnem na opał. Na saniach siedziała około dwudziestoletnia dziewczyna, ubrana w ciepły kożuch, rozmawiała żywo z powożącym sanie ojcem, gdy niespodziewanie, jak się wydawało, gdzieś w oddali, rozpętała się strzelanina. Zabłąkana kula dosięgła jednak dziewczynę, ugodziła ją śmiertelnie w głowę. Prawdopodobnie doszło do wymiany ognia między Niemcami a sowieckim oddziałem partyzanckim. Ukochaną, dobrą córkę zrozpaczeni rodzice pochowali na starym cmentarzu wznoszącym się na górce na skraju wsi.

Z czasem w Adamowcach zaczęli się pojawiać uzbrojeni mężczyźni. Któregoś razu wtargnęli też do domu Floriana i Genowefy. Kazali Florianowi oddać między innymi buty. Gdy przyniósł im starą parę, oni na nie spojrzeli, a następnie ku zdumieniu - i Floriana i Genowefy - jeden z nich powiedział:

- Masz przecież nowe, z Warszawy, gdzie je schowałeś?! Dawaj tamte!

Nie było wyjścia, trzeba było je oddać. Skąd wiedzieli, że miał nowe buty, i że przywiózł je z Warszawy, tego nie sposób było ustalić.

Innym razem, do wsi wpadli niemieccy żołnierze. Przyjechali po młodych ludzi, którzy byli zdolni do pracy, by wywieźć ich na roboty przymusowe do Niemiec. Gdy wyprowadzano dorosłe już córki sąsiadów, stojący przy furtce żołnierz odszedł kilka kroków, odwrócił się i zaczął płakać, a widząc Genowefę, podszedł do niej i powiedział po polsku, że jest Ślązakiem, i ma córki w takim właśnie wieku, które zostawił w rodzinnym domu.

W okolicy pojawiły się też oddziały litewskie współpracujące z Niemcami. Być może był to litewski batalion policji pomocniczej, być może tak zwani szaulisi. Szaulisami nazywano członków Związku Strzelców Litewskich, ochotniczej organizacji paramilitarnej powstałej jeszcze w sierpniu 1919 roku w Kownie. Niemcy wykorzystywali ich w akcjach przeciw ludności polskiej i żydowskiej, w walkach z partyzantami sowieckimi i Armią Krajową. Litwini byli też obsadzani w lokalnej administracji cywilnej. Genowefa wspominała litewskiego urzędnika o imieniu Stanisław, który władał doskonale językiem polskim i był na tyle ludzki, że można było z nim w ważnych sprawach się porozumieć. Gdy któregoś razu Niemcy zarekwirowali z gospodarstwa Floriana i Genowefy krowę, Stanisław pomógł ją odzyskać. Każde zwierzę w czasie okupacji było wszak na wagę złota, a krowy w szczególności.

Brak komentarzy:

Błyski - część 40

Drewniany kościółek na niewielkim wzniesieniu, z dwiema niewysokimi wieżami, od frontu pojedyncze sosny, wolnorosnące, w swoich kształach sw...