poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Turyści w supraskim monasterze

Sobotnie popołudnie, przez bramkę w murze wchodzą na dziedziniec monasteru dziadkowie z dwójką wnuków - chłopcem i dziewczynką, które ciągną za sobą na smyczach dwa nieduże psy o dość przyjaznych pyszczkach.

- Siadajcie tu na ławce i czekajcie, my zaraz wracamy.

Po chwili do dzieciaków siedzących na ławce podchodzi kobieta w średnim wieku, w chustce na głowie i spokojnie, kulturalnie zwraca dzieciom uwagę, że na teren monasteru nie można wprowadzać zwierząt. Przejęte dzieci czekają na powrót dziadków, którzy zjawiają się tuż po owej kobiecie w chustce na głowie.

- Jedna pani powiedziała, żebyśmy wyszli stąd, bo tu nie można wprowadzać zwierząt.
- Kto tak powiedział!? - pyta zdenerwowana, a raczej wściekła babcia.
- Pan Bóg stworzył zwierzęta, to stworzenia Boże, przy żłóbku u pana Jezusa też były zwierzęta, osiołki, owce, co ona tego nie wie? - to, cynicznie dziadek.
- Która to tak powiedziała?! - niemal w furii próbuje dowiedzieć się babcia. - Też pomysły! Nie jest u siebie! Co to, jej teren?!
- To jest ta właśnie polska bogobojność, hehehe - śmieje się złym śmiechem dziadek.
- Siedźcie tu i nie ruszajcie się, nawet gdyby ktoś kazał wam wyjść, nie słuchajcie go, nikt nie będzie nam tu rozkazywał, na ławkach możecie siedzieć, dalej nie wychodźcie! - przykazuje babcia i z dziadkiem oddalają się w stronę zabudowań klasztornych.

Z lewej strony nadchodzi zakonnik, babcia i dziadek spostrzegłszy mnicha, w pośpiech podbiegają w jego stronę z odmienionymi już wyrazami twarzy, złość ustępuję ugrzecznieniu.

- Proszę ojca, my do ojca Gabriela, czy jest dziś? - pyta przymilnie, uśmiechając się babcia.
- Dziś nie ma, będzie w środę, ale najlepiej się z nim skontaktować telefonicznie.
- A czy może ojciec podać nam numer telefonu?
- Tak - w tym momencie zakonnik zaczyna dyktować numer, a zmieniona do niepoznania, łagodna i kulturalna babcia powtarza za ojcem każdą dyktowaną cyfrę z nieco irytującą manierą modulując głosem, tak by brzmiał sympatyczniej.
- Dziękujemy ojcu serdecznie.

Po piętnastu mniej więcej minutach, z wrót cerkwi rozlega się mocny i donośny głos zakonnika:

- Proszę pana, proszę nie palić na terenie klasztoru!

Zdumiony około 40 - letni mężczyzna odwraca się na pięcie i zmierza w stronę bramy, by dokończyć palenie już poza obrębem murów klasztornych. Obróciwszy się plecami wykrzywia twarz w grymasie niezadowolenia i złym głosem mamrocze coś do siebie. Żona z córką wchodzą do cerkwi.

2 komentarze:

w-abt pisze...

Fajn, s čítaním to celkom ide, ale písať to ťažko.. :) Ak môžem odporučiť obrázky zo Slovenska: http://jozefjavurek.blog.sme.sk/r/3152/Slovensko.html

wschody słońca pisze...

Dakujem pekne za prispevok! :-)

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...