Sezon wycieczek rowerowych zainaugurowany! Słoneczna, upalna sobota, Supraśl z "Uroczyskiem" w tle, tłumy ludzi, autokary, dopiero co oddane do użytku bulwary nad rzeką, stragany, ogródki piwne, scena, na której tego dnia miały występować zespoły dziecięce i młodzieżowe z Supraśla, plus jeszcze jakiś zespół z Litwy, ale to dopiero wieczorem. Tak jak i widowisko o krzyżu. Wedle legendy bowiem, mnisi prawosławni sprowadzeni do Gródka przez hetmana Aleksandra Chodkiewicza, mieli puscić na rzece Sprząśli, teraz Supraślą, a potocznie Supraślanką zwanej, krzyż drewniany i iść do miejsca, które ten im wskaże. Krzyż zatrzymał się przy uroczysku Suchy Hród, gdzie około 1501 r. wznieśli pierwszą drewnianą cerkiew, a po kilku latach przystąpili do budowania murowanej. Sokrat Janowicz natomiast w jednej ze swoich książek twierdzi, iż klasztor powstał w miejscu kultu pogańskiego Jaćwingów, słowem na miejscu świętego gaju. To między innymi w obecnej Puszczy Knyszyńskiej mieli się chronić przed Krzyżakami ci waleczni Bałtowie.
Ciszy i spokoju szukam więc na ternie monasteru. Tu co prawda też potrafią docierać barbarzyńscy turyści, ale tłumów teraz akurat nie ma. Wejście do krypty pod cerkwią jest otwarte. Domyślam się, że to właśnie tu pochowano biskupa Mirona Chodakowskiego - prawosławnego ordynariusza Wojska Polskiego, generała brygady, który zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. We wnętrzu krypty panuje chłód, palą się świece, i skromnie z lewej strony umiejscowiony został czarny sarkofag. Chwila modlitwy i wychodzę na zewnątrz, by kontemplować urodę miejsca na ławce w słońcu. Zbliża się godzina 18.00, o 17.30 zaczyna bić dzwon, miarowo, jednostajnie, a gdy kończy odzywa się dzwon z nieodległego kościoła katolickiego, tak jakby prowadziły ze sobą rozmowę na koniec dnia. Gdy ten milknie, na dzwonnicę wchodzi dwóćh młodych ludzi, zakładają ochraniające słuchawki i rozpoczyna się jeden z najpiękniejszych koncertów, jakie tylko można usłyszeć w plenerze. Gdy po raz pierwszy słuchałem owego koncertu dzwonów w ubiegłym roku, łzy mimowolnie napływały mi do oczu, a przez całe moje ciało przechodziły dreszcze. Ta polifonia dzwonów i dzwonków brzmiacych tak, jakby było ich tam około stu co najmniej, małych i dużych, wydających dzwięki niskie i wysokie, w zgodnym chórze i harmonii śpiewających na chwałę Bożą, nie wzruszać po prostu nie może. Ów koncert trwa około kilkunastu minut, nikogo nie pozostawiając obojętnym. Odwiedząjący przystają pod dzwonnicą, zadzierają w zachwycie głowy do góry, a chłopaków na szczycie nagradzają nawet oklaskami. Przy takim koncercie, aż nie wypada siedzieć, wstaję z ławki i przeszywany dreszczami wpatruję się w wieżę na tle wyosko wiszącego jeszcze Słońca. Tuż przed 18.00 koncert ustaje. W cerkiewce rozpoczyna się nabożeństwo. Można znowu przysiąść na ławce, wydobyć z plecaka "Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym" i poczytać o cierpieniu, krzyżu i kryzysie. Jeszcze mignie mi przed oczami rudowłosy zakonnik z takąż brodą, w czarnej riasie, który widząc mnie uśmiecha się i odpowiada życzliwie na pozdrowienie.
A tymczasem dochodzi 19.00, czas się zbierać, i tak wrócę tu znów niedługo, to przecież ledwie 45 minut jazdy na rowerze spod domu w centrum Białegostoku.
niedziela, 6 czerwca 2010
Supraśl 2010 - Uroczysko, monastyr i koncert dzwonów
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 38
Wieść o cudzie musiała się rozejść po kraju lotem błyskawicy. I nadarzyła się kolejna okazja, by wybrać się do ukochanej Warszawy. Ta Warsza...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Bujny ogród, drzewa owcowe - wiśnie, śliwy, jabłonie, grządki warzywne, kwietne, malwy pod oknami, maliny, krzewy porzeczek, wysokie trawy, ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz