czwartek, 1 lipca 2010

KGB Kongidest - Cele KGB w Tartu

Współczesne muzea, by zainteresować historią muszą bez wątpienia oddziaływać na emocje. Nie warto się nawet łudzić, że młodzi ludzie, ale pewnie też i wiele starszych osób, będą sięgać po opasłe tomy opracowane przez najznakomitszych nawet historyków. Te zawsze będą domeną nielicznych pasjonatów bądź specjalistów z danej dziedziny. Pisane suchym, pozornie nudnym, pozbawionym emocji językiem, historią nie zainteresują przeciętnego obywatela nawet najdojrzalszej demokracji. Zrozumieli to twórcy Terror Haza w Budapeszcie, Muzeum Powstania Warszawskiego, a także Muzeum - Cele KGB w Tartu.

Zwiedzający czy to Terror Haza w Budapeszcie, czy Muzeum Powstania Warszawskiego, grozę przedstawianych minionych wydarzeń odczuwa całym sobą, każdym włóknem swoich nerwów. Wydobywające się z ukrytych głośników histeryczne wrzaski Strzałokrzyżowców; równe, miarowe kroki maszerujących warszawskimi ulicami żołnierzy niemieckich; sala rozpraw, w której odbywały się procesy pokazowe wrogów ludu w latach 50-tych w kompletnie sterroryzowanym Budapeszcie, cała wyklejona gazetami z epoki; zdjęcie na całą ścianę, z którego spogląda dobry, wzorowy ojciec rodziny, z przemiłymi dziećmi i uroczą żoną - uśmiechający się łagodnie Hans Frank; odręcznie wypisane kartki, za pomocą których po Powstaniu Warszawskim poszukiwały się rodziny; zalane w plastikwoej masie akty ekshumacji; długi stół przykryty czerwonym płótnem, od którego dopiero co odeszli Strzałokrzyżwcy. Obrazy, odgłosy, emocje, które zapadają w pamięć dosłownie na zawsze.

Podobnie jest w Muzeum urządzonym w dawnych celach KGB w Tartu. Z zewnątrz zupełnie niepozorny budynek, szaro brunatny, modernistyczny, bodaj 4-kondygnacyjny, wzniesiony tuż przed II wojną światową, którego architektura po dokładniejszym przyjrzeniu się wydaje się nawet interesująca. Jego właściciel podzielił los wielu Estończyków po 1944 r. - został wysłany na Syberię, a kamienicę przejęły władze komunistyczne. Obok tego modernistycznego budynku przechodziliśmy kilkakrotnie, nie zwracając nań jednak uwagi. Stoi przy dość ruchliwej ulicy, na fronotwej ścianie liczne szyldy firm, mających tu swoje siedziby, a wśród tych szyldów jeden niczym szczególnym się nie wyróżniający, informujący właśnie o Muzeum. Na lewo za drzwiami wejściowymi, zupełnie normalne, współczesne wejście do piwnicy, jak w wielu blokach mieszkalnych, zwyczjane tak, że aż nie sposób uwierzyć, iż tym wejściem około 60 lat temu wprowadzano i wyprowadzano - jeśli wyprowadzano - setki, bądź tysiące zatrzymanych rzeczywistych i domniemanych wrogów władzy sowieckiej. Po schodkach, krótkim korytarzem schodzimy w dół, kustoszka muzeum, zaprasza nas do kasy, której można nie dostrzec.

By chcieć dokładnie zwiedzić Muzeum, czytając opisy wszystkich eksponatów, korzystając z multimediów, należałoby na to poświęcić około 3 godzin, a może nawet więcej, choć to ledwie 8 może 9 pomieszczeń. Dość nisko zawieszone stropy korytarzy i cel, wąskie, ciasne, klaustrofobiczne cele bez okienek. Wchodząc do kilku z nich nawet przy otwartych drzwiach nie sposób nie poczuć duszności i nie odczuć grozy miejsca. Uświadamiamy sobie jak wielką odwagą, wytrwałością i determinacją musieli się wykazać ci, którzy się nie poddali, których bezpośrednio stąd wysyłano do Gułagu, gdy odmawiali współpracy z nową władzą, bądź których chowano na dziedzińcu - na co wskazują przerażające zdjęcia ekshumowanych ofiar.

Pomieszczenie, w którym przesłuchiwano zatrzymanych, skrajnie puste, proste i surowe. Wyrastająca ni stąd ni zowąd - na końcu korytarza, niewidoczna z odległości kilku metrów, za lekko ucholonymi drzwiami celi - figura enkawudzisty w mundurze i czapce, o wściekłym wyrazie twarzy, szalenie sugestywna, wywołująca przeszywające dreszcze. Dwie izolatki o wymiarach metr na metr i około dwóch metrów wysokości. W jednej z nich kolejna figura przedstawiająca umęczonego więźnia w czarnych spodniach i białej koszuli, bez oczu, bez ust, o nieznacznie tylko zarysowanych rysach twarzy.

Wszechobecna groza, ciasnota, duszność, miejsce, które nigdy nie pozwoli o sobie zapomnieć. Oby powstawało więcej takich muzeów, tworzących warunki do zrozumienia tego, do czego człowiek w swej naturze jest zdolny, oraz uzmysławiających, iż czasy największego barbarzyństwa wcale nie są tak odległe, a jego powtórzenie się wcale nie jest znowuż takie nierealne.

Warto zajrzeć na stronę Muzeum tu.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...