poniedziałek, 7 listopada 2011

Stará Ľubovňa - sierpień 2011 r. (1)

Wyprawa na pogranicze polsko - słowackie byłaby niewiele warta bez odwiedzenia Bardejowa, Kurowa, Plawnicy czy Starej Lubowni. Widok młodych Romów ciągnących wózki wypełnione drewnem, warzywami albo owocami w okolicach Kurowa albo Plawnicy, dymy ognisk snujące się w kotlinie między Tarnowem a Bardejowem, zaparkowane na poboczu osobowe auta i ich właściciele pracujący w polu, roztaczający się wokół intensywny zapach dojrzałych, niezebranych jeszcze owoców i warzyw z przydomowych sadów i ogrodów, a to wszystko w oprawie łagodnego, bursztynowego światła, chylącego się ku zachodowi słońca. Ubrane na czarno staruszki, w takiej też barwy chustkach zawiązanych pod brodą, przygarbione, ale żwawo zmierzające w stronę wiejskich kościołów, cerkwi greckokatolickich, a czasem protestanckich zborów.

Stara Lubownia to już, jak na słowackie warunki, miasteczko z prawdziwego zdarzenia, choć pozornie dość senne i jakby zanadto wyludnione już po godzinie 16.00. Turyści zazwyczaj koncentrują się na imponującym średniowiecznym zamku, oddalonym kilka kilometrów od centrum, i tylko nieliczni zajeżdżają do centrum. Stary Rynek, to kilkanaście dobrze zachowanych, w większości klasycystycznych kamienic, nie mających jednak tego uroku i wdzięku, co gotyckie, renesansowe i barkowe kamienice Rynku w Bardejowie. A i kościół też nie ma tego rozmachu; jest kilkakrotnie mniejszy od okazałej bardejowskiej gotyckiej bazyliki św. Idziego, z zewnątrz raczej bezstylowy, pokryty zółtawym tynkiem, jakby jeszcze w czasach komunistycznych, kiedy być może pełnił rolę jakiegoś obiektu użyteczności publicznej, magazynu, bądź muzeum. Olśniewa dopiero swoim wnętrzem, eksplozją barkowych rzeźb i malowideł w tonacji pastelowej, monumentalnymi drewnianymi konfesjonałami, solidnymi ławami oraz panującym, bez względu na porę dnia, półmrokiem sprzyjającym kontemplacji. Miejsce, w którym realnie odczuwa się obecność sacrum. W ubiegłym roku w tym właśnie kościele, w czasie nabożeństwa różańcowego posiadłem umiejętność modlitwy w "sloweniczinie", a w tym roku dane mi było doświadczyć, zresztą nie tylko tu, ale też w Plawnicy i w Bardejowie, czym jest pełne pokory, i zwyczajnej ludzkiej życzliwości, przekazywanie sobie przez wiernych znaku pokoju, ze szczerym wyczekiwaniem, uśmiechem i gotowością do podchodzenia do wszystkich stojących wokół w promieniu kilku metrów, z wyciągniętą do uścisku dłonią. Proste, bezpośrednie, niekłamane, choć nabożeństwa po powrocie do kraju, w mojej parafii szybko sprowadziły mnie na ziemię - kilka osób ledwie raczących odwrócić głowę do stojących wokół, mamroczących coś niewyraźnie pod nosem, niektórzy nie zadający sobie nawet takiego trudu. Polska współczesna wiara jest taka sama jak relacje międzyludzkie w życiu prywatnym i społecznym, tak samo podejrzliwa, nieufna i skrajnie indywidualistyczna. A nuż ten stojący obok mnie jest parszywym pisowcem, albo podłym platformersem, szują, byłym donosicielem i kanalią, tamten przypomina mi szefa despotę, albo irytującego kolegę czy koleżankę z pracy! Paskudna spuścizna PRL-u, a w niemałym stopniu pewnie sięgająca jeszcze czasów ostatniej wojny, przekazywana z pokolenia na pokolenie. To, co w słowackich kościołach stanowi normę, tu staje się pożądanym i chwalebnym wyjątkiem.

Nabożeństwo w kościele w Starej Lubowni, okazuje się być prawdziwym misterium, dającym intensywne poczucie zupełnie naturalnej wspólnoty, w najmniejszym calu nie odstającym od tych w Bardejowie czy Plawnicy.










































Brak komentarzy:

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...