wtorek, 22 czerwca 2010

Pierwsze godziny w Estonii - 15 czerwca

We wtorek wieczorem jesteśmy już w Tartu. To co zaskakuje po wyjechaniu z wąskiej, ale asfaltowej dróżki na szeroką szosę, to brak agresji na drodze, nikt nie pędzi na złamanie karku, nikt nie rozwija prędkości ponad 120 km/h. Po polskich złych doświadczeniach drogowych, nienajlepszych litewskich i łotewskich, zdumiewać musi wysoka kultura jazdy, nie widać we wstecznym lusterku wściekłych, zdterminowanych twarzy kierowców, którzy za wszelką cenę potrzebują wyprzedzać i pędzić na oślep przed siebie (to w Polsce), nikt nie wyprzedza na tak zwanego trzeciego, na zakrętach, pod górę, czy gdziekolwiek na linii ciągłej (to Polska), nikt nie wyjeżdża wprost na zderzenie czołowe (to niestety Litwa i czasami Łotwa).




Z początku przez dobrych kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt kilometrów jedziemy przez zwarte obszary leśne, wśród których dominują drzewa iglaste, przede wszystkim sosony. Lasy te przypominają mi nieco naszą Puszczę Knyszyńską, momentami Augustowską, tyle, że są jakby bardziej rozświetlone popołudniowym słońcem. Jest radośnie, optymistycznie, tajemniczo, teren dlikatnie faluje, ale nie są to filuterne, niesforne litewskie pagórki, odnosi się wrażenie, jakby falowały tu całe płyty tektoniczne, spore połacie ziemi to wznoszą się, to delikatnie opadają.












Zatrzymujemy się na krótki postój przy jednej z licznych leśnych dróg, wypatrzywszy wcześniej kamień pamiątkowy, jak się później okazało ustawiony ku czeci tak zwanych Leśnych Braci, którzy jeszcze długo po 1945 r. stawiali zbrojny opór komunistycznemu okupantowi.

Po kilkunastominutowej przerwie ruszamy dalej, przez Voru do Tartu. Cały czas towarzyszy nam chylące się ku zachodowi słońce.

W Voru pytamy przemiłą około 20-letnią dziewczynę o drogę do Tartu, bo choć drogi w Estonii są dobrze oznakowane, i w miastach i wioskach drogowoskazów nie brakuje, to może zanadto rozluźnieni i w stanie euforii, nieco się pogubiliśmy. Przesympatyczne dziewczątko z uśmiechem na buzi, nienaganną angielszczyzną - zarzekając się, że nie jest pewna - tłumaczy nam, jak mamy jechać dalej, i okazuje się, że czyni to bezbłędnie. A zatem dalej do Tartu!

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...