piątek, 21 marca 2008

Anneliese Michel

Z zainteresowaniem, ale i z prawdziwym przerażeniem obejrzałem wczoraj o 23.00 w TVP2 dokument poświęcony Anneliese Michel. Jeszcze pod koniec studiów byłem skrajnym racjonalistą i nie wierzyłem w żadne opętania, byłem święcie przekonany, że istnieją tylko nierozpoznane do końca i niezrozumiane choroby psychiczne. Moich wątpliwości nie rozwiały także praktyki w szpitalu psychiatrycznym, podczas których nasza opiekunka - pracownica naukowa Akademii Medycznej w Białymstoku poinformowała naszą grupę - 3 sceptycznych studentów prawa o tym, że szpital współpracuje z egzorcystą w sytuacjach, gdy lekarze są bezradni, gdy nie są w stanie rozpoznać jednostki chorobowej, a zachowania pacjenta wskazują jednoznacznie na opętanie. Uznałem wówczas, że lud na Podlasiu jest pobożny i wierzy w opętanie, a klimat tutejszej pobożności, tradycja, wychowanie mają wpływ także na lekarzy, choć ci powinni zgłębiać wiedzę, szukać przyczyn, mechanizmów choroby nazywanej "opętaniem". Byłem święcie przekonany, że medycyna, psychiatria są bezradne wobec objawów "opętania", ale wierzyłem, że jest to choroba, a nie żadna interwencja sił pozaziemskich.

Jeszcze przed wspomnianymi wyżej praktykami z psychiatrii sądowej brałem któregoś razu udział w spotkaniu z księdzem egzorcystą w Kleosinie koło Białegostoku. Werbista opowiadał nam o pewnej dziewczynie, którą przyprowadzono do kaplicy w Kleosinie, by wypędzić z niej diabła. Dziewczyna miała w pewnym momencie zacząć mówić językami, których nigdy wcześniej się nie uczyła, a nawet językami, których nikt nie był w stanie rozpoznać, najprawdopodobniej nieistniejącymi, a to wszystko gardłowym, męskim, przeszywającym głosem. Oczywiście to zdarzenie także sobie tłumaczyłem jako nierozpoznaną wciąż chorobę psychiczną.

Po wczorajszym filmie zacząłem się jednak zastanawiać czy - nawet przy założeniu, że jest to choroba psychiczna - delikatna, wątła kobieta byłaby w stanie wydobywać z siebie tak przerażające, nieludzkie dźwięki, o niskiej, męskiej tonacji - jeśli tych określeń można tu w ogóle użyć, albowiem nawet mężczyznom trudno byłoby z siebie takie odgłosy wydobyć.

Oczywiście można przypadek Michel tłumaczyć tym, że dziewczyna była osobą religijną, głęboko wierzącą, w której podświadomości mogły się zakodować wszelkie historie o demonach, egzorcyzmach, ofiarowaniu siebie dla dobra innych ludzi, odkupieniu grzechów przeszłych pokoleń i przyszłych, które to informacje w wybuchach choroby mimowolnie się z niej wydobywały w postaci urojeń czy słów wypowiadanych przez rzekomo władające nią demony. Ale tu wciąż wraca problem tych nieludzkich dźwięków. Czy ludzki organizm jest w stanie takie odgłosy wytwarzać? No i sprawa stygmatów, które pojawiły się z początku na jej stopach, a następnie na dłoniach.

Czy nie jest to tajemnica, nad którą należałoby się pochylić z nabożnością i czcią?

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...