czwartek, 28 lipca 2011

Łomża kontra Białystok

Nie będąc rodowitym białostocczaninem, choć mieszkajacym w Białymstoku od urodzenia, nigdy nie byłem w stanie pojąć istoty - konflikt to chyba jednak za mocne słowo - wzajemnej niechęci między Łomżą a Białymstokiem. Zetknałem się z nią po raz pierwszy w czasie studiów, gdy jeden z bliskich kolegów (białostocczanin) spotykał się z pewną uroczą, miłą i mądrą koleżanką (łomżynianką). Opowiadał mi wówczas o pewnych docinkach ze strony członków rodziny swojej wybranki, jakich doświadczał niemal za każdym razem odwiedzając to nadnarwiańskie miasto. Ani jednak on, ani nikt z jego "dręczycieli" nie był w stanie przekonująco wyjaśnić istoty tej niechęci, jej przyczyn i dziejów.

Nie tak dawno natomiast we wstępie do "Dziejów Łomży od czasów najdawniejszych do rozbiorów Rzeczypospolitej (XI w. - 1795 r.)" Donaty Godlewskiej, Adam Czesław Dobroński przypomina o niedocenianiu Łomży przez władze partyjne, następnie administracyjne. Nie wiem czy rzecz rozbija się, bądź rozbijała, o środki finansowe kierowane niegdyś do obu miast, ale wątpliwym wydaje się to, by mogły one być jedyną - bądź decydującą - przyczyną, zwłaszcza, że Białystok też nie sprawia, i nie sprawiał, wrażenia miasta, które przez jakiekolwiek władze rozpieszczanym być mogło. Przyczyn już prędzej warto byłoby szukać w historii, w różnicach poniekąd kulturowych między obu miastami, czy nawet regionami. Na wschód od Narwi mamy bowiem do czynienia z Podlasiem, a na zachód z północnym Mazowszem. Tu na wschodzie ziemie dawnego zaboru rosyjskiego, tam Królestwo Polskie, a jeszcze wcześniej tam Mazowsze, a tu Litwa. Pewne nawyki, postrzeganie siebie przez pryzmat odmienności, zakorzeniene przez wieki trwają pewnie w jakimś stopniu po dziś dzień.

Od niemal 3 lat regularnie bywam w Łomży. Wydaje mi się, że poznałem dość dobrze i samo miasto i wielu jego mieszkańców. Z początku wielu łomżan, z którymi współpracuję, okazywało zdumienie tym, że białostocczanin zdecydował się pracować w Łomży (zresztą raptem nie częściej niż raz w tygodniu). Odnosili się też do mnie z pewnym, co prawda, dość uprzejmym, ale jednak dystansem. Mimo to lody zostały przełamane dość szybko i muszę przyznać, że łomżynianie/łomżanie (obie formy są podobno dopuszczalne), których poznałem są doskonałymi współpracownikami. W mojej ocenie że tak właśnie powinna wręcz wyglądać modelowa współpraca - chęć i gotowość do udzielania sobie wzajemnie pomocy, zaufanie, otwartość, życdzliwość, a więc wszystko to, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłem pracując w instytucjach białostockich. Z czasem poznałem zastrzeżenia łomżan wobec Białegostoku. W gruncie rzeczy sprowadzały się one do pewnych zasłyszanych opinii, takich jak np. rzekoma niechęć białostocczan wobec kierowców w samochodach na łomżyńskich numerach.

W międzyczasie przekonałem się też, jakie formy przybierać może owa niechęć białostocczan wobec łomżan, która jednak także nie miała żadnego racjonalnego uzasadnienia. Rzeczą najbardziej zdumiwającą było jednak to, że wyrażały ją - raz osoba nawet na kierwoniczym stanowisku w pewnej instytucji publicznej, a już w każdym przypadku były to osoby doskonale wykształcone. Sprowadzały się one głównie do stwierdzeń typu: "Łomża to jest Łomża" (w negatywnym kontekście rzecz jasna), bez jakiejkolwiek próby roziwjania czy uzasadniania tematu. Trudno doprawdy dyskutować z takimi opiniami.

Sama Łomża jest miastem beż wątpienia interesującym, malowniczo położona na nadnarwiańskiej skarpie, jadąc od strony Piątnicy czy to starym czy nowym mostem, przypomina nieco Sandomierz, przy zachowaniu oczywiście wszelkich proporcji między obu tymi miastami, bo mimo całego swojego potencjału Łomża nie może jednak poszczycić się taką ilością zabytków, jak miasto nad Wisłą, choć bez wątpienia ma także czym się pochwalić, czy gotycką katedrą z XVI w., czy barokowym kościołem i klasztorem kapucynów, czy też bednedyktynek, które pięknie połyskują w słońcu na szczycie skarpy, opróćz tego wiele klimatycznych zaułków, ocalałych monumentalnych kamienic z XIX i początku XX w., świadczących o dawnej wręcz wielkomiejskiej zabudowie miasta.

Z pewnością natomiast brakuje Łomży dobrego gospodarza i pomysłu na promocję. Nie pomogła jej też działalność pewnego posła, która została nagłośniona w mainstreamowych mediach i przyczyniła się do postrzegania miasta, jako ksenofobicznego. Owa działalność mogła niewątpliwie wpłynąć na stworzenie klimatu, w którym stało się możliwe pobicie dwóch uchodźczyń z Kaukazu Północnego. Trzeba tylko pamiętać o tym, że Łomża jest miastem niemal 70-tysięcznym, i ani wyczyny jednego posła, ani czyny przestępcze kilku nierozsądnych młodzieńców nie mogą rzutować na całą społeczność, to zresztą truizm. Osobiście nie wierzę w istnienie ksenofobicznych miast. Taką łatkę próbowano też jakiś czas temu przypiąć Białemustokowi, kiedy to doszło w nim do kilku ataków na cudzoziemców z Afryki oraz zbezczeszczenia cmentarza żydowskiego. Generalizacje tego typu nigdy nie służą rozwiązaniu żadnego problemu.

Wracając zaś do samej istoty owego "konfliktu" między Białymstokiem a Łomżą, wszystko wskazuje na to, że nie znajduje on żadnych racjonalnych podstaw, i na pewno warto na miarę swoich możliwości podważac sesn jego istnienia. Dlatego też w następną środę zamierzam odkrywać nowe urokliwie zakątki Łomży, Starą Łomżę, a może i odwiedzić wreszcie Muzeum Północno - Mazowieckie tuż przy katedrze.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Gość Łomżyński
--------------
Witam serdecznie!
Owa wzajemna niechęć Łomżan i Białostoczan sięga swą genezą końcówki roku 1918 i początku 1919. Wtedy to Naczelnik Piłsudski zleca swoim podwładnym sporządzenie projektu nowego podziału administracyjnego państwa, w którego pierwotnej wersji znajduje się miejsce dla województwa, bodajże pólnocno mazowieckiego, którego siedziba znajdować miała się w Łomży. W granicach owego województwa miał się również znajdować Białystok, który co prawda większy i z lepiej rozwiniętym przemysłem, nie miał tak dobrze rozwiniętej infrastruktury miejskiej jak Łomża, a także nie miał tak dawnych i głębokich tradycji.
Piłsudski na powyższe rozwiązanie się nie zgodził, najprawdopodobnie z uwagi na fakt, iż Łomża była w owym czasie bardzo silnym i wpływowym ośrodkiem Endecji. Proszę pomyśleć: miejska tradycja i aspiracje, do tego Endeccy włodarze, endeccy urzędnicy i najpewniej przyszli endeccy posłowie, świetnie rozwinięte szkolnictwo, z endeckimi nauczycielami itp. Jako miasto wojewódzkie Łomża, posiadając przemysłowe zaplecze w postaci Białegostoku, stałaby się zapewne jednym z głównych przyczółków wrogich Piłsudskiemu sił. Być może nawet próbowałaby stać się ośrodkiem akademickim. Wielu przedstawicieli ówczesnych łomżyńskich elit należało już od czasów Królestwa Polskiego do różnego rodzaju tajnych masońskich loż i stowarzyszeń a także utrzymywało bardzo dobre kontakty ze środowiskami intelektualistów w głównych europejskich stolicach.
Widać teraz jak ciężko było się Łomżanom pogodzić z tą stratą - takiego ruchu nikt się w Łomży nie spodziewał ;) Z drugiej strony w wyróżnionych przez Marszałka Białostoczanach odezwały się drobne kompleksy, co jednak w przyszłości przyniosło bardzo dobre dla tego miasta skutki- gdyż mobilizowało to białostocką społeczność.
Podobny problem nastąpił w tym samym czasie w relacji Toruń - Bydgoszcz.
Jako łomżanin z pokoleń powiem, że się Piłsudskiemu wcale nie dziwię,a będąc w tamtych czasach na jego miejscu zrobiłbym to samo.
Dziś łomżyńsko białostocki resentyment po prostu mnie śmieszy, zwłaszcza te powtarzane przez wszystkich głupiutkie stereotypy. Drażnią mnie niechlujne łomżyńskie językowe naleciałości w stylu "na wieczór zrób mnie jedno bułkie z mniodem", "wytłumacz mnie jak zrobić z jednom sprawom" czy kultowe "powiedz mnie jak bendzie lepij - Nie-ee nie powim", zwłaszcza w Urzędach, gdy tymczasem w Białymstoku mimo obiegowych opinii poprawną polszczyznę słychać na każdym kroku. Bardzo często też jeżdżę do Białegostoku swoim samochodem oczywiście na rejestracji BL. Jeździ mi się tam bardzo dobrze i nigdy jeszcze nie doświadczyłem żadnych przykrości. Co zaś do "jazdy łomżyńskiej" musze przyznać, że gdy jeżdźę po swoim miasteczku nieraz dostaję cholery, np. za średnią prędkość 35km/h, przekraczanie ciągłych linii na rondach, nieużywanie kierunkwowskazów i jakże wybitną ostrożność na skrzyżowaniach. Swego czasu usłyszałem w Warszawie dowcip - co zrobić by komunikacyjnie sparaliżować Warszawę - wysłać do niej w piątek o 15.00 stu łomżyniaków, tylko niech każdy jedzie własnym samochodem;)

wschody słońca pisze...

Witam serdecznie,

Dziękuję za obszerny i arcyciekawy komentarz. Muszę przyznać, że tej historii o Piłsudskim nie znałem, choć o silnym wpływach endeckich w Łomży czytałem i słyszałem. Tylko tak się zastanawiam, kto by dziś pamiętał o Piłsudskim czy to w Łomży, czy w Białymstoku ; )

Z tym językiem z kolei, to rzeczywiście prawda, z tym, że mnie to tak szczerze mówiąc niespecjalnie razi, nawet jeśli ktoś w końcówkach "-ie", zjada literę "i", i zamiast "takie" mówi "take", zamiast "jakie" - "jake", ale zauważyłem, że jest to charakterystyczne dla całego Mazowsza północno - wschodniego. Na studiach miałem kolegów i koleżanki z okolic Wyszkowa, Ostrołęki, i nieliczni co prawda, ale niektórzy w ten właśnie sposób gubili tę literkę "i".

Język białostockich urzędów rzeczywiście wydaje się być poprawny, choć ta poprawność mnie czasem irytuje, bo to nie jest jednak literacka polszczyzna, ale dużo w tym slangu urzędniczego, języka fachowego, teraz już nawet unijnego. A w banku np. pracownik nie powie, że ten produkt jest skierowany do kogoś, poświęcony komuś, ale już DEDYKOWANY!

Na rejestracje raczej uwagi nie zwracam, a jeśli już to tylko wówczas, gdy ktoś jeździ bez wyobraźni, a który powiat przoduje w moich rankingach? Hmm, tego nie zdradzę by nie być posądzonym o jakieś uprzedzenia, ale na pewno nie jest to Łomża. Po samej Łomży jeździ się dość szczególnie, bo z reguły nie ma w niej dużego ruchu, a jeśli omija się korki na starym moście, to można całkiem sprawnie miasto opuścić oraz się do niego dostać.

A wracając jeszcze do historii Łomży zastanawia mnie, jak było możliwe połączenie tych dwóch żywiołów - endeckiego i masońskiego, o którym Pan wspomina? Czy loże masońskie były w Łomży równie wpływowe, jak np. w Wilnie?

Pozdrawiam serdecznie

Mariusz

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...