czwartek, 10 listopada 2011

Stará Ľubovňa - zamek i sokolnicy (2)
















































Szczegółowo o historii zamku nie zamierzam się rozpisywać, bo przepisywanie stron internetowych poświęconych Starej Lubowni, książek, bądź broszur, wobec obfitości, zwłaszcza tych pierwszych, wydaje się być zajęciem dość jałowym. Warto może jednak pokrótce wspomnieć, że lubowniański zamek powstał na przełomie XIII i XIV wieku, jako warownia średniowieczna madziarskiego możnowładcy, następnie przechodził burzliwe koleje losu, wchodząc między innymi w skład ziem zastawionych przez króla węgierskiego Zygmunta Luksmeburczyka, zabezpieczających w ten sposób pożyczkę pieniężną uzyskaną od polskiego króla (w 1412 r.), w następnych stuleciach stawał się własnością polskich rodów magnackich, z początku Lubomirskich, później Zamoyskich.

Dziś jest natomiast miejscem tłumnie odwiedzanym przez turystów głównie ze Słowacji i z Polski, z rzadka na parkingu można dostrzec rejestracje z innych państw - niemieckie czy węgierskie. Jeśli ktoś gustuje w atmosferze średniowiecznych powieści, filmów, baśni, legend, eposów rycerskich, to jest to miejsce wymarzone, żywo uruchamiające wyobraźnię. Przybywających wita już w bramie wydobywająca się z ukrytych - całe szczęście - głośników muzyka z epoki późnego średniowiecza oraz urocze dziewczęta w strojach dwórek sprzed dobrych kilkuset lat. Efekt przeniesienia się w czasie mamy zatem w pełni zagwarantowany, z małą jednak poprawką w postaci zupełnie współczesnej kasy i sympatycznej pani ją obsługującej już niestety nie w stroju średniowiecznym czy renesansowym, uprzejmie inkasującej nieduże co prawda kwoty za bilety, ale mimowolnie zaburzającej nasze wspaniałe poczucie wędrowania w czasie.

W tym roku oprócz kilku zorganizowanych grup słowackich trafiliśmy na przesympatyczną i uroczą Litwinkę z Kowna, która wydawała się być nie mniej zaskoczona spotkaniem swoich tak na dobrą sprawę sąsiadów zza miedzy prawie, bo przecież czymże jest odległość niecałych 250 km z Kowna do Białegostoku wobec ponad 900 km z Kowna do Starej Lubowni. Nasza nowo poznana znajoma podróżowała po Europie południowej i środkowej ze swoimi przyjaciółmi, którzy tego akurat dnia pozostali w miasteczku, a ona sama wspięła się na sam szczyt niemałego wzniesienia, by obejrzeć górujący nad okolicą zamek, z którego przy dobrej pogodzie widać oddalone o kilkadziesiąt kilometrów na zachód Tatry. Wspólnie obejrzeliśmy pokaz sokolników, na który ściągnęli wszyscy znajdujący się w tym czasie na terenie rozległego zamku zwiedzający. Orzeł bielik, sokół, pustułka, puchacz, uwiązane sznurkami przy drewnianych budkach do palików, a następnie pojedynczo uwalniane na czas pokazu przez swoich opiekunów, o dziwo nawet nie myślały o ucieczce. Wątpliwości powstały na chwil kilka jedynie co do sokoła, który w pewnym momencie zniknął z naszego pola widzenia, by dosłownie po kilkunastu sekundach nieoczekiwanie wychynąć zza białej barokowej budowli mieszczącej kaplicę i powrócić przysiadając miękko i łagodnie na wyciągniętym przedramieniu jednego z sokolników. Również widzowie mieli możliwość odegrania względnie aktywnej roli w tym naprawdę interesującym spektaklu. A to ktoś służył swoją głową pustułce, a to ktoś inny swoim wyciągniętym przedramieniem, by ptak mógł sobie wygodnie się na nim rozsiąść. Zarówno ptaki, jak i ich opiekunowie po każdej sekwencji pokazu zbierali gromkie, w pełni zasłużone oklaski wpatrujących się w to towarzystwo z dziecięcą wręcz ciekawością i błyskiem w oczach widzów, nie muszę zresztą dodawać, że w zdecydowanej większości osób dorosłych.

Swoją drogą, zacząłem się już zastanawiać czym zaskoczy nas lubowniański zamek w przyszłym roku, bo trudno mi sobie wyobrazić bym mógł się tam nie pojawić latem czy wczesną jesienią.

1 komentarz:

w-abt pisze...

Nájdu sa tam zaujímavé kompozície, to sa cení.

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...