poniedziałek, 18 października 2010

Granice manipulacji

Zastanawiam się jaka jest granica manipulacji i tandetnych wzruszeń w polskich mediach, które już nawet nie starają się ukryć swoich intencji, czy nadawać pozoru obiektywizmu swoim materiałom. To że prowadzą one jakieś własne niejasne gry, odrębne niezrozumiałe polityki, jest dostrzegalne na pierwszy rzut oka. Jednak trudno się było spodziewać kompletnej degrenogolady i infantylizmu, z jakimi mamy obecnie do czynienia.

Ten upadek z przyśpieszoną prędkością rozpoczął się bodaj od materiału Katarzyny Kolendy Zaleskiej, w którym najpierw słowami pani Katarzyny został zapowiedziany profesor Michał Głowiński, specjalista od mowy nienawiści, z obowiązkowym położeniem akcentu na fakt, że profesor przeżył getto. Osobie, która ocalała z getta, nie przyznać racji nie wypada, krytykować ją także jest niezręcznie, bowiem od razu można narazić się na oczywistą etykietkę – antysemity. A tuż po krótkim wstępie Pani Katarzyny, profesor Głowiński dokonał paraleli między marszami nazistów z pochodniami w latach 30-tych w Niemczech a zgromadzeniem pod Pałacem Prezydenckim dnia 10 października, którego uczestnicy także mieli nieść pochodnie – choć znajoma, która uczestniczyła w tym zgromadzeniu, twierdziła, że pochodni nie było, a zamiast nich niesiono znicze. Wydaje się jednak, że to nie ma żadnego znaczenia, bo przecież równie dobrze można byłoby w tłumie wyszukać mężczyzn, którzy tego dnia założyli czarne koszule i przeprowadzić analogię do marszu czarnych koszul na Rzym w 1922 r., który wyniósł do władzy Benito Mussoliniego. Faszyzm jak złoto!

Jakiś czas później w tej samej stacji wyemitowano materiał, w którym premier wręczał dzieciom w jednym z przedszkoli medale. Kilkudziesięciosekundowy materiał, uśmiechnięte dzieciaki, premier wiesza im na szyjach medale, a na koniec wpatrująca się ze wzruszeniem i słodkim uśmiechem w ekran Justyna Pcohanke. Niemal jak kronika rodem wyjęta z PRL-u! To nic, że jeszcze tego samego dnia pojawił się materiał w Internecie pokazujący dziewczynkę, która tuż po zawieszeniu jej medalu, rozpłakała się, zerwała go i oddała premierowi. To już nie pasowało do wizerunku premiera miłującego dzieci i miłowanego z wzajemnością, także przez Justynę Pochanke. Stalin również kochał dzieci i był przez nie kochany. W tworzeniu wizerunków nasi specjaliści siegają do starych, dobrych sprawdzonych wzorców.

Wreszcie program perełka, hit ostatnich dni. "Punkt widzenia", program 2 TVP, czwartek 14 października, godzina 22.40. Przy czym najbardziej interesująca jest druga część programu, w której występują pani Ewa Komorowska, oraz panowie Paweł Deresz i Andrzej Melak, przedstawiciele rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Już na samym początku redaktor prowadzący ujawnia, po której opowiada się stronie, bo przecież dobrze wiemy, że celem programu nie jest poczynienie jakichś wspólnych ustaleń, dojście do porozumienia, nawiązanie spokojnej, rzeczowej dyskusji, lecz szczucie dwóch grup przeciw sobie. Przy czym jedną grupę reprezentuje pan Andrzej Melak, a drugą – redaktor prowadzący, pani Ewa Komorowska, i pan Paweł Deresz. Z całym szacunkiem dla pana Andrzeja Melaka, ale nie jest on osobą medialną, ma ewidentne trudności z wysławianiem się, gdy się zdenerwuje, a jego dyskutanci i dziennikarz, słabości te dostrzegli i chętnie wykorzystali, zresztą zapewne nie przez przypadek do programu wybrano właśnie pana Melaka, a nie np. panią Kurtykę czy panią Mertę. A już końcówka tego porogramu przypomina znęcanie się nad pokonanym. Ironiczne uśmiechy pani Ewy Komorowskiej, ataki pana Pawła Deresza, lekceważacy i protekcjonalny stosunek do gościa redaktora prowadzącego. Mechanizm jest prosty – zapraszamy urodziwą i elokwentną kobietę, wykształconego i dobrze wypadającego w mediach mężczyznę reprezentujących jedną z grup, oraz niezbyt sprawnie poruszającą się w świecie medialnym osobę, reprezentującę drugą grupę, która ewidentnie nie daje sobie rady. Do tego dodajemy jeszcze dziennikarza, który opowiada się ewidentnie po jednej ze stron, dodając jej co i raz otuchy – "Pani Ewo, Pani tego nie widzi, ale otrzymuje pani mnóstwo wspierających panią esemesów", który peutnuje program sprowadzajac motywację drugiej "wrażej" grupy do "swoich małostkowych interesów, ponad które nie ptorafi się wznieść", i hit medialny mamy już gotowy. Siły jasności kontra siły ciemności.

Program ten można obejrzeć pod tym adresem: http://www.tvp.pl/publicystyka/tematyka-spoleczna/punkt-widzenia/wideo/14102010/2782551

Nie warto snuć rozważań o rzetelności dziennikarskiej, o roli mediów publicznych, ale też prywatnych, o zwykłej ludzkiej uczciwości czy przyzwoitości. U nas te standardy nie obowiązują. Można powoływać się na przykłady mediów np. w USA, które także mają swoje sympatie i antypatie, ale czytając tamtejszą prasę nie sosób nie zauważyć, że nawet zagorzali zwolennicy Barcka Obamy, potrafią krytycznie spojrzęć na poczynania swego ulubieńca, a przede wszystkim nie ukrywać negatywnych ocen, nie zamiatać pod dywan niewygodnych faktów, nie manipulować w taki łopatologiczny sposób, jak czynią to polskie media. Zresztą już niedługo będziemy mieć i tak jedyną, słuszną obowiązującą linię polityczną i światpogloądową, przy zachowaniu wszystkich pozorów demokracji (demokracji formalnej rzecz jasna) - wszak wciąż istnieć będzie kilka partii, mnóstwo gazet, tygodników, dzienników, stacji radiowych, telewziyjnych, a w nich najmniejszej różnorodności, bo ta tylko mąci, szkodzi i ośmiesza nas w oczach świata.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...