czwartek, 23 października 2008

Wileńskie impresje - część 3

Mieszkając w Białymstoku i wywodząc swoje korzenie z ziem dzisiejszej Białorusi czy Litwy nie sposób nie odczuwać więzi z ludźmi, którzy tam mieszkają bez względu na to jakiej są narodowości. Nie wierzę w czystość etniczną, tak jak nie wierzę w czystość kulturową. Odczuwam tak samo silną więź z Białorusinem czy to wyznania katolickiego czy prawosławnego, jak z Litwinem czy Polakiem.

Białystok przed wojną należał do archidiecezji wileńskiej, jeszcze niedawno w czasie wrześniowych uroczystości beatyfikacyjnych księdza Michała Sopoćki arcybiskup Dziwisz nazwał Białystok przęsłem między Wilnem a Krakowem. Sam też pamiętam, wprawdzie jak przez mgłę, ale jednak zawsze, uroczystości, jakie odbywały się w Białymstoku w roku 1987 lub 1988 związane z 600 - leciem chrztu Litwy i powstania biskupstwa wileńskiego. Wilno było ośrodkiem kulturotwórczym także dla tych ziem, jeszcze do czasów II wojny światowej. I choć jest położone nieco dalej niż Warszawa, to właśnie ono stanowiło stolicę duchową, centrum kultury i nauki także dla mieszkańców obecnego województwa podlaskiego. Teraz wydaje się, że Wilno będąc stolicą niepodległej Litwy siłą rzeczy niegdysiejszej roli pełnić nie może. Czy jednak na pewno tak jest? Czy Wilno będąc miastem litewskim nie może promieniować na polskie miasto, tak ściśle z nim niegdyś związane? Czy Białystok, białostocczanie mogą się czegoś nauczyć od Wilna, od wilnian?

Oczywiście pod względem architektury, bogactwa historii, potencjału kulturotwórczego, Białystok jako miasto dużo młodsze, zawsze prowincjonalne nie dorówna Wilnu nigdy, ale w sferze zachowań ludzkich jest jeszcze wiele do zrobienia. Obserwując podczas wyjazdów do stolicy Litwy jej mieszkańców nie sposób nie dostrzec ich dużo większej otwartości, mniejszej uniformizacji, mniejszej agresji w relacjach międzyludzkich na ulicach, w sklepach; prawdziwej różnorodności czy to w zachowaniu, czy w ubiorze.

Litwini wydają się być bardziej społeczeństwem niż Polacy. Mama często przypominała mi historie opowiadane przez babcię o Litwinach, którzy mieli być gospodarni, zdolni i chętni do kooperacji, dobrze zorganizowani, choć też uparci i niekiedy zacietrzewieni. Ale nigdy nie pozwoliła powiedzieć złego słowa o Litwinach. Wynikało to z jej doświadczeń z czasów II wojny, kiedy to wielu Litwinów pracujących w lokalnej administracji w sposób niezwykle ludzki i z ogromną życzliwością odnosiło się do niej, jako do Polki. Babcia twierdziła, że w tych nieludzkich czasach na Litwinów zawsze można było liczyć.

Ta gospodarność Litwinów, umiejętność współpracy, organizowania się przynosi dziś owoce w postaci błyskawicznego rozwoju gospodarczego Litwy, którego odzwierciedleniem i symbolem może być nowoczesna dzielnica Wilna - Śnipiszki ze wspaniałymi, okazałymi szklanymi biurowcami i apartamentowcami.

Jakże szpetna jest Warszawa w porównaniu z Wilnem, a Białystok zapyziały i prowincjonalny, teraz jeszcze bardziej niż w dwudziestoleciu międzywojennym.

Będąc około 3 tygodni temu w jednym z wileńskich klubów - poczyniliśmy też pewne z pozoru nieco błahe spostrzeżenie - trudniejsza muzyka taneczna, przy której w białostockich klubach pustoszeją parkiety, tam sprawiała, że młodzi ludzie - o wiele gustowniej (nie mylić z "drożej" i "w markowych ciuchach") ubrana wypełniali salę po same brzegi. W białostockich klubach króluje niestrawna, licha sieczka, a tam młodzi ludzie bawią się przy nowoczesnych, pulsujących, nieco bardziej wymagających rytmach.


M.D.

Zdjęcia ze Śnipiszek (Šnipiškės)

















2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wiedzialem, ze Wilno bedzie dla Ciebie inspirujace, ale ze az tak - nie przypuszczalem!
Tradycyjnie mamy podobne poglady na sprawy kulturalne, polityczne i etniczne.
Musze przyznac, ze nie bedac w Wilnie kilka lat, w niektorych miejscach bym go nie poznal. Trzeba bedzie nadrobic zaleglosci.
pozdrawiam serdecznie
Witek

wschody słońca pisze...

No koniecznie! Ja mam jeszcze kilka, a może nawet kilkanaście miejsc, których w Wilnie nie udało mi się jeszcze obejrzeć, np. cmentarz na Antokolu, dom, w którym mieszkała św. Faustyna, kienesa - ją akurat widziałem tylko z okien samochodu i to wtedy, gdy się nieco pogubiliśmy w Wilnie; kolonię montwiłłowską - o ile dobrze podaję nazwę.

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...