Trudno się uwolnić od skłonności do porównywania. Przyjechawszy do Warszawy na stałe, po dość długim procesie oswajania się z nią, gdy przyjeżdzałem tu w latach 2006 - 2007 na jeden dzień w tygodniu do pracy, i kiedy to sama myśl o wyprawie pociągiem do Warszawy około godziny 6.00, a następnie powrotu między godziną 17.00 a 18.00, wywoływała jedynie nerwobóle żołądka, to już przyjazdy w latach 2014 - 2015 na dwa - trzy dni w tygodniu, i noclegi na ulicy Żytniej, dały mi czas na poznanie i szczere polubienie miasta. Dzięki nim zacząłem odkrywać Wolę, poszukiwałem miejsc, w których w latach 1936 - 1939, najpierw przy ulicy Towarowej, a póżniej przy Placu Kazimierza Wielkiego, mieszkali babcia Genowefa i dziadek Florian, gdzie w roku 1933 urodził się ich syn - Oswald, i gdzie w roku 1939 poczęta została córka - Florentyna. Miejsc, bo kamienice się nie zachowały. Babcia po wojnie z Florcią przyjeżdzała szukać kamienicy przy ulicy Wroniej - tak to zapamiętała sześcioletnia Florcia - a najprawdopodobniej chodziło o kamienicę przy Placu Kazimierza Wielkiego, a z którego to wyjazdu mała Florcia zapamiętała najbardziej morze gruzów i w nocy gdzieniegdzie palące się światełka zawieszone jakby w powietrzu w pozostałościach kamienic. To był czas dany mi na to bym odkrywał miejsca upamiętniające ofiary Rzezi Woli. Wówczas też zrozumiałem, że opatrznościowy powrót Genowefy i Floriana z synkiem Oswaldem do Adamowców na Wileńszczyźnie, sprawił, że jestem na tym świecie. Wrócili w czerwcu 1939 r., a więc tuż przed wybuchem wojny. Jeżeliby nie zginęli w bombardowaniach Warszawy we wrześniu 1939 r., to nie wiadomo jak by się potoczyły ich losy w czasie Rzezi Woli. Dziadek przed wojną pracował w fabryce gumy na Woli, tak wynika z jego książeczki ubezpieczeniowej, która zachowała się do dziś. Zachwycił mnie wówczas kościół na Karolkowej, przedwojenny ceglany budynek klasztoru Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia na Żytniej, do którego 24 lipca 1924 r. po raz pierwszy zawitała Helena Kowalska, przyszła św. s. Faustyna. Teraz już wiem, że był to czas przeznaczony na to, bym Warszawę polubił, nie za to jak obecnie wygląda, ale za jej historię, za losy dziadków, które czas krótki splotły się z tym miastem, za krawą ofiarę jaką składało na przestrzeni wielustet lat, bo i Rzeź Pragi, i Rzeź Woli, hekatomba Powstania Warszawskiego, Powstanie Listopadowe, krawow tłumione manifestacje przed wybuchem Powstania Styczniowego, masakra na Placu Grzybowskim w 1904 r., stracenia na stokach Cytadeli. Dzięki temu mogłem tu w końcu we wrześniu 2016 r. przyjechać na stałe, i dalej odkrywać jej trudną historię, ale też miejsca urokliwe, których w Warszawie nie brakuje. Oprócz samego miasta, chciałem też poznać jego okolice, a zwłaszcza Puszczę Kampinoską. I tu się uruchamiła skłonność do porównań. Niemal wychowany w Puszczy Knyszyńskiej na Podlasiu, każdą okazję, każdą wolną chwilę wykorzystywałem na to, by z Białostoczka położonego w północnej części Białegostoku, wsiąść na rower i wyruszyć choćby do Jurowiec na obrzeżach Puszczy, a najlepiej dalej do Katrynki, do Rybnik, do Kopiska. W Puszczy Knyszyńskiej fascynowały mnie masztowe, siegające nieba sosny i świerki, drzewa majestatyczne, smukłe, dorodne. Postrzegałem ją jako prawdziwą litewską knieję, przypominała mi lasy na Litwie, na Białorusi, która po wojnie przejęła znaczną część Wileńszczyzny, a które odwiedziliśmy jadąc z rodzicami pod koniec lat 80-tych do krewnych pozostałych jeszcze w okolicach Głębokiego, Postaw, w Mosarzu, w Udziale. Podobne odczucia wywołuje we mnie też Puszcza Augustowska, różniąca się tym od Knyszyńskiej, że są na jej terenie występują jeziora, a w której też dominują monumentalne sosny i świerki. Dzięki nim czułem się jak u siebie w domu i w kniejach Estonii, zajmujących około 50% tego malowniczego, pięknego kraju. Gdy wiosną 2017 r. wybraliśmy się do Puszczy Kampinoskiej, zauważyłem, że jest to zupełnie innego rodzaju las, sosny o połowę niższe niż w kniejach podlaskich czy augustowskich, trochę rachityczne, odmienna przejrzystość lasu, o ile w puszczach północno-wschodnich ukrycie się nie stanowi najmniejszego problemu, ze względu na ich gęstość, o tyle w Kampinosie byłoby to znacznie utrudnione. Tłumy turystów w weekendy (bliżej Warszawy), brak miejsc całkowicie odludnych, w których rzeczywiście można się wyciszyć, choć na szlaku z Wierszy do Zaborowa Leśnego, którego pokonanie zajeło nam około godziny, były rzeczywiście chwile, w których nie spotykaliśmy żywej duszy. Pierwszym miejscem, od którego zaczęliśmy odkrywanie Puszczy Kampinoskiej była wieś Wiersze, z jej cmentarzem wojennym, na którym spoczywają żołnierze Grupy AK "Kampinos". W okresie od sierpnia do września 1944 r. na terenie Puszczy Kampinoskiej rozlokowali się partyzanci ze Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego, którzy przywędrowali w te okolice z odległej Puszczy Nalibockiej. W sposob niezwykle interesujący historię tego zgrupowania opisuje Adolf Pilch, ps. "Dolina", "Góra", w książce "Partyzanci trzech puszcz". Ten niemały skrawek Puszczy Kampinoskiej, w którym stacjonowali żołnierze nazywany był Niepodległą Rzeczpospolitą Kampinoską. Kres tej niepodległej krainie położyła niemiecka akcja z końca września 1944 r., kiedy to partyzanci zmuszeni byli przedzierać się w stronę Kielecczyzny, co udało się niestety nielicznym - po rozgromieniu jednostki w czasie krwawej bitwy pod Jaktorowem. Białe kamienne krzyże z tabliczkami zawierającymi imiona i nazwiska, pseudonimy, żołnierzy poległych na terenie Kampinosu, na wydmowym piaszczystym wzgórzu, tuż za cmentarzem parafialnym, kilka drewnianych krzyży poza ogrodzeniem cmentarza. Cisza, spokój, ożywczy zapach budzącego się do życia wiosennego sosnowego lasu. Od czasu do czasu przejeżdżający rowerzyści. Udajemy się w stronę Zaborowa Leśnego, piaszczysta droga przez sosnowy las, dorodny soczysty mech, w niewielkim oddaleniu od drogi ciekawe wydmowe wzgórza, i tak charakterystyczna dla tej puszczy przejrzystość lasu. Tak się nam doskonale szło, że w pewnym momencie dostrzegliśmy zwiększający się ruch rowerzystów, osób z kijkami, aż w końcu dotarliśmy do mogiły powstańców styczniowych w Zaborowie Leśnym, w której spoczywa najprawdopodobniej 76 nieznanych z imienia i nazwiska powstańców. Do bitwy - wówczas pod Budą Zaborowską - doszło dnia 14 kwietnia 1863 r. Oddział mjr. Walerego Remiszewskiego został nieoczkiwanie zaatakowany przez przewżające siły wojsk rosyjskich, sam dowódca miał być wóczas chory, a powstańy uzbrojeni głównie w kosy. W czasie walki poległo 30 powstańców, ale liczba ofiar znacznie się zwiększyła, gdy rozwścieczeni kozacy wymordowali wszystkich rannych powstańców. Ruski mir jest niezmienny od setek lat. Po krótkiej modlitwie, tą samą drogą wróciliśmy do Wierszy. Po drodze minęliśmy jeszcze urokliwą, niewielkich rozmiarów drewnianą kapliczkę zawieszoną na wiekowej sośnie, przedstawiającą Matkę Bożą z dzieciątkiem. Dalej minęliśmy wyoski drewniany krzyż, na rozstaju dróg, skręciliśmy w stronę cmentarza parafialnego, i stąd już wracaliśmy do Warszawy. Przy drodze widoczne są jeszcze stacje Drogi Krzyżowej i tablice upamiętniające pobyt walecznych żołnierzy z dalekich Kresów. Do tego miejsca będziemy jeszcze wracać wielokrotnie.
piątek, 10 maja 2024
Odkrywamy Puszczę Kampinoską - Wiersze i Zaborów Leśny
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz