środa, 15 maja 2024

Lubartów - powroty do korzeni

Spacerując któregoś razu po cmentarzu w Lubartowie udało mi się naliczyć 27 nagrobków z nazwiskiem Derecki, a nie szukałem ich wnikliwie. Gdybym miał więcej czasu, z pewnością odszukałbym ich bez więcej. To jedno z najpopularniejszych nazwisk w tym urokliwym miasteczku.

Dziadek ze strony taty był sierotą wychowywanym przez zakonników. Na świat podobno przyszedł nie w Lubartowie, lecz w Rejowcu. A czy trafił do przytułku prowadzonego przez zakonników w Lubartowie czy w innej miejscowości, tego już ustalić nie sposób. Nie udało mi się dotrzeć do informacji, by w Rejowcu istniał jakikolwiek klasztor. Zakonnicy wuyczyli chłopaka rzemiosła szewskiego i taki też zawód wykonywał. W roku 1920 brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Później opowiadał swoim dzieciom jak bolszewicy zobaczywszy polskie czołgi, które nazywał tankietkami, będąc przekonani, że to jedzie polska kuchnia, krzyczeli - "Polska kuchnia jediot" i rzucili się do ataku po pewną śmierć. Po pracy w swoim warsztacie, z pasją czytywał Trylogię Sienkiewicza, i przy fragmentach z Zagłobą w roli głównej zaśmiewał się w głos. Ożeniwszy się z Aleksandrą zamieszkali przy obecnej ulicy Krótkiej w Lubartowie. Babcia pochodziła z Woli Skromowskiej w okolicach Kocka, a z domu nazywała się Kozak. Jeszcze w latach 80-tych udało mi się dziadka i babcię odwiedzić w ich skromnym domku z niedużym ogrodem, pachnącym zupą mleczną z kaszą manną. Niestety, dziadkami nie cieszyłem się długo, oboje zmarli w latach 80-tych, w odstępie dwóch lat. Ich dzieci urodziły się jeszcze przed wybuchem drugiej wojny, te starsze nawet zapamiętały okrucieństwa tego czasu. Tata opowiadał, że będąc dzieckiem, widział ciało zastrzelonej przez Niemców Żydówki, przy ulicy Kościuszki, bięgnącej wzdłuż parku pałacowego. Niemcy zabronili najwyraźniej jej pochówku, by w ten sposób zastraszyć miejscową ludność, nie tylko żydowską. Powodem śmierci był zapewne sam fakt istnienia i przynależności do narodu żydowskiego. Z czasów wojennego dzieciństwa tata zapamiętał też pijanego rosyjskiego żołnierza, który w czasie pobytu owych "wyzwolicieli" w Lubartowie, strzelał do niego z pistoletu, bez powodu. Całe szczęście w pobliżu drogi były krzaki, w których 12-letni chłopak się skrył, a pulsujący we krwi sołdata alkohol sprawił, że nie był w stanie celnie strzelać. W opowieściach taty pojawiała się też wyprawa z kolegami do pobliskiego Skrobowa, gdzie w jednym z budynków, w którym w latach 1944 - 1945 mieścił się obóz NKWD, na ścianie narysowany był wielkich rozmiarów przepiękny Chrystus. Ten obóz był miejscem, w którym sowieci uwięzili żołnierzy 27 Dywizji Piechoty Armii Krajowej, przybyłej w te strony z Wołynia. Większość tych nieszczęśników została następnie wywieziona w głąb ZSRR. Innych historii z czasów wojny tata nie opowiadał, prawdopodobnie znaczną ich część wyparł ze świadomości. Lubartów w jego opowieściach był miasteczkiem o bogatej historii, z pięknym pałacem Sanguszków, kościołem św. Anny, kościołem kapucynów, malowniczym parkiem przypałacowym, miejscem pełnym słońca, mimo tych wszystkich traumautycznych zdarzeń, których świadkiem był chłopak. Ojciec był dumny, że pochodzi z Lubartowa, czasem może nawet zbyt bardzo, zwłaszcza kiedy się chełipił rezydencjami magnackimi w Lubartowie, Kozłówce, Kocku, co wyglądało trochę tak, jakby sam co najmniej był jednym z dziedziców owych fortun. Ale któż z nas nie ma swoich śmiesznostek.

Lubartowski pałac swoją genezą sięga XVI w., a w obecnym kształcie powstał pod koniec XVII w. dla Lubomirskich, według projektu Tylmana z Gameren. W latach 1722 - 1741 został odbudowany i rozbudowany dla Sanguszków według projektu Pawła Antoniego Fontany. Po raz kolejny został przebudowany w latach 30-tych XIX w. Niedaleko pałacu znajduje się barokowy kościół św. Anny, wzniesiony w latach 1733 - 1738, również według projektu wspomnianego Fontany, a ufundowany przez Pawła Karola Sanguszkę. Odwiedzin Lubartowa nie wyobrażam sobie bez wizyty w kościele kapucynów. O tym kościele i klasztorze tata często opowiadał jako o miejscu, w którym w czasie powstania styczniowego 1863 r. bronili się powstańcy, ostrzeliwując się zza wysokich murów. Fundatorem kościoła był wspomniany już książę Paweł Karol Sanguszko, marszałek wielki litewski, fundator także klasztoru kapucynów w Lublinie. Świątynię wzniesiono w latach 1737 - 1741 w stylu baroku toskańskiego, według projektu znanego nam już Pawła Antoniego Fontany, nadwornego architekta Sanguszków. Fundatorem zaś klasztoru był Mikołaj Krzynecki - skarbnik trembowelski i pułkownik wojsk polskich. W XIX w. klasztor był siedzibą nowicjatu - tu do życia zakonnego przygotowywał się w latach 1848 - 1849 bł. Honorat Koźmiński. Walki na terenie kalsztoru i w okolicach toczyły się nie tylko w czasie powstania styczniowego, ale też w trakcie powstania listopadowego. 9 maja 1831 r. bronił się tu oddział wojska polskiego zaatakowany przez Rosjan. W czasie powstania styczniowego kościół został ostrzelany z armat przez rosyjskich żołdaków ścigających powstańców - z tego czasu w ścianach świątyni utkwiły kule armatnie. Co ciekawe, w czasie powstania styczniowego do oddziałów powstańczych zaciągnęli się wszyscy nowicjusze - za namową popularnego wówczas kaznodziei patriotycznego - o. Fidelisa Paszkowskiego. Nieopadal kościoła i klasztoru kapucynów znajduje się też miejsce, gdzie stał dom, w którym w latach 1863 - 1865 mieszkał Aleksander Głowacki znany jako Bolesław Prus, również uczestnik powstania styczniowego.

Będąc w Lubartowie, odwiedzam przede wszystkim dziadków i innych krewnych spoczywających na cmentarzu, ale też modlę się i stawiam znicze na grobach żołnierzy z 1920 r., mogile powstańców styczniowych i listopadowych.

I rzeczywiście, w przeważajacej mierze, Lubartów jest miasteczkiem pełnym słońca, no ale to już urok całej Lubelszczyzny, która jak pamiętam jeszcze z licealnych lekcji geografii ma największą liczbę dni słonecznych w Polsce.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...