środa, 29 października 2008

Szklane domy i dom z kart. Wilno nowoczesne

Szczerze nie znoszę jakichkolwiek uogólnień i sprzeciwiam się im, jak tylko potrafię, ale czasem o tym zapominam i tuż po przekroczeniu granicy zapewniam Łukasza i Ulę, że Litwini mają łagodniejsze usposobienie niż Polacy. Cóż z tego, że po przejechaniu kilkunastu kilometrów to, co się dzieje na drodze stanowi całkowite zaprzeczenie tego, co powiedziałem wcześniej. Raz przed zderzeniem czołowym ratuje nas zjechanie na pobocze. I tak za kilka dni Łukasz powie mi, że nie czuje się tu między ludźmi takiej agresji, jak u nas. Przy czym ta "naszość" to nie tylko prowincja, na której mieszkamy na co dzień. Powierzchowne relacje między ludźmi, które obserwujemy na ulicach, w sklepach, z dala od miejsc obleganych przez turystów, świadczą zdecydowanie na korzyść Litwinów, o których z pewnością można powiedzieć, że dużo bardziej zasługują na określenie ich mianem społeczeństwa niż Polacy. Więź budowana na języku, na etnosie, bo chyba tylko takie nam już pozostały mogą formować plemię, ale nawet nie naród (bez znajomości historii i literackiej mowy zbudować narodu się nie da), nie wspominając już o społeczeństwie. Przy skrajnej nieufności, braku zgody na jakieś minimum wspólnych norm, które tworzyłyby wzajemne zaufanie, pozostaje nam jedynie warczenie na siebie na ulicach, ledwie skrywana pogarda i chłodna obojętność.

Wilnianie wydają się być dużo bardziej otwarci, młodzi ludzie chętnie nawiązują kontakt czy to w języku angielskim, czy rosyjskim. Wzajemna życzliwość wydaje się być rzeczą dużo bardziej oczywistą niż w kraju, który niegdyś w swoim wyobrażeniu miał nieść misję cywilizacyjną na wschód. To klasyczny przykład na to, jak uczeń przerasta mistrza.

Spokój, łagodność, gospodarność, otwartość i ciekawość świata, brak lęku przed nowoczesnością to cechy Litwinów, a pewnie też mieszkających tam Polaków, Rosjan, Białorusinów i jeszcze kilku innych nacji, na które zwracamy uwagę w czasie każdego z naszych wyjazdów.

A gdy już zostały stworzone fundamenty pod budowę prawdziwego społeczeństwa można popuścić wodze fantazji i zacząć wznosić nowoczesne miasto, nie wstydzące się własnej historii i różnorodności. Szklane domy, o których za pośrednictwem Cezarego Baryki marzył Stefan Żeromski powstały właśnie w Wilnie. Cóż z tego, że jest ich także pod dostatkiem w Warszawie. Warszawa nie może być stolicą kraju, o jakim marzył Żeromski. Żadnego ładu, żadnego porządku, niewydarzone drapacze chmur wyrastające chaotycznie, ni stąd ni zowąd w otoczeniu socrealistycznych bloków i cudem ocalałych kamienic z XIX wieku nie mogą w żaden sposób zachwycać, a co najwyżej wywołują irytację i nieokreślony niepokój.

Wileńskie Śnipiszki wręcz odwrotnie, rozłożywszy się na prawym brzegu Wilii nie rozrywają krajobrazu miasta, nie drą go na strzępy, cieszą oko i wzbudzają niekłamany zachwyt. Domy ze szkła i stali skupione w jednym miejscu, na sporym kwartale, estetyczne, nie zanadto wysokie, o interesującej architekturze, odzwierciedlają gospodarczy boom Litwy, umiejętności organizacyjne i zaradność tego 3,5 - milionowego narodu.

Błąkamy się wśród szklanych ścian, jak zaczarowani, zahipnotyzowani. Jest w tej architekturze wielkość i skromność zarazem, umiar i rozmach, nowoczesność pogodzona z barokiem, który zdominował miasto, błękitna i granatowa nowoczesność pogodzona z zielenią wzgórz, na których rozłożyło się miasto.

To połączenie nowoczesności z historią nadaje miastu oblicze miasta niemal idealnego. Miasta pięknej, zjawiskowej architektury, otwartych, ciekawych świata i życzliwych nie tylko wobec siebie nawzajem, ale także wobec przybyszów z zewnątrz młodych ludzi.

Z trudem wynajdujemy Polskie miasta, które mogłyby się równać z Wilnem, właściwie nie znajdujemy żadnego. Obecna Polska z jej stanem architektury, stanem relacji międzyludzkich przypomina raczej domek z kart, a nie kraj szklanych domów, o których jednak wciąż marzymy.


M.D.


Zdjęcia ze Śnipiszek opublikowałem w poście z dnia 23 października 2008 r. pt. "Wileńskie impresje - część 3"

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...