piątek, 16 lutego 2024

Wiara - wspomnienia (część 16)

Szczególne nabożeństwo do Matki Bożej Miłosierdzia, wiara przekazana przez mamę, prosta, pełna ufności, a jednocześnie częstej i głębokiej modlitwy, przeżycia niemal mistyczne, postrzeganie wszystkich zdarzeń prze pryzmat wiary, nieodłączne elementy codziennego życia.

Już po moim nawróceniu w 2011 roku, mama opowiedziała mi historię z początku lat 80-tych ubiegłego wieku, o wracającym uporczywie śnie, z którego po przebudzeniu się mama pamiętała jedynie głos, mówiący: "Zapamiętaj tę datę" i tu padał konkretny termin - rok, miesiąc, dzień. Z początku mama ten sen ignorowała, ale gdy zaczął powracać z dużą częstotliwością, któregoś poranka po obudzeniu się, pierwszą czynnością jaką wykonała było zapisanie na skrawku gazety tejże daty. Dopiero wówczas ów sen przestał się śnić. Pewnego dnia roku zdaje się 1980, gdy jak co dnia, zostałem pod opieką babci w mieszkaniu przy ul. Skłodowskiej 5, przed wyjściem na spacer do pobliskiego parku, albo na pieczonego kurczaka na gramażerki na ul. Skłodowskiej, babcia postanowiła przygotować śniadanie, przyszykowała rondelek napełniony mlekiem, już miała przekręcić kurek gazu, i w momencie, gdy zapalała zapałkę, upściła pudełko, zapałki rozyspały się po podłodze, a babcia upadła na nią z hukiem, ten dźwięk rozsypywanych zapałek i upadku na podłogę pamiętam do dziś, choć miałem wtedy zaledwie 4 lata. Telefony były wówczas zarezerwowane dla wybranych, a ja nie byłem w stanie wydostać się z mieszkania, by wezwać pomoc. To co się działo później, pamiętam z mamy opowieści. Babcia była przykryta kocykiem, a pod głową miała podłożoną poduszkę. Mama tego dnia, wracając z pracy, poczuła przynaglenie, by po drodze nie zachodzić do żadnych sklepów, tylko jak najszybciej, jak najkrótszą drogą wracać do domu. W zwyczaju miała odwiedzanie delikatesów na obecnej ulicy Suraskiej, były to czasy deficytów wszelkich towarów, pustych pułek w sklepach, więc za każdym razem, gdy mama wracała do domu odwiedzała delikatesy, Central, w nadziei, że może uda się dostać produkty, które pojawiały się nader rzadko. Tym razem, wewnętrzne przeczucie podpowiadało jej, by nie zachodziła do żadnego z tych sklepów, tylko wracała jak najszybciej do domu. Droga z pracy w banku przy Rynku Kościuszki do bloku przy Skłodowskiej nie była długa, można ją było pokonać nawet w pięć minut. Wróciwszy do domu i otworzywszy drzwi pierwszym, co Florentyna zobaczyła już w przedpokoju były moje wystraszone oczy i niedbale założone spodnie, a następnie usłyszała: "Mamusiu, ja babcię przykryłem kocykiem i podłożyłem pod głowę poduszkę". Czym prędzej swoje kroki skierowała do kuchni i zobaczyła leżącą na podłodze Genowefę. Nie zastanawiająć się ani chwili pobiegła do sąsiadki, która jako jedyna w całym bloku miała telefon, by wezwać pogotowie. Pogotowie przyjechało szybko, okazało się, że babcia miała wylew. Od tego dnia była częściowo sparaliżowana i już nie wyszyła z tej choroby, po niemal dwóch latach - 22 maja 1982 r. - w wieku 71 lat zmarła. Do tej przedwczesnej śmierci doprowadziły babcię noce spędzane na cmentarzu w Adamowcach, w stogach siana, pod które nad ranem podchodziła woda, gdy ukrywała się przed sowieckimi funkcjonariuszami nakazującymi przepisanie się na jakąkolwiek inną narodowość niż polska.

Gdy Florentyna nieco ochłonęła, uświadomiła sobie, że to jakże przykre, bolesne zdarzenie miało miejsce dokładnie w tym dniu, który nieokreślony głos - nie wiadomo czy męski, czy żeński - wielokrotnie zapowiadał w powtarzających się snach.

Brak komentarzy:

W drodze powrotnej - kolegiata w Tumie pod Łęczycą

Październikowy dzień powszedni, słoneczny, wietrzny i chłodny, świat widziany zza okien auta mieni się już wszystkimi barawami złotej polski...