sobota, 20 lipca 2024

Błyski - część 14

Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiach czy w miasteczkach należały do rzadkości, i ograniczały się do dworów, pałaców, świątyń, czasem piętrowych kamienic w miastach. Zdobienia nad oknami, z motywami roślinnymi, geometrycznymi, wykonał osobiście Florian. Dom pachniał cudnie świeżością. Ale ze względu na prace przy nim, trzeba było ograniczyć liczbę przyjmowanych zleceń. Wiosną 1933 roku na świat przyszedł chłopak. Specjalistką od nadawania imion w Adamowcach była krewna Szpaków - ciotka Marianna, która długie lata spędziła jako guwernantka w Petersburgu. Była oczytana głównie we francuskiej i niemieckiej literaturze romantycznej, i za jej to sprawą przypadło chłopakowi imię Oswald. Starsza już kobieta uważała się za wielką damę, na przestrzeni kilkudziesięciu lat przesiąknęła wielkomiejską atmosferą, a gdy dodać do tego tak hołubioną w rodzinie Szpaków opowieść o praszczurze, co to będąc medykiem w armii napoleońskiej, osiadł w czasie jej odwrotu spod Moskwy w Adamowcach, to naturalną konsekwencją takiej postawy musiało być przekonanie, że dzieci nie mogły nosić pospolitych imion, jak jakieś chłopskie pospólstwo. Brzmi znajomo? Natura ludzka, jak się okazuje, jest niezmienna, nawet w takich śmiesznostkach.

Oswaldek przyszedł na świat dorodny i zdrowy. Radość w domu Szpaków była wielka. Chłopaka ochrzczono w kościele Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Udziale. Rósł jak na drożdżach, był żywy, pełen energii, ruchliwy, miał jak prawie wszyscy u Szpaków i Bochanów ciemne włosy, jasną cerę i niebieskie oczy. Ale czasy stawały się coraz trudniejsze. Skutki Wielkiego Kryzysu dotarły i na Wileńszczyznę, choć i bez niego nie były to tereny mlekiem i miodem płynące. Piękno natury, krajobrazu kontrastowało z większą lub mniejszą biedą jej mieszkańców. Bliskość granicy ze Związkiem Radzieckim nie sprzyjała rozwojowi. Niemal wieczne przekleństwo ściany wschodniej. Drobne rzemiosło, handel, rolnictwo, brak rozwiniętego przemysłu rzutowały na sytuację ludności. Jedna rodzina z Adamowców sprzedała już swoje gospodarstwo i jako pierwsza ze wsi wyjechała w poszukiwaniu szczęścia do Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki. Florian i Genowefa zaczęli również rozważać taką możliwość. Oboje chcieli mieć większą rodzinę, lecz ich pomysł nie przypadł do gustu ani Mojżeszowi i Józefie, ani dziadkowi Ksaweremu i braciom Gieni. Wspólnymi siłami jakoś podołają, a jeśli nawet nie tu w Adamowcach czy w Krukowszczyźnie, to przecież mają jakiegoś kuzyna w Warszawie, może on młodym pomoże. Do Wilna Genowefa wyjechać nie chciała, miasto tak umiłowane ze względu na Ostrą Bramę, pod każdym innym względem, dobrej opinii nie miało. Genowefa poznała je już nieco w czasie pielgrzymek do Ostrej Bramy i Kalwarii Wileńskiej. A sława Warszawy jako miasta otwartego na przybyszów, którego mieszkańcy nikomu zginąć nie dadzą dotarła i na te odległe rubieże. Oboje zatem mieli twardy orzech do zgryzienia.

Brak komentarzy:

Błyski - część 29

Sanki sunęły się gładko po udeptanym śniegu. Dziewczynka opatulona przez brata w futerko, ciepłą czapkę, gdy mama pracowała w fabryce, jeszc...