wtorek, 28 września 2010

Karaimskie Troki










































 




Troki kojarzą mi się przede wszystkim z Karaimami, nie zachwyca mnie specjalnie zrekonstruowany zamek na wyspie, z klinkierowanej cegły, wyglądający już teraz bardziej, jak zamek z klocków lego. Troki to kienesa, cmentarz karaimski przypominający nieco tatarskie mizary w Kruszynianach czy Bohonikach, albo cmentarz żydowski w Krynkach, wczesną jesienią zapach warzyw snujący się z przydomowych ogrodów, drewniane domki z obowiązkowo trzema oknami od strony ulicy - wedle tradycji karaimskiej jedno okno jest przeznaczone Bogu, drugie księciu, a trzecie nieoczekiwanym gościom. Wyraziście żółte, zielone, stoją karnie wzdłuż ulicy równoległej do jeziora, pnącej się ku górze w stronę kienesy, i dalej skromnego muzeum karaimskiego, oraz klimatycznej restauracji serwującej dania kuchni karaimskiej - kibiny z baraniną, z kurczakiem, z kapustą, chłodnik karaimski, jakże różny od litewskiego - karaimski jest zupełnie biały, robiony na bazie kefiru bądź naturalnego jogurtu, z pokrojonymi drobno ogórkami, czosnkiem, rzodkiewką, albo gołąbki nadziewane baraniną zawijane w liście winogronu, z pikantną wielowarzywną sałatką.

Niedaleko od centrum - nie więcej niż dziesięć minut spacerem, nad brzegiem jeziora rozłożył się stary cmentarz karaimski, od strony ulicy, od bramy głównej z trudem można dostrzec nagrobki, które przypominają nieco macewy, a nieco kamienie nagrobne z tatarskich mizarów. By jednak odszukać te najbardziej okazałe, trzeba przedrzeć się przez gąszcz zarośli, wysokich traw, krzaków, by znaleźc się pod baldachimem z koron drzew liściastych, tutaj teren się nieco obniża, łagodnie schodzi ku jezioru, a ciszę miejsca mącą odgłosy kąpiących się - tutaj prawdopodobnie na jednej z dzikich plaż.

Trocka kienesa natomiast, tak jak zresztą i wileńska, niemal zawsze jest zamknięta, trzeba się najprawdopodobniej wcześniej umówić z osobami, które sprawują nad nimi pieczę, by móc je obejrzeć wewnątrz.

W muzeum Karaimów, znajdującym się w odległości nie więcej niż 200 metrów od kienesy, warto obejrzeć ekspozycję stałą prezentującą stroje karaimskie, zdjęcia rodów karaimskich z końca XIX i początku XX w., a także z czasów dwudziestolecia międzywojennego.

Po II wojnie część Karaimów litewskich wyjechała do Polski, spora część jednakże pozostała na Litwie, to tam wciąż tworzą najliczniejszą grupę, choć rozjechali się w większości do znaczniejszych miast Litwy. W samych Trokach można byłoby pewnie na dzień dzisiejszy zliczyć kilkanaście rodzin karaimskich. W Polsce mieszka nie więcej niż trzystu Karaimów, głównie w Warszawie, Wrocławiu (to ci z Wołynia, głównie z Łucka) i Krakowie. Stanowią u nas najmniej liczną grupę etniczną.

A do Wielkiego Księstwa Litewskiego Karaimów sprowadził podobnie, jak i Tatarów, książę Witold w XIV w., mieli oni strzec granic księstwa przed rejzami Krzyżaków i wszelkiej maści innych najeźdzców, którzy by śmieli się pokusić na potęgę Litwy. Z czasem, kiedy rzemiosło wojenne straciło na znaczeniu, Karaimi zaczęli wieść żywot skromnych, ale cenionych powszechnie solidnych rzemieślników i niemal mistrzów ogrodnictwa. Stąd do dziś, każdy odwiedzający Troki, nie może nie zwrócić uwagi na rozsnuwające się z przydomowych ogrodów wspaniałe zapachy warzyw. Karaimów zostało tu niewielu, a tradycja pozostała.

Interesującym jest to, że Karaimi są ludem pochodzenia tureckiego, wywodzącym się z dawnego Państwa Chazarów. Książę Witold sprowadził ich z ziem Chanatu Krymskiego. Wyznają dość oryginalną religię, zdarzało się nawet, że mylono ich z wyznawcami judaizmu, jako że podstawą ich wiary jest Stary Testament, ale odrzucają już tradycję ustną - Talmud.

Na facebook'u udało mi się znaleźć informację o interesującej wystawie poświęconej Karaimom, która ma być otwarta 11 października w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu i trwać do 30 listopada. Na pewno warto tam zajrzeć:  "Wystawa: Karaj jołłary - Karaimskie drogi. Karaimi na starej fotografii". Tak, jak warto odwiedzić Troki, jadąc do Wilna, to tylko 15 kilometrów od granic stolicy Litwy, w kierunku zachodnim.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...