czwartek, 24 czerwca 2010

Tartuskich impresji ciąg dalszy - Uniwersytet w Tartu



Uniwersytet w Tartu, jeden z najstarszych w Europie północnej, założony przez króla szwedzkiego Gustawa Adolfa II w 1632 r. (najstarszym Uniwersytetem w tej części Europy jest Uniwersytet w Uppsali, który powstał w 1477 r). Przyczynkiem zaś do powstania tartuskiej Alma Mater było niewątpliwie istniejące tu już od 1583 r., a powołane do życia przez Stefana Batorego kolegium jezuickie. To właśnie tu w 1886 r. naukę na Wydziale Lekarskim rozpoczął Józef Piłsudski. Dwujęzyczna tablica upamiętniająca fakt założenia Uniwersytetu na fundamentach kolegium znajduje się na tyłach uczelni, od strony wzgórza Toomagi.



Pałętając się w okolicach Uniwersytetu trafiliśmy na interesującą uroczystość - zakończenie roku akademickiego i zarazem studiów przez studentów piątego roku Wydziału Prawa. Co to za święto uświadomił mi pewien srebrnowłosy Estończyk, który usłyszawszy naszą rozmowę zapytał mnie czy jesteśmy Litwinami czy Łotyszami. To chyba w pełni daje obraz jak ogromna jest różnica między językami bałtyjskimi a ugro-fińskimi. My tu w Polsce zwyliśmy te trzy państwa nadbałyckie wrzucać do jedgo worka, choć w rzeczywistości istnieją między nimi naprawdę spore różnice kulturowe, społeczne, ekonomiczne i polityczne. Ten rozmowny i sympatyczny człowiek poinformoał nas, iż trwa właśnie uroczystość zakończenia studiów przez przyszłych prawników. Młodzi ludzie zgromadzeni pod portykiem na placu uniwersyteckim, w korporacyjnych jasnoszarych czapkach, z naręczami kwiatów w dłoniach, uśmiechnięci, radośni, w towarzystwie swoich najbliższych - rodziców, rodzeństwa, babć, dziadków, narzeczonych, wszyscy odświętnie ubrani, z wiązankami, bukietami wielobarwnych kwiatów. Spróbowałem sobie wyobrazić, jak taka uroczystość mogłaby wyglądać w Polsce, a przynajmniej na moim rodzimym Uniwersytecie w Białmstoku - gdzieś w jednym końcu placu stoją odświętnie ubrani rodzice, rodzeństwo, babcie, dziadkowie, a w drugim studenci, rozglądajacy się w napięciu, z przerażeniem w lewo i w prawo, w obawie czy aby tylko nie podejdą do nich najbliżsi, bo to przecież wstyd i obciach straszny! A to przecież znakomita impreza integrująca - tutaj w Tartu nikt się nie izoluje, nikt się nie krępuje swojej rodziny, zgromadzeni chętnie ze sobą rozmawiają, rodziny przenikają się, skupiają się w większe grupki. Czuć w tym jakąś niewymuszoną, szczerą jedność, ale nie totalność. Nie ma też zanadto wielkiej wylewności, bo musimy pamiętać, że jesteśmy na północy, ale o cechach osobowościowych, temperamencie Estończyków napiszę w innym poście. Wydaje się, że zgromadzeni młodzi ludzie mają świadomość, że żyją w małym kraju - Estonia liczy bowiem nie więcej niż 1 milion 347 tysięcy mieszkańców - że ich przyszłość, codzienne życie zależy od tego, jak potrafią ze sobą współpracować, jak potrafią budować i podtrzymywać relacje międzyludzkie. Słowem nad placem unosi się duch zrozumienia rozsądnej, nieprzymuszonej i zupełnie nietotalnej kooperacji.


































Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...