środa, 13 maja 2009

Litewskie obrazki, zamek w Miednikach, maj 2009

Już z daleka dostrzegamy pozostałości zamku, kamienne i ceglane mury, a właściwie pozostałości murów, częściowo pewnie zrekonstruowane. Dopiero po powrocie do B. udało mi się odnaleźć krótki artykuł w litewskim czasopiśmie archeologicznym poświęcony historii zamku, zawierający dla laika może nie do końca istotne informacje, bo czy może mieć dla niego znaczenie to czy zamek zbudowano w pierwszej czy drugiej połowie XIV wieku? Większe już znaczenie na pewno ma – jaki cel przyświecał inicjatorom jego wzniesienia – bo jak się okazuje nie pojawia się on zbyt często na kartach krzyżackich kronik, co daje asumpt do twierdzenia, że odgrywał raczej większą rolę w walkach dynastycznych o władzę na Litwie w XIV wieku niż w czasie walk z krzyżakami.

W popołudniowym słońcu i w otoczeniu zielonych łąk i pól, w krajobrazie raczej nizinnym, tylko delikatnie pofałdowanym, z drewnianymi domkami o dwuspadowych dach bez wyjątku krytych nieszczęsnym eternitem mury zamku widoczne z daleka wywierają wrażenie.

Dojechawszy do miejsca, w którym niegdyś była najprawdopodobniej brama wjazdowa, zostawiamy samochód i wspinamy się wąską ścieżką na wał, na którym została wzniesiona zachodnia część murów, ścieżka jest wąska, piaszczysta i choć jest niemiłosiernie sucho, to nie trudno ześlizgnąć się z niej po stromym zboczu na samo dno okalającego zamek rowu, który jeszcze kilkaset lat temu był fosą. Oprócz nas nie ma tu nikogo, gdzieś w oddali słychać głosy bawiących się dzieci, żadnych turystów. Marcin twierdzi, że mury przypominają mu zamek w Lidzie. I nic w tym dziwnego, powstały mniej więcej w tym samym okresie i wzniesiono je przecież w tym samym państwie.

W koronach kilkusetletnich drzew, o ledwie rozwiniętych wątłych listkach, słychać już głośne buczenie pszczół, z początku mamy wrażenie, jakby zbliżał się niedostrzegalny jeszcze rój owadów, które za chwilę nas zaatakują.

Na dziedziniec dawnego zamku wejść nie można, zresztą tak naprawdę nie pozostało na nim nic interesującego, od południowej strony, gdzie jest dobry punkt widokowy i wyrwa w murze, dostrzegamy pozostałości spalonej drewnianej chałupy stylizowanej na średniowieczną, a zbudowanej pewnie w latach 80-tych albo 90-tych ubiegłego wieku. Okrążenie całego zamku zajmuje wcale nie mało czasu, trzeba wziąć też pod uwagę to, że ścieżka jest wąska i łatwo w niektórych miejscach po stromym zboczu zsunąć się do wysuszonej wieki temu fosy.

Wiejskie zabudowania i spokojna, leniwa atmosfera wiosennego, gorącego popołudnia, oraz łagodny krajobraz przypominają mi wioskę Szuniowce na Białorusi, w której znalazłem się bodaj w 1988 roku. Te same odgłosy, te same zapachy, te same barwy, ten sam nastrój.

Jeszcze tylko drewniany kościółek, niedaleko od zamku, o architekturze może nie nazbyt urzekającej, w swoim obecnym kształcie wzniesiony bodaj w dwudziestoleciu międzywojennym, jednakże w miejscu, w którym pierwsza świątynia powstała w 1391 roku! A więc był to jeden z pierwszych kościołów na Litwie!

Spod zamku wyruszamy w dalszą drogę – w stronę przejścia granicznego między Litwą i Białorusią, w którym w lipcu 1991 roku Omonowcy w barbarzyński sposób zamordowali funkcjonariuszy suwerennego już nowo powstałego Państwa Litewskiego.

CDN

(w wolnej chwili opublikuję także zdjęcia)

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...