Sobotnie popołudnie, przez bramkę w murze wchodzą na dziedziniec monasteru dziadkowie z dwójką wnuków - chłopcem i dziewczynką, które ciągną za sobą na smyczach dwa nieduże psy o dość przyjaznych pyszczkach.
- Siadajcie tu na ławce i czekajcie, my zaraz wracamy.
Po chwili do dzieciaków siedzących na ławce podchodzi kobieta w średnim wieku, w chustce na głowie i spokojnie, kulturalnie zwraca dzieciom uwagę, że na teren monasteru nie można wprowadzać zwierząt. Przejęte dzieci czekają na powrót dziadków, którzy zjawiają się tuż po owej kobiecie w chustce na głowie.
- Jedna pani powiedziała, żebyśmy wyszli stąd, bo tu nie można wprowadzać zwierząt.
- Kto tak powiedział!? - pyta zdenerwowana, a raczej wściekła babcia.
- Pan Bóg stworzył zwierzęta, to stworzenia Boże, przy żłóbku u pana Jezusa też były zwierzęta, osiołki, owce, co ona tego nie wie? - to, cynicznie dziadek.
- Która to tak powiedziała?! - niemal w furii próbuje dowiedzieć się babcia. - Też pomysły! Nie jest u siebie! Co to, jej teren?!
- To jest ta właśnie polska bogobojność, hehehe - śmieje się złym śmiechem dziadek.
- Siedźcie tu i nie ruszajcie się, nawet gdyby ktoś kazał wam wyjść, nie słuchajcie go, nikt nie będzie nam tu rozkazywał, na ławkach możecie siedzieć, dalej nie wychodźcie! - przykazuje babcia i z dziadkiem oddalają się w stronę zabudowań klasztornych.
Z lewej strony nadchodzi zakonnik, babcia i dziadek spostrzegłszy mnicha, w pośpiech podbiegają w jego stronę z odmienionymi już wyrazami twarzy, złość ustępuję ugrzecznieniu.
- Proszę ojca, my do ojca Gabriela, czy jest dziś? - pyta przymilnie, uśmiechając się babcia.
- Dziś nie ma, będzie w środę, ale najlepiej się z nim skontaktować telefonicznie.
- A czy może ojciec podać nam numer telefonu?
- Tak - w tym momencie zakonnik zaczyna dyktować numer, a zmieniona do niepoznania, łagodna i kulturalna babcia powtarza za ojcem każdą dyktowaną cyfrę z nieco irytującą manierą modulując głosem, tak by brzmiał sympatyczniej.
- Dziękujemy ojcu serdecznie.
Po piętnastu mniej więcej minutach, z wrót cerkwi rozlega się mocny i donośny głos zakonnika:
- Proszę pana, proszę nie palić na terenie klasztoru!
Zdumiony około 40 - letni mężczyzna odwraca się na pięcie i zmierza w stronę bramy, by dokończyć palenie już poza obrębem murów klasztornych. Obróciwszy się plecami wykrzywia twarz w grymasie niezadowolenia i złym głosem mamrocze coś do siebie. Żona z córką wchodzą do cerkwi.
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót
Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Miałem wtedy ledwie 15 lat, i czułem się na tyle bezpiecznie, że nie zdawałem sobie sprawy z grozy wydarzeń, które rozegrały się w odległośc...
2 komentarze:
Fajn, s čítaním to celkom ide, ale písať to ťažko.. :) Ak môžem odporučiť obrázky zo Slovenska: http://jozefjavurek.blog.sme.sk/r/3152/Slovensko.html
Dakujem pekne za prispevok! :-)
Prześlij komentarz