niedziela, 12 maja 2024

Cmentarz Bernardyński na Zarzeczu - wileńskie impresje

Starych cmentarzy nigdy nie postrzegałem jako miejsc ponurych. Czy byłaby to stara cześć cmentarza farnego w Białymstoku, czy w Lubartowie, czy cmentarz żydowski na białostockiej Wygodzie, czy cmentarz w Nowym Dworze, Sokółce, mizar w Kruszynianach, cmentarz karaimski w Trokach, zawsze bardziej przypominały mi tajemnicze parki z wiekowymi monumentalnymi drzewami, niemal tonące w bujnej wiosenno-letniej zieleni klonów, dębów, sosen.

Za każdym razem będąc w Wilnie i odwiedzając Zarzecze, muszę zahaczyć o Cmentarz Bernardyński, przejśc przez bramę wybudowaną w 1820 r., minąwszy drewniane domostwo pamiętające bez wątpienia czasy przedwojenne, z często ujadającym przy nim niewielkim, ale głóśnym psiakiem. Ile razy bym tu nie był, zawsze świeci słońce, jego promienie delikatnie przedzierają się przez gęste listowie majestatycznych drzew. Nigdy nikogo tu nie spotykałem, przysłowiowej żywej duszy nie było. Nekropolia położona jest na skarpie nad rzeką Wilejką. Ze skarpy roztacza się piekny widok na miasto położone na wzgórzach, pełne zieleni, w tej części jakoś tak naturalnie łączące architekturę przedwojenną z nowoczesną, za rzeką rozbudowuje się nowe osiedle bloków, wyglądajacych całkiem ciekawie, estetycznie. Z daleka dobiega szum miasta, ale na cmentarzu - poza śpiewem ptaków - nic ciszy nie mąci, teren łagodnie faluje. W myślach modlę się w intencji wszystkich tu spoczywających. Nie dobiegają tu też odgłosy coraz bardziej ruchliwego Zarzecza, z przyjemnymi knajpkami, powstającymi między parterowymi domami i piętrowymi kamienicami biurowcami, apartamentowcami, które wielkością starają się dostosować do zastanej architektury.

Pierwszy Cmentarz Bernardyński powstał przy świątyni Ojców Bernardynów, a precyzjniej między kościołami świętych Franciszka i Bernarda, św. Anny i św. Michała. W związku jednakże z wytyczeniem ulicy św. Anny, na mocy decyzji wielńskiego magistratu z dnia 25 lutego 1810 r. cmentarz przeniesiono na Zarzecze - tu warto wspomnieć, że stało się to na wniosek Katolickiej Kongregacji Niemieckiej św. Marcina funjocjnującej przy kościele św. Anny. Cmentarz został zamknięty dla pochówków w latach 90-tych ubiegłego wieku i uznany za obiekt zabytkowy, chroniony prawem. Na początku XXI w. podjęto - pod patronatem prezydentów Litwy i Polski - pierwsze prace restauratorskie.

W popołudniowych łagodnych promieniach słońca, w bujnej zieleni, w ciszy i pokoju, nie sposób nie rozmyślać o losach tych wszystkich, którzy zostali na nim pochowani. Wymienianie osób zasłużonych dla miasta, dla polskiej historii, nauki, sztuki, wydaje się bezcelowe - i w sposób wyczerpujący zostały one wspomniane w artykule pod tytułem "Wilno - Cmentarz Bernardyński na Zarzeczu" - opublikowanym na portalu dzieje.pl. Rolą pielgrzymwa przybywającego do tej malowniczej nekropolii jest raczej modlitwa za wszystkich na niej spoczywających, bez względu na ich ziemskie zasługi, stan społeczny, pełnione funkcje, okazałość grobowca czy nagrobka, wobec Stwórcy wszyscy jesteśmy w swojej nędzy równi, a po śmierci nasze ciało staje się prochem, a nasze dusze potrzebują najbardziej gorliwej modlitwy tych, którzy jeszcze na Ziemi pozostają.

sobota, 11 maja 2024

Czerwińsk nad Wisłą - zapomniana perełka

Wrześniowa niedziela, ciepła i słoneczna, bardziej wskazująca na pełnię lata niż stopniowo zbliżającą sie jesień. Czerwińsk nad Wisłą znany tak dobrze z fotografii ze szkolnych podręczników przedstawiających romański kościół Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, z pierwszego mostu pontonowego, którym w lipcu 1410 r. przeprawiały się w stronę państwa krzyżackiego wojska polskie i litewskie, które się pod Czerwińskiem ze sobą połączyły. Podobno przeprawa zajęła im tydzień - w sumie około 25 tysięcy rycerzy na koniach, nie licząc tysięcy piechoty i uzbrojonej służby (Jerzy Topolski, "Historia Polski", 1992 r.). Pod kościół dotarliśmy po Mszy Świętej, z parkingu odjeżdzały ostatnie auta. Wykorzystaliśmy okazję, gdy kościół nie został jeszcze zamknięty, by zajrzeć do środka. Przechodząc przez romański portal znaleźliśmy się w barokowym wnętrzu świątyni powstałej w pierwszej połowie XII w. W drugiej ćwierci XII w. biskup płocki Aleksander z Malonne, pochodzący z terenu dzisiejszej Belgii, z okolic Liege, wraz z książętami Bolesławem Kędzierzawym oraz Henrykiem Sandomierskim, ufundował opactwo dla kanoników regularnych laterańskich i sprowadził zakonników do Czerwińska z opactwa św. Idziego w Liege. Bazylika była wielokrotnie przebudowywana, w drugiej połowie XIII w. zlikwidowano absydę stanowiącą zakończenie nawy południowej; w 1328 r. część kościoła strawił pożar, a jej odbudowę rozpoczęto już w stylu gotyckim. Kolejne przebudowy - również w duchu gotyckim - miały miejsce w wiekach XV i XVI. Natomiast w XVII w. wnętrzu kościoła nadano charakter barokowy.

Bazylika i klasztor, usytuowane na skarpie, górują nad miasteczkiem, które powstało jako rybacka osada służebna. Idąc od kościoła w stronę rynku, uliczką wiodącą przez zielony wąwóz, przez moment poczułem się jak w Kazimierzu nad Wisłą, nastrój miejsca przypominał mi też nieco podlaski Mielnik nad Bugiem czy Drohiczyn. Zaskakiwała jedynie kompletna pustka, ani żywej duszy, piękna pogoda, niedzielne popołudnie na pograniczu wczesnego wieczoru, ale do zapadnięcia zmroku pozostawało jeszcze sporo czasu. Kierowaliśmy się w stronę Wisły, mijając stare parterowe domowy, jeden z nich walący się, z już zapadniętym dachem, lecz jeszcze z firankami i kwiatkami w doniczkach za oknami. Nad Wisłą pojawiło się kilka osób. Młoda kobieta kontemplująca przeciwległy brzeg i wolno toczące się wody rzeki. I gdzieś dalej rodzina z małymi dziećmi. Po przeciwnej stronie rzeki tragiczny Śladów. Idziemy wzdłuż Wisły, by później jedną z uliczek łagodnie opadajacych w stronę rzeki, dojść do czerwińskiego Rynku, który został odnowiony na współczesną modłę - wydaje mi się, że za dużo w tym wszystkim kamienia - kamienny bruk, kamienne płyty. Piętrowa kamienica, parterowe domowy, jeszcze z czasów przedwojennych, przywoływały dawny klimat, a dochodzące z nich odgłosy rozmów, śmiechu dzieci, wskazywały na radosną, leniwą niedzielę. Nieopodal rynku znajdujemy tabliczkę informującą, iż w tym miejscu dnia 20 lipca 1911 r. urodziła się popularna w okresie międzywojennym aktora i tancerka - Leokadia Halama.

Wracając jeszcze do historii miasta, warto wspomnieć, że w roku 1422, w obozie wojskowym pod Czerwińskiem, gdy szlachta odmówiła udziału w dalszej walce z Krzyżakami, Władysław Jagiełło wystawił przywilej gwarantujący nietykalnośc dóbr szlacheckich bez wyroku sądowego i uznanie rozdziału władzy sądowej od wykonawczej. W roku 1529, po ikonorporacji Mazowsza do Korony Polskiej, Czerwińsk został częścią województwa mazowieckiego. A cofając się jeszcze w głąb historii, należy zaznaczyć, że osada należała początkowo do książąt mazowieckich, zaś od XIII w. do biskupów płockich. W 1373 r. we wschodniej Części Czerwińska biskup płocki Stanisław lokował miasto biskupie na prawie chełmińskim. Ludność miasta zajmowała się rolnictwem i handlem. W 1525 r. mieszczanie otrzymali przywilej zwlaniający ich z opłat za transport zboża, drewna i innych towarów spławianych Wisłą, Narwią i Bugiem w stronę Gdańska i Krakowa. Tak jak wiele innych polskich miast, Czerwińsk podupadł po potopie szwedzkim, i nigdy już nie wrócił do czasów swojej świetności. Po trzecim zaborze, w roku 1795. znalazł się pod zaborem pruskim. W okresie 1807 - 1815 należał do Księstwa Warszawskiego, a w roku 1815 r. znalazł się w granicach Królestwa Polskiego. W roku 1870 utracił prawa miejskie, by odzyskać je z dniem 1 stycznia 2020 r.

Miasteczko, choć sprawiające wrażenie wyludnionego, sennego, położone malowniczo na brzegu Wisły i o tak bogatej historii, czeka z pewnością na swój czas, na jakiś powrót do świetności, nie tej poprzedniej, ale jakiejś innej, nowej. Nie jest to oczywiście Kazimierz nad Wisłą, ale przecież drzemie w nim potencjał. Zadziwł mnie tylko ten brak turystów, we wrześniowe, słoneczne, wyjątkowo ciepłe popołudnie, mając na uwadze bliskość Warszawy (niecałe 70 km jadąc przez Wyszogród).

4 września 2022 r.

piątek, 10 maja 2024

Odkrywamy Puszczę Kampinoską - Wiersze i Zaborów Leśny

Trudno się uwolnić od skłonności do porównywania. Przyjechawszy do Warszawy na stałe, po dość długim procesie oswajania się z nią, gdy przyjeżdzałem tu w latach 2006 - 2007 na jeden dzień w tygodniu do pracy, i kiedy to sama myśl o wyprawie pociągiem do Warszawy około godziny 6.00, a następnie powrotu między godziną 17.00 a 18.00, wywoływała jedynie nerwobóle żołądka, to już przyjazdy w latach 2014 - 2015 na dwa - trzy dni w tygodniu, i noclegi na ulicy Żytniej, dały mi czas na poznanie i szczere polubienie miasta. Dzięki nim zacząłem odkrywać Wolę, poszukiwałem miejsc, w których w latach 1936 - 1939, najpierw przy ulicy Towarowej, a póżniej przy Placu Kazimierza Wielkiego, mieszkali babcia Genowefa i dziadek Florian, gdzie w roku 1933 urodził się ich syn - Oswald, i gdzie w roku 1939 poczęta została córka - Florentyna. Miejsc, bo kamienice się nie zachowały. Babcia po wojnie z Florcią przyjeżdzała szukać kamienicy przy ulicy Wroniej - tak to zapamiętała sześcioletnia Florcia - a najprawdopodobniej chodziło o kamienicę przy Placu Kazimierza Wielkiego, a z którego to wyjazdu mała Florcia zapamiętała najbardziej morze gruzów i w nocy gdzieniegdzie palące się światełka zawieszone jakby w powietrzu w pozostałościach kamienic. To był czas dany mi na to bym odkrywał miejsca upamiętniające ofiary Rzezi Woli. Wówczas też zrozumiałem, że opatrznościowy powrót Genowefy i Floriana z synkiem Oswaldem do Adamowców na Wileńszczyźnie, sprawił, że jestem na tym świecie. Wrócili w czerwcu 1939 r., a więc tuż przed wybuchem wojny. Jeżeliby nie zginęli w bombardowaniach Warszawy we wrześniu 1939 r., to nie wiadomo jak by się potoczyły ich losy w czasie Rzezi Woli. Dziadek przed wojną pracował w fabryce gumy na Woli, tak wynika z jego książeczki ubezpieczeniowej, która zachowała się do dziś. Zachwycił mnie wówczas kościół na Karolkowej, przedwojenny ceglany budynek klasztoru Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia na Żytniej, do którego 24 lipca 1924 r. po raz pierwszy zawitała Helena Kowalska, przyszła św. s. Faustyna. Teraz już wiem, że był to czas przeznaczony na to, bym Warszawę polubił, nie za to jak obecnie wygląda, ale za jej historię, za losy dziadków, które czas krótki splotły się z tym miastem, za krawą ofiarę jaką składało na przestrzeni wielustet lat, bo i Rzeź Pragi, i Rzeź Woli, hekatomba Powstania Warszawskiego, Powstanie Listopadowe, krawow tłumione manifestacje przed wybuchem Powstania Styczniowego, masakra na Placu Grzybowskim w 1904 r., stracenia na stokach Cytadeli. Dzięki temu mogłem tu w końcu we wrześniu 2016 r. przyjechać na stałe, i dalej odkrywać jej trudną historię, ale też miejsca urokliwe, których w Warszawie nie brakuje. Oprócz samego miasta, chciałem też poznać jego okolice, a zwłaszcza Puszczę Kampinoską. I tu się uruchamiła skłonność do porównań. Niemal wychowany w Puszczy Knyszyńskiej na Podlasiu, każdą okazję, każdą wolną chwilę wykorzystywałem na to, by z Białostoczka położonego w północnej części Białegostoku, wsiąść na rower i wyruszyć choćby do Jurowiec na obrzeżach Puszczy, a najlepiej dalej do Katrynki, do Rybnik, do Kopiska. W Puszczy Knyszyńskiej fascynowały mnie masztowe, siegające nieba sosny i świerki, drzewa majestatyczne, smukłe, dorodne. Postrzegałem ją jako prawdziwą litewską knieję, przypominała mi lasy na Litwie, na Białorusi, która po wojnie przejęła znaczną część Wileńszczyzny, a które odwiedziliśmy jadąc z rodzicami pod koniec lat 80-tych do krewnych pozostałych jeszcze w okolicach Głębokiego, Postaw, w Mosarzu, w Udziale. Podobne odczucia wywołuje we mnie też Puszcza Augustowska, różniąca się tym od Knyszyńskiej, że są na jej terenie występują jeziora, a w której też dominują monumentalne sosny i świerki. Dzięki nim czułem się jak u siebie w domu i w kniejach Estonii, zajmujących około 50% tego malowniczego, pięknego kraju. Gdy wiosną 2017 r. wybraliśmy się do Puszczy Kampinoskiej, zauważyłem, że jest to zupełnie innego rodzaju las, sosny o połowę niższe niż w kniejach podlaskich czy augustowskich, trochę rachityczne, odmienna przejrzystość lasu, o ile w puszczach północno-wschodnich ukrycie się nie stanowi najmniejszego problemu, ze względu na ich gęstość, o tyle w Kampinosie byłoby to znacznie utrudnione. Tłumy turystów w weekendy (bliżej Warszawy), brak miejsc całkowicie odludnych, w których rzeczywiście można się wyciszyć, choć na szlaku z Wierszy do Zaborowa Leśnego, którego pokonanie zajeło nam około godziny, były rzeczywiście chwile, w których nie spotykaliśmy żywej duszy. Pierwszym miejscem, od którego zaczęliśmy odkrywanie Puszczy Kampinoskiej była wieś Wiersze, z jej cmentarzem wojennym, na którym spoczywają żołnierze Grupy AK "Kampinos". W okresie od sierpnia do września 1944 r. na terenie Puszczy Kampinoskiej rozlokowali się partyzanci ze Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego, którzy przywędrowali w te okolice z odległej Puszczy Nalibockiej. W sposob niezwykle interesujący historię tego zgrupowania opisuje Adolf Pilch, ps. "Dolina", "Góra", w książce "Partyzanci trzech puszcz". Ten niemały skrawek Puszczy Kampinoskiej, w którym stacjonowali żołnierze nazywany był Niepodległą Rzeczpospolitą Kampinoską. Kres tej niepodległej krainie położyła niemiecka akcja z końca września 1944 r., kiedy to partyzanci zmuszeni byli przedzierać się w stronę Kielecczyzny, co udało się niestety nielicznym - po rozgromieniu jednostki w czasie krwawej bitwy pod Jaktorowem. Białe kamienne krzyże z tabliczkami zawierającymi imiona i nazwiska, pseudonimy, żołnierzy poległych na terenie Kampinosu, na wydmowym piaszczystym wzgórzu, tuż za cmentarzem parafialnym, kilka drewnianych krzyży poza ogrodzeniem cmentarza. Cisza, spokój, ożywczy zapach budzącego się do życia wiosennego sosnowego lasu. Od czasu do czasu przejeżdżający rowerzyści. Udajemy się w stronę Zaborowa Leśnego, piaszczysta droga przez sosnowy las, dorodny soczysty mech, w niewielkim oddaleniu od drogi ciekawe wydmowe wzgórza, i tak charakterystyczna dla tej puszczy przejrzystość lasu. Tak się nam doskonale szło, że w pewnym momencie dostrzegliśmy zwiększający się ruch rowerzystów, osób z kijkami, aż w końcu dotarliśmy do mogiły powstańców styczniowych w Zaborowie Leśnym, w której spoczywa najprawdopodobniej 76 nieznanych z imienia i nazwiska powstańców. Do bitwy - wówczas pod Budą Zaborowską - doszło dnia 14 kwietnia 1863 r. Oddział mjr. Walerego Remiszewskiego został nieoczkiwanie zaatakowany przez przewżające siły wojsk rosyjskich, sam dowódca miał być wóczas chory, a powstańy uzbrojeni głównie w kosy. W czasie walki poległo 30 powstańców, ale liczba ofiar znacznie się zwiększyła, gdy rozwścieczeni kozacy wymordowali wszystkich rannych powstańców. Ruski mir jest niezmienny od setek lat. Po krótkiej modlitwie, tą samą drogą wróciliśmy do Wierszy. Po drodze minęliśmy jeszcze urokliwą, niewielkich rozmiarów drewnianą kapliczkę zawieszoną na wiekowej sośnie, przedstawiającą Matkę Bożą z dzieciątkiem. Dalej minęliśmy wyoski drewniany krzyż, na rozstaju dróg, skręciliśmy w stronę cmentarza parafialnego, i stąd już wracaliśmy do Warszawy. Przy drodze widoczne są jeszcze stacje Drogi Krzyżowej i tablice upamiętniające pobyt walecznych żołnierzy z dalekich Kresów. Do tego miejsca będziemy jeszcze wracać wielokrotnie.

Cmentarz Bernardyński na Zarzeczu - wileńskie impresje

Starych cmentarzy nigdy nie postrzegałem jako miejsc ponurych. Czy byłaby to stara cześć cmentarza farnego w Białymstoku, czy w Lubartowie, ...