piątek, 7 czerwca 2024

Błyski - część 2

Nad drogą z miasteczka unosił się – widoczny z daleka - ogromny tuman kurzu i słychać już było wyraźnie tętent kopyt końskich. Józek nie zastanawiając się ani chwili oddalił się do Mosarza. Justyn wbiegł do stodoły, dosiadł swojego ulubionego konia, i korzystając z drugich wrót – tych od strony lasu – wyskoczył czym prędzej w stronę ciemniejącego na horyzoncie masywu leśnego. Oddział wyekspediowany do Krukowszczyzny, mający rozprawić się z kułakiem i przykładnie ukarać wroga ludu, wpadł na podwórze między domem a stodołą. Dwóch rozjuszonych mężczyzn wtargnęło do domu, a kilku pozostałych rozwarło wrota stodoły i ich oczom ukazał się widok otwartych wierzei, a gdzieś daleko na niewysokim wzgórzu dostrzegli jeźdźca galopującego w stronę lasu. Nie namyślając się ani chwili puścili się za nim w pościg, pokrzykując i pogwizdując, by przywołać na pomoc swoich towarzyszy, przeszukujących izby domu, w nadziei, że znajdą tam znienawidzonych wrogów rewolucji. Żołdacy niezwłocznie wybiegli, dosiedli swoich koni i ruszyli za kompanami, by wesprzeć ich w pościgu. Justyn nie oglądając się pędził w stronę kniei, w której każdą drogę, każdą ścieżkę, każde uroczysko znał doskonale. Przepastne litewskie puszcze nie raz zapewniały schronienie mieszkańcom tych ziem. Już dojeżdżał do pierwszych drzew, nie zamierzał korzystać z leśnej drogi, by nie ułatwiać zadania ścigającym go bolszewikom. Wolniej manewrując między drzewami, których było coraz więcej i las stawał się coraz gęstszy, zniknął niedoszłym oprawcom z pola widzenia. Gdy dotarli do ściany lasu po uciekinierze nie było już śladu, najmniejszy dźwięk go nie zdradzał. Klnąc siarczyście, zawrócili, by dokończyć dzieła zniszczenia. Skoro nie mogli przykładnie powiesić kułaka, rozniecili ogień i podłożyli go pod okazały dom i stodołę, spędzili miejscową ludność i zmusili ją do przyglądania się, jak płonie majątek wroga ludu, i jaki los będzie udziałem każdego, kto ośmieli się stanąć na drodze rewolucji, no i też jak wygląda rewolucyjna sprawiedliwość.

Noc Justyn przeczekał w leśnej głuszy, nad brzegiem jeziora. Jasna poświata utrzymywała się jeszcze długo na lipcowym niebie, odbijając się w tafli spokojnego jeziora. Miejscowi opowiadali, że zimą w nocy z jeziora dobiegają dźwięki radosnych okrzyków, rozmów, śmiechów, brzęczących dzwonków przy końskich uprzężach. A to wszystko za sprawą weselników, który w dawnych czasach - jak dawnych tego już nikt nie pamiętał - chcąc zimą skrócić drogę postanowili przeciąć zamarznięte jezioro, jednak lód pod ciężarem sań się załamał, a wody rozległego jeziora pochłonęły wszystkich bez wyjątku, i od tamtej pory zimowymi nocami nieszczęśnicy dają o sobie znać.

Na wszelki wypadek Justyn nie rozpalał ogniska. Wyczerpany nadmiarem wrażeń, martwiąc się o pozostawione gospodarstwo, i niepokojąc się o młodsze rodzeństwo, mimowolnie usnął. Wczesnym rankiem, ruszył w stronę Krukowszczyzny. Gdy wyjechał na skraj lasu, ze szczytu wzgórza wypatrzył sterczące kikuty spalonego domu i stodoły. Ominął zgliszcza i skierował się do domu dziadka Ksawerego, pod którego opieką pozostała Gienia, Adolf i Władek. Zdawał sobie sprawę, że ktoś z miejscowych musiał bolszewików powiadomić o tym kogo mają szukać. Co mogło kierować takim człowiekiem? Co chciał osiągnąć? Z tymi myślami wracał do wsi, ostrożnie rozglądając się wokół, czy nie ma gdzieś na horyzoncie bolszewickich czujek.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czasami dobrze znać okoliczne obszary, dzięki którym ratuje się życie.
Zgliszcza można odbudować, życia ... nic i nikt nie zwróci.

Błyski - część 40

Drewniany kościółek na niewielkim wzniesieniu, z dwiema niewysokimi wieżami, od frontu pojedyncze sosny, wolnorosnące, w swoich kształach sw...