Nad Adamowcami zawisły ciężkie burzowe chmury, zerwał się silny wiatr, głośno szumiąc w koronach smukłych, wysokich brzóz, topól i wiekowych rozłożystych dębów, rozsianych po podwórkach, gnąc konary i gałęzie na wszystkie strony, kręcąc nimi niemal młynki. Nie w porę pojawiła się ta burza. Rodzice byli już odświętnie ubrani, gotowi do wyjazdu, a tu tymczasem zaczęło grzmieć, błyskać, i rozpadało się na dobre. Od lejącej się strumieniami z nieba wody za oknami zrobiło się szaro. Mojżesz spoglądał przez okno, zaniepokojony, nerwowo przestępując z nogi na nogę - nie wypada się spóźniać. Jedynie Józefa, mimo swojej niespożytej energii, potrafiła zachować spokój. Doskonale i harmonijnie łączyły się w niej pozornie przeciwstawne temperamenty, moc i energia, a równocześnie łagodność i spokój. Nie tylko w tej chwili, ale też na co dzień. Czym by się nie zajmowała, zawsze bił od niej wewnętrzny pokój. A burze mają to do siebie, że jak nagle się pojawiają, tak też prędko mijają, po cóż się denerwować, deszcz ustanie i pojadą, a w Krukowszczyźnie się nie rozmyślą, poczekają, zresztą te ciężkie czarne chmury zaległy pewnie i nad Mosarzem, więc nietrudno się domyślić, co mogłoby być powodem spóźnienia. Florianowi wydawało się natomiast, że ta burza trwa godzinami, chodził nerwowo po izbie w tą i z powrotem, co wywołało tylko delikatny uśmiech na twarzy Józefy. Tymczasem nie minęła godzina i od zachodu niebo zaczęło się rozjaśniać, deszcz już nie był tak gwałtowny, grzmoty było słychać tylko z oddali, a ciemne chmury przesunęły się na wschód. Od strony Murz niebo stawało się żółtawe, szarość ustępowała miejsca barwie jaśniejszej, cieplejszej, zapowiadającej rychły powrót słońca. Drzewa stały znowu nieruchomo, żadne się nie nadłamało, spadały jeszcze tylko pojedyncze krople bardziej może z liści niż z nieba. Florian nie zwlekając poszedł do stajni po konie. Chciał już jak najszybciej dotrzeć do Krukowszczyzny.
Niecałe dziesięć kilometrów, gdy się jedzie bryczką zaprzężoną w rącze konie, to żadna odległość. Nie zdążyli wyruszyć, a już ich oczom ukazały się zabudowania Krukowszczyzny, drewniane domy z gankami, tonące w świeżej, mokrej jeszcze zieleni przydomowych ogrodów, stary drewniany krzyż na rozstaju dróg, a nieopodal bardziej zwarta zabudowa Mosarza, z górującą nad miasteczkiem białą bryłą kościoła św. Anny. Mieć już za sobą ten najtrudniejszy moment i rozpocząć zupełnie nowe życie, stać się prawdziwie dorosłym, dojrzałym, mieć własną rodzinę, własny dom, tylko takie myśli kłębiły się teraz w głowie Floriana. Wreszcie bryczka zatrzymała się na wprost ganka, na którym stał już Ksawery, tuż za nim najstarszy Justyn, trochę dalej Adolf, Władysław, a między nimi całkiem jak na dziewczynę wysoka i postawna Genowefa. Postronnemu obserwatorowi trudno byłoby stwierdzić, kto denerwował się mocniej, czy Florian czy Genowefa. Bez trudności dostrzegłby natomiast, że jedynymi osobami, które zachowywały spokój, i od których emanowała - zauważalna już na pierwszy rzut oka – serdeczność i życzliwość, byli rodzice Floriana i dziadek Ksawery. Bracia Genowefy nie bardzo wiedzieli, jak mają się zachować, bili się z napływającymi z prędkością światła myślami, intuicjami, suflującymi im jakieś dziwaczne pomysły - czy powinni okazać choć cień rezerwy i badawczymi spojrzeniami powitać kandydata do ręki ich siostry, czy wręcz przeciwnie, to jest darować sobie taką zbędną powściągliwość? Przecież tak naprawdę nie potrafili oschle czy chłodno witać gości, to w ogóle nie wchodziło w rachubę. Ani rodzice, ani dziadek Ksawery nigdy ich nie uczyli okazywania nieufności, podejrzliwości, gość w dom, Bóg w dom. Poza tym przypomnieli sobie, że ich siostra jest przecież na tyle rozsądna, że złego wyboru dokonać nie mogła, ufali jej przecież bezgranicznie, może nawet bardziej niż sobie samym.
czwartek, 11 lipca 2024
Błyski - część 12
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 40
Drewniany kościółek na niewielkim wzniesieniu, z dwiema niewysokimi wieżami, od frontu pojedyncze sosny, wolnorosnące, w swoich kształach sw...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Bujny ogród, drzewa owcowe - wiśnie, śliwy, jabłonie, grządki warzywne, kwietne, malwy pod oknami, maliny, krzewy porzeczek, wysokie trawy, ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz