Wilno, obok Pragi i Warszawy jest jednym z tych miast, które - jako miejsce osiedlenia - chętnie wybierają działacze białoruskiej opozycji zmuszeni przez reżim Aleksandra Łukaszenki do opuszczenia swojej ojczyzny. Ale Wilno różni się też tym od Warszawy czy Pragi, że wielu Białorusinów mieszka tu już od pokoleń, stanowiąc integralną część społecznej i narodowościowej tkanki miasta, obok Litwinów, Polaków, Rosjan, Tatarów, czy nielicznych Karaimów.
W pamięci utkwił mi obraz z jednej z wileńskich knajpek, w której obok nas siedziały dwie śliczne, dwudziestokilkuletnie dziewczyny dyskutujące ze sobą w języku białoruskim o sytuacji społeczno - politycznej na Białorusi, które w momencie, gdy podeszła do nich kelnerka - Litwinka w rozmowie z nią płynnie przeszły na język litewski. Ta płynność, gładkie i swobodne "przepływy" z jednego języka na drugi są jedną z najpiękniejszych cech wyróżniających Wilno.
Rozpoczynając swoje odkrywanie Wilna jeszcze w lipcu tego roku, zupełnie przez przypadek, zmierzając w stronę Kościoła św. Ducha natknęliśmy się na tablicę pamiątkową poświęconą Konstantemu Kalinowskiemu - organizatorowi, jednemu z przywódców i uczestnikowi powstania styczniowego na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Konstanty Kalinowski urodził się w rodzinie białoruskiej szlachty w Mostowlanach niedaleko Gródka. To ledwie 50 kilometrów od Białegostoku i wstyd się przyznać, ale nigdy tam nie dotarłem. Od znajomej Białorusinki pochodzącej z Gródka wiem jednak, że w wiosce jest tablica poświęcona temu polsko - białoruskiemu bohaterowi.
Oczywiście jeszcze przed wyjazdem do Wilna, wiedziałem że Kalinowski działając aktywnie w ruchu konspiracyjnym często bywał w Wilnie. Nie jestem co prawda historykiem, ale wydaje mi się, że to właśnie tu wydawał pismo pod tytułem "Mużyckaja prauda" skierowane do białoruskojęzycznej ludności wsi, w tym także na Białostocczyźnie. Dlatego też ucieszyłem się, gdy na ścianie kamienicy w wąskiej uliczce tuż obok kościoła św Ducha zupełnie nieoczekiwanie natrafiliśmy na dwujęzyczną (w języku litewskim i białoruskim) tablicę pamiątkową poświęconą Konstantemu Kalinowskiemu, który w owej kamienicy pomieszkiwał. To też wskazuje na to, jak ściśle powiązane są losy Białostocczyzny z Wilnem, które było silnym ośrodkiem kulturowym promieniującym na ziemie obecnego Podlasia; stolicą duchową tutejszej inteligencji, elity czy to pochodzenia polskiego, białoruskiego czy żydowskiego.
Przypadek zadecydował też o tym, że trafiłem na kolejny ślad białoruskiej społeczności w Wilnie i poznałem ważnego dla białoruskiej kultury działacza, dramaturga, literata - Franciszka Olechnowicza (Franciszka Alachnowicza, Franciska Alachnovica). Jego grób odkryłem wałęsając się między nagrobkami, z dala od wytyczonych ścieżek na cmentarzu na Rossie. Jego odnalezienie znowuż sprawiło mi swoistą radość. To jest takie charakterystyczne poczucie towarzyszące nam wówczas, gdy szukamy jakiejś informacji tak zupełnie bezinteresownie i po długich poszukiwaniach ją odnajdujemy, gdy coś nas interesuje, jest naszą pasją i nagle, zupełnie niespodziewanie trafiamy na artykuł w gazecie, czasopiśmie, audycję radiową, program telewizyjny, książkę, naocznego świadka jakichś wydarzeń, które to źródła wzbogacają naszą wiedzę. Podobnie było w tym przypadku, tyle, że tym razem źródłem był nagrobek, cmentarz. I właściwie nic w tym dziwnego, bardzo lubię stare cmentarze, m.in. ze względu na to, że są swego rodzaju wspaniałymi "podręcznikami z historii".
Franciszek Olechnowicz (Franciszek Alachnowicz, Francisak Alachnovic) swoją białoruskość - można powiedzieć - wybrał świadomie. Z początku uważał siebie za Polaka, stopniowe odkrywanie korzeni, dojrzewanie do kultury, historii, języka białoruskiego było procesem długotrwałym. Jego losy były szalenie skomplikowane. W latach dwudziestych XX wieku, gdy władze polskie zaczęły tłumić narodowościowe aspiracje mniejszości zamieszkujących Kresy, Olechnowicz wyjechał do Białoruskiej SRR. Tam podzielił los większości niesowieckich działaczy białoruskiego ruchu narodowego. Na 7 lat trafił na Sołowki. Dzięki wstawiennictwu swoich polskich przyjaciół został wymieniony na więźniów komunistycznych przetrzymywanych w polskich więzieniach. Po powrocie do Polski opisał w książce swoje bolesne doświadczenia z sowieckiej niewoli. Angażował się też dalej w działania na rzecz rozwoju białoruskiej kultury na Wileńszczyźnie, pracował w białoruskich gazetach, wydawanych w Wilnie. Następnie, po wkroczeniu Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r. do Wilna, zbiegł do Kowna, słusznie obawiając się zatrzymania. W Kownie schronienia udzielił mu przyjaciel i były pracodawca z jednej z wileńskich gazet - Michał Romer. Po raz drugi Olechnowicz był zmuszony do ukrywania się przed sowietami podczas drugiej okupacji Wilna w latach 1940 - 1941. Swoją działalność w białoruskim ruchu narodowym wznowił w latach okupacji niemieckiej. Musiała to być dramatyczna decyzja. Białoruscy działacze w większości zapewne mieli świadomość instrumentalnego traktowania ich przez administrację niemiecką konsekwentnie realizującą starożytną rzymską zasadą "dziel i rządź". Koncesje na rzecz Białorusinów, uprzywilejowana pozycja Litwinów miały w oczywisty sposób doprowadzić do konfliktu między zamieszkującymi tamtejsze ziemie narodowościami, i cel ten został osiągnięty. Olechnowicz rozumiał całą złożoność i tragizm sytuacji, ale wiedział też, że jest to jedna z nielicznych okazji, by prowadzić działalność na rzecz rozwijania i ugruntowywania białoruskiej świadomości narodowej. Nie zamierzam oceniać wyboru ówczesnych działaczy białoruskich, sam nie wiem, jak bym się zachował będąc Białorusinem żyjącym w tamtych straszliwych czasach i okolicznościach. Jedno jest pewne - Olechnowicz nie angażował się w działalność polityczną, choć z drugiej strony wówczas działalność nawet na polu kultury można byłoby traktować jako swego rodzaju deklarację polityczną.
Franciszek Olechnowicz zginął śmiercią tragiczną - podzielił los wielu innych niekomunistycznych białoruskich działaczy w Wilnie - został zastrzelony przez sowieckiego agenta we własnym mieszkaniu, niemal na oczach swojej żony.
M.D.
Zainteresowanych szczegółową biografią Franciszka Olechnowicza odsyłam na stronę Białoruskiej Biblioteki Internetowej "Kamunikat", gdzie dostępny jest artykuł z numeru 9 "Białoruskich Zeszytów Historycznych" pt. "Uzupełnienia do biografii Franciszka Olechnowicza z dziennika M. Romera".
Grób Franciszka Olechnowicza na cmentarzu na Rossie.
Tablica pamiątkowa poświęcona Konstantemu Kalinowskiemu na kamienicy, w której pomieszkiwał bywając w Wilnie.
niedziela, 26 października 2008
Białoruskie ślady w Wilnie, czyli wileńskich impresji ciąg dalszy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
1 komentarz:
ZdróW! ( =sveikas!)
Wielokulturowosc ( w tym multijezycznosc mieszkancow Wilna) tez bardzo mnie zafascynowala! No i probowalem im w tym dorownac, skutecznie chwilami. Nie wiem czy pisales, ze wiekszosc mlodych wilnian rozmawia w stopniu zadawalajacym po angielsku lub niemiecku.
Mam nadzieje ze chec dotarcia do kosciola sw.Ducha zostala wywolana m.in. przeze mnie -pisalem napewno Wartburgowi, Tobie chyba tez - ze to wg mnie najpiekniejszy kosciol swiata, w ktorym bylem. Nie pisales jakie wrazenie na Tobie zrobil (wszak to rzecz gustu).
A mogila Olechnowicza dosc pokazna, wyrozniajaca sie z daleka, pamietasz w ktorym rejonie Rossy sie znajduje? Nigdy nie bylem w Wilnie 1.11 - widok tych lagodnych pagorkow pokrytych migotajacymi swiatelkami lampek nagrobnych musi byc niesamowicie piekny.
Prześlij komentarz