Około dwóch tygodni temu, audycja w pierwszym programie Polskiego Radia, poświęcona promocji Białegostoku. Wśród zaproszonych gości dyrektor Centrum im. Ludwika Zamenhofa, redaktor naczelny romskiego pisma "Rrom po drom", plus jeszcze jedna osoba z urzędu miasta. Przedstawiciele naprawdę zacnych instytucji. Centrum im. Ludwika Zamenhofa jest jedną z najnowocześniejszych placówek muzealno-edukacyjno-kulturalnych w Białymstoku. Stanisław Stankiewicz realnie angażuje się w rozwój i propagowanie kultury romskiej w Polsce. Pozostałe osoby nie były mi już jednak znane.
Kilka rzeczy jednak zaskoczyło mnie w owej debacie. Po pierwsze, odniosłem wrażenie, że rozmówcy z Białegostoku nie dostrzegali wartości drewnianej architektury miasta. Dyrektor Centrum im. Ludwika Zamenhofa nie widzi sensu w prowadzaniu turystów do miejsc, w których urodzili się znani białostocczanie, by pokazywać je w takim stanie, w jakim były pierwotnie, tj. właściwym dla danej epoki. Drewniane domki, brukowane ulice, drewniane płoty, ogrody. Rzecz zupełnie niepojęta. To nie to z czego miasto miałoby być dumne. Rozumiem intencje dyrektora, chcemy wszak pokazać, że Białystok to miasto nowoczesne. Miasto kultury, miasto nowczesnej architektury, miasto przyjazne wobec gości z Polski i z zagranicy. I owszem jest się czym pochwalić, nowoczesnej architektury nie mamy co prawda w nadmiarze, ale jest kilka obiektów, które zwracają uwagę, i których absolutnie nie musimy się wstydzić. Nowo powstający gmach opery, obecna filharmonia, budynek biblioteki unwiersyteckiej, biurowiec przy cerkwi św. Mikołaja, w którym rozlokowały się białostockie gazety, kilka współczesnych kościołów, cerkwi, zmodernizowany plac ratuszowy. Słowem jest, co gościom pokazywać. Tylko kompletnie nie rozumiem tej alternatywy albo jedno, albo drugie. Przecież można pogodzić nowoczesność z ową "wiejskością" Białegostoku, z domkami, ogrodami, brukowanymi uliczkami. Tego roku w Estonii zauważyłem, jaki atut ze swojej drewnianej architektury uczyniły takie miasta jak Tallin czy Tartu. Z dzielnic drewnianych domków parterowych, piętrowych, uczyniono atrakcje turystyczne, które zostały opisane w przewodnikach, i które odwiedzają wcale niemałe grupy turystów. Na zwiedzenie takiej dzielnicy w Tartu trzeba poświęcić pół dnia. U nas w Białymstoku jednak wciąż pokutuje kompleks ludzi z awansu społecznego. Nie ma nic złego w awansie społecznym, jest to zjawisko ze wszech miar pozytywne i pożądane. Gorzej jednak, gdy towarzyszy mu kompleks niższości. W czasach PRLu miejscowi włodarze, wywodzący się ze wsi i małch miasteczek, uważali, że nie po to awansowali, nie po to przenosili się do miasta, by dalej mieć wrażenie, że mieszkają na wsi. Stąd pojawiły się decyzje o burzeniu całych dzielnic drewnianej zabudowy, niszczeniu ogrodów, zalewaniu brukowanych uliczek asfaltem. Podobnie jest też teraz, wciąż mamy kompleks miasta prowincjonalnego, zacofanego, które na siłę stara się udowodnić, że jest miastem nowoczesnycm, o wysokcih aspiracjach, regionalnym centrum nauki i kultury. Rozumiem, że na potrzeby modernizacji miasta należy w niektórych miejscach wyburzyć i drewniane domki i zniszczyć brukowane ulice, ale po co czynić to w miejscach, w których nie ma takiej konieczności? Bojary zostały koszmarnie zniszcozne, i wciaż są dewastowane, ni stąd ni zowąd między urokliwymi ogrodami i drewnianymi domkami, co jakiś czas deweloperzy wciskają swoje szpetne bloki, przykładów na to jest mnóstwo. Tartu, będące drugim co do wielkości miastem w Estonii, pogodziło znakomicie nowoczesność z tradycją. Jest ważnym ośrodkiem uniwerysteckim, siedzibą Sadu Najwyższego, a może się poszczycić i uroczą Starówką, i dzielnicami architektury drewnianej, i szklanymi biurowcami, licznymi i różnorodnymi kafejkami.
Druga sprawa dotyczy także białostockich kompleksów, na co też zwrócił uwage prowadzący dziennikarz. My, białstocczanie szalenie łatwo się irytujemy, gdy ktoś wyraża krytyczne opinie o naszym mieście. Nie świadczy to o nas najlepiej. Zdarza się często, że owe krytyczne opinie nie wynikają ze złej woli, osoba je wypowiadająca nie ma złych intencji, w końcu krytyczne myślenie jest cechą pożądaną, a wypowiadanie uwag przykrych świadczy o odwadze, jeśli jest czynione w sposób empatyczny. Na jedną z uwag prowadzącego program dziennikarza, dyrektor Centum im. Ludwika Zamenhofa poirytowany stwierdził, że zdaje sobie sprawę z tego, że nas się w Polsce postrzega, jako ludzi chodzących w futrzanych czapach po ulicach miasta (sens był mniej wiecej taki, choć słowa mogę oddać niewiernie). Być może jest tak rzeczywiście, z pewnością tak jest, że nie mamy najlepszej opinii w pozostałch regionach Polski, ale to się zmienia. Wielu znajomych z innych części Polski o Białymstoku nie wie nic, albo coś słyszało i ma już jednak pozytywne wyobrażenia o tym mieście. Ale to są ludzie, którzy czytają, interesują się światem, gorzej może to wyglądać w innych środowiskach. ak czy owak, nie jest to powód, żebyśmy się iryrytowali, zwłaszcza na antenie ogólnopolskiej. Ignorancja innych nie jest naszym problemem, choć w zasadzie jest, bo naszą rolą jest rozpowszechnienie takiego wizerunku miasta i jego mieszkańców, by takie opinie zmienić.
niedziela, 12 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz