sobota, 3 kwietnia 2010

Wielki Piątek

- Ale ci barbakan pod oknami pobudowali! - I gromki tubalny śmiech dwóch dwudziestokilkuletnich młodzieńców plus dziewczyny o chłopięcych ruchach i takimż sposobie bycia.

Dwie wieże widoczne ze wzgórza św. Rocha, wyglądają tak jakby zamykały najszerszą w mieście arterię, ale to tylko złudzenie, bo ona odbije później w prawo. Mają w sobie coś z baroku, łagodne, płynne linie okien, ale sama bryła to już jakby połączenie gotyku i romanizmu, czysty eklektyzm, jedank nie drążniący. Z bliska wieże tracą swoją "barokowość", nabierają za to smukłości. Od zachodu w ów barbakan wtula się drewniany dom z dwuspadowym dachem,
z dużym ogrodem i starym sadem, relikt starych Bojar, stawiający dumnie czoła najpierw wielkiej płycie, a później stylizowanym na pseudokamienice blokom szczelnie odgrodzonym od świata wysokim metalowym płotem. Wymuskane bloki z cegły to już inny świat, nieco pogardliwie odcinajacy się od bloków z wielkiej płyty, nielicznych kamienic z międzywojnia, z których większość i tak już unicestwił, nie wspominając już o drewnianych domach.

Wielka płyta nie pozstała jednak dłużna, w odruchu zemsty ustawiła swoją, zaspawaną, zupełnie nie majacą celu i sensu bramkę naprzeciw "ich" bramki, później powstała brama, ale tylko po to, by uniemożliwić, tym z "cegły" wyjazd przez własne podwórze. "Cegła" ulokowała się też na północ od wież, ale przegrywa z kretesem w starciu z nimi, wieże zdominowały wszystko wokół,
także "płytę"od wschodu. A "płyta" i "cegła" wyparły jeszcze bardziej na wschód karnie pnące się w szeregu na łagodnym zboczu tak zwane bloki zakładowe. Bez nadziei, bez balkonów, cóż zatem z tego, że z cegły, skoro rażące szarością niezmienną od lat, pięcioklatkowe, sprawiające wrażenie, jakby nic dobrego wydarzyć się tu już nigdy nie mogło.Po drugiej stronie ulicy rozlokowały się tajemnicze i na swój sposób naprawdę urokliwe hale produkcyjne, bezużyteczne torowiska, i niestety szpetne budynki biurowe "Uchwytów", niegdyś matecznika miejscowej "Solidarności", dopóki ta nie rozmieniła się na drobne.

W przeciwieństwie do nowych bloków z cegły, te starsze mają przynajmniej przestronne podwórka z placami zabaw i drzewami owcowymi, na których od dłuższego czasu nikt nie widział rozkrzyczanych, radosnych gromadek dzieciaków. Ich mieszkańcy to w przeważającej mierze ludzie starsi, przygarbieni, schorowani, młodych tu się raczej nie widuje, a ci starsi jakby mniej szcześliwi niż ich rówieśnicy z płyty czy nowej cegły. Różnice między nimi są dostrzegalne na pierwszy rzut oka. "Barbakan" to jedyne miejsce, w którym mają szansę naprawdę się spotkać. W nim nawet codzienne zgorzknienie - tak odmiennie wymalowane na ich twarzach, u tych pierwszych z domieszką złości albo bezradności, u tych drugich jakby
lekiego cynizmu - ustępuje miejsca jakiejś namiastce radości, wynikajacej ze świadomego czy podświadomego poczucia bycia razem.

A dziś, jak co roku wielkopiątkowa wieczorna modlitwa, przy wytłumionych dyskretnie światłach. Atmosfera skupienia, cichej modlitwy. Niewysoko zawieszony strop stylizowany na strukturę kryształu, smukłe okna o ostrych łukach, przestronna nawa, kaplica boczna z grobem Chrystusa. I ta cudna świadomość, że w byciu razem i w cichej modlitwie wszyscy bez wyjątku stanowimy jedno. Starsza kobieta w kraciastej grubej kurtce, czarnych spodniach, moherowym berecie, w okularach z grubymi szkłami, mąż, żona i nastoletnia córka - rodzina z tego "lepszego świata", około trzydzistoletni mężczyzna w czarnej skórze, z wyżelowanymi włosami, dziadek o rozwichrzonych, siwych włosach, który z trudem dokuśtykał do ławki w kaplicy, trzy około dwudziestoletnie dziewczyny w skupieniu klęczące w nawie głównej, nobliwie
wyglądający mężczyzna w gustownej jesionce; drzwi do "Barbakanu" co raz się otwierają i zamykają.

Brak komentarzy:

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...