wtorek, 26 sierpnia 2008

Przedwieczorna wycieczka po Białymstoku

Ucieszyłem się, że po pracy mogę jechać w stronę ognistej kuli zachodzącego słońca. Jest już za późno, by jechać gdzieś dalej, za miasto. Pozostaje przetarty już szlak przez miasto, wzdłuż Piłsudskiego, dalej Dąbrowskiego, zjazd z estakady w stronę Zwycięstwa, między blokami na Hetmańską. Nigdy nie przypuszczałem, że między blokami a wieżowcami odkryję tak piękną, kontrastującą z otoczeniem uliczkę wysadzaną drzewami i krzewami, zjeżdżam zielonym tunelem z delikatnego wzniesienia w dół i jestem na ścieżce wzdłuż Hetmańskiej. Mijam zakład karny i jeszcze tylko skrzyżowanie, a na szczycie wzgórza widnieje na tle różowawego i pomarańczowego nieba na zachodzie kościół świętej Jadwigi na Zielonych Wzgórzach. Smukła wieża pnąca się ku niebu majestatycznie wieńczy wzgórze. Lubię wjeżdżać pod tę górę, jest w tym coś nawet mistycznego, jakby bluźnierczo to nie brzmiało. Dość duże nachylenie, względnie stromy stok, prę na pedały aż do bólu, do zapomnienia, niemiłosiernego zmęczenia. Ze szczytu roztacza się piękny widok na wieżę kościoła w Starosielcach odznaczającą się na tle wielobarwnego, niemal nierzeczywistego nieba, na prawo wieże cerkwi na Słonecznym Stoku, w nich też jest coś niezwykłego. Jeszcze dalej kopuła nowego kościoła na cmentarzu św. Rocha, kościół na Wysokim Stoczku - będący niezbyt wierną kopią kościoła w Berezweczu, kopuły cerkwi przy Antoniukowskiej. Za plecami zostawiam ciemniejące, prawie nocne niebo, a przede mną jest jeszcze jasno. Jak powietrza potrzebuję nieskrępowanej przestrzeni i światła, jasnego nieba, i zatracenia się w nawet tak pozornie banalnej czynności jak jazda na rowerze. Pozornie, bo jazda na rowerze daje mi prawdziwe poczucie szczęścia i wolności. Doprawdy nie wiem, co bym począł w tym mieście bez roweru, ale pewnie nie tylko w tym.

Mijam sosnowy lasek przy cerkwi o interesującej, nowoczesnej architekturze na Słonecznym Stoku, zjeżdżam w dół, przy rzeczce przeszywa mnie ostre, zimne powietrze, w którym czuć już wczesną jesień. Zapach łąk, wody i opadłych z drzew owoców.

Przy dworcu minę jeszcze dziewczynę o ciekawej urodzie i zamyślonych, melancholijnych oczach, ciągnącą na przystanek walizkę. Nasze spojrzenia spotkają się na chwilę, dziewczyna uśmiechnie się intrygująco, ale ja pierwszy spuszczę wzrok.

Lipowa nigdy nie była przyjazną ulicą. Na wysokości Rossmana przejadę obok młodych dziewczyn, 18 może 19 - letnich, które siarczystymi "kurwami" będą sobie o czymś opowiadać.

Przy dawniej całodobowym sklepie, naprzeciw Cerkwi św. Mikołaja od pewnego czasu czają się na przechodniów obdarci, brudni bezdomni, żule, narkomani, którzy - ile razy bym tędy nie przejeżdżał - nie wykazują wobec zaczepianych przez siebie ludzi agresji. Jeden z nich podchodzi do grupki ogolonych na łyso młodych mężczyzn.

- Kurwa, odpierdol się!

Nagabującemu drgnęła grdyka, oczy zwęziły się jak do płaczu. Próbował się odszczeknąć w sposób podobny, ale nie potrafił.

Przy pasażu przecinającym Lipową koło placu ratuszowego mijam wysokiego, ciemnowłosego, brodatego Żyda w jarmułce, rozmawia z kobietą trzymającą za rączkę małą dziewczynkę. Obie mają kasztanowe włosy. Najwyraźniej żona, jest również wysoka, na jej twarzy maluje się nieufność. Mąż chce iść w stronę ulicy Białówny, żona się waha. Jest już ciemno, ludzi wciąż dosyć sporo, nie wszyscy wyglądają przyjaźnie, a któż może zagwarantować, że mężczyzna w jarmułce, o wybitnie semickich rysach twarzy nie stanie się wyśmienitym obiektem ataku. Później spotkam tę rodzinę jeszcze raz, tym razem na przejściu przy Astorii. Potomkowie białostockich Żydów? Próbują odnaleźć klimat dawnego, wielonarodowego, a raczej żydowskiego Białegostoku? Nie jest o to łatwo, ale są miejsca, w których ta sztuka może im się udać.

Jest już 21.00, trzeba się przygotować na jutro do pracy, popracować nad tworzoną własną firmą, oby się udało - marzenie - mieć coś własnego, być wolnym i niezależnym i robić to, co się rzeczywiście lubi.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...