środa, 8 maja 2024

W drodze powrotnej - kolegiata w Tumie pod Łęczycą

Październikowy dzień powszedni, słoneczny, wietrzny i chłodny, świat widziany zza okien auta mieni się już wszystkimi barawami złotej polskiej jesieni. Wracając z Głogowca, od siostry Faustyny, przejeżdżamy przez Tum pod Łęczycą, z tak doskonale znaną z fotografii w podręcznikach do historii - jeszcze z czasów szkoły podstawowej - romańską kolegiatą Najświętszej Marii Panny i św. Aleksego. Romańska bryła świątyni prawie w szczerym polu, tuż obok drewniany kościółek pod wezwaniem św. Mikołaja wzniesiony w 1761 r. , nieopodal jakby opuszczone domostwo. Dzień powoli zaczyna szarzeć, ściągają chmury, słońce chyli się ku zachodowi, za chwilę pozostanie po nim jedynie jasna poświata.

Budowa tej romańskiej kolegiaty została rozpoczęta prawdopodobnie w 1149 r., a konsekracja kościoła - możliwe, że jeszcze nieukończonego - miała miejsce w roku 1161. Świątynia, oprócz funkcji sakralnej, pełniła też rolę obronną, służyła jako schronienie dla okolicznej ludności choćby w czasie najazdu Tatarów w 1241 r., którzy nie byli w stanie jej zdobyć, ale w 1293 bądź 1294 r. ta sztuka udała się wojowniczym Litwinom. Następnie w roku 1306 i 1331 była niszczona przez Krzyżaków. W XIV - XV w. w czasie odbudowy świątyni pojawiły się w jej architekturze elementy gotyckie - sklepienia naw bocznych zamieniono na krzyżowo-żebrowe, powstały także - zachowane do dziś - ostrołukowe arkady. Natomiast w 1569 r. przed wejściem głównym wybudowano renesansową kruchtę, zasłaniającą romański portal. A w 1705 r. kolegiata została ponownie zniszczona, tym razem przez Szwedów, w czasie wojny północnej.

Gdy weszliśmy do środka, kilkanaście osób oczekiwało już na nabożeństwo różańcowe. Wnętrze było łagodnie rozświetlone. Uklękliśmy w nawie głównej do cichej, indywidualnej modlitwy. W międzyczasie przychodzili kolejni wierni. Modlitwa w tak wiekowych murach to jednak prawdziwy przywilej. Kamienie przeniknięte - na przestrzeni kilkuset lat - szeptanymi i głośnymi modlitwami, dymem kadzidła, dźwięcznym śpiewem, monumentalną muzyką organową, tworzą wyjątkową atmosferę sprzyjajacą skupieniu i rozmowie z Bogiem. Niektórzy śpieszący na Różaniec wyglądali tak, jakby przyjeżdżali prosto po pracy z nieodległej Łęczycy. W każdym miejscu, które odwiedzam, lubię się poczuć jak u siebie w domu, chciałbym się zatrzymać na dłużej, nie śpieszyć się, nie pędzić, nie być w drodze, tylko móc w wolnym tempie rozpocząć dzień, tak go przepędzić i zakończyć. Odwiedzić ciekawe miejsca, pobyć w nich, odpocząć czy to w kościele, czy w katedrze. Zamarzyło mi się zatem jeszcze tu wrócić, na kilka dni, by móc przyjść do kolegiaty na poranną czy wieczorną mszę, na nabożeństwo różańcowe lub majowe, i poczuć się przez chwilę jak u siebie.

październik 2022 r.

Brak komentarzy:

Kock i okolice - powroty

Jadąc z Warszawy, czy z Białegostoku, do Lubartowa, nie sposób nie zatrzymać się w Kocku. Kock pojawiał się w opowieściach taty ze względu n...