Po wczorajszej Wigilii, dziś wyznawcy prawosławia obchodzą Święto Bożego Narodzenia. Zawsze z przyczyn zupełnie przyziemnych zazdrościłem kolegom i koleżankom, pochodzącym z rodzin mieszanych wyznaniowo, możliwości świętowania Bożego Narodzenia dwukrotnie, z ledwie dwutygodniowym odstępem. Najpierw Święta tak zwane katolickie, a tuż po nich prawosławne. W przypaku dzieci, to jest oczywiście szalenie sentymentlane i naiwne radowanie się, bardziej z prezentów, świętego Mikołaja, choinki, rodzinnej atmosfery, niż z narodzenia Jezusa, ale o to akurat do kogo, jak do kogo, ale do dzieci naprawdę nie sposób mieć pretensje. Z czasem, gdy stajemy się dojrzalsi, do Bożego Narodzenia podchodzimy dużo bardziej świadomie, by wchodząc wreszcie w dorosłość zdać sobie sprawę z tego, że jednak wciąż brakuje nam tej możliwości obchodzenia Świąt dwa razy, już nie dla prezentów, nie świętego Mikołaja, natomiast wciąż dla rodzinnej atmosfery, ale też przede wszystkim ze względu na sposobność uczestniczenia jednocześnie w dwóch różnych tradycjach. To jest chyba taki pełny ekumenizm oddolny w wydaniu, jak najbardziej praktycznym.
Tymczasem w tym roku, te dwie tradycje splotły mi się w nieco inny sposób. W dzień katolickiego Bożego Narodzenia, korzystając z czasu wolnego, mimo fatalnej pogody - było pochmurno i na dodatek snuła się gęsta mgła - wyruszyłem w stronę Rafałówki. Warunki na drodze uniemożliwiały jakąkolwiek dalszą podróż, a tu miałem w pigułce podlaskie knieje, wsie, przykryte śniegiem łąki i pola. Miejsce znane mi bardzo dobrze, z wypraw rowerowych, samochodowych, wyglądające urokliwie o każdej porze roku. Smukłe sosny, leśne piaszczyste drogi, zarośnięta szuwarami glinianka, w której kiedyś wiosennymi i letnimi wieczorami cudne koncerty dawały chóry żab - właściwie to owo kumkanie żab sprawiło, że poznałem to miejsce, bowiem ze względu na te żabie koncerty było to jedno z ulubionych miejsc taty, który przywoził tu całą rodzinę i nawet znajomych, by wszyscy mogli z nim dzielić tę jego "muzyczną pasję".
Tym razem las był przykryty grubą warstwą śniegu, zejście z drogi groziło zapadnięciem się co najmniej po kolana w śniegu. Z Protas do Rafałówki prowadzi wąska asfaltowa szosa, przecinająca ten niewielki kompleks leśny. Zjechaliśmy z niej w jedną z bocznych dróg, by choć trochę zaczerpnąć ożwywczego, leśnego powietrza. Las w tym miejscu jest przejrzysty, sosny rosną z dala od siebie, nie muszą konkurować o słońce, toteż nie są tak wysokie i smukłe, jak w innych jego częściach, ale nie są też karłowate, pnie mają grube, a konary rozłożyste, rozstawiły się między nimi także dostojne, ciemnozielone świerki, a niskie dęby i i bezlistne krzaki obgryzione były przez zające, które najwyraźniej stawały na łapkach, by sięgnąć do kory, jak najwyżej się tylko da. A poza tym śnieg, mgła, cisza i spokój.
W drugiej natomiast części lasu, tej na południe od asfaltowej szosy, ku naszemu zdumieniu odkryliśmy kilkumetrowy drewniany krzyż - którego nigdy dotąd nie udało nam się dostrzec - odznaczajacy się swoją jasnobrązową barwą na tle białego, czystego śniegu. Gdy się do niego zbliżyliśmy, zauważyliśmy poprzeczną belkę charakterystyczną dla krzyży prawosławnych. Stoi on co prawda w odległości kilku metrów od leśnej drogi i kilkunastu od szosy, ale tej zimy, dotrzeć do niego wcale nie było tak łatwo, za sprawą wyjakowo grubej warstwy śniegu. By odczytać inskrypcję na tabliczce musiałem - schodząc z drogi - zapaść się po uda w śniegu, ale jednak było warto. "Krzyż ten został ufundowany, wykonany i ustawiony na historycznym i świętym miejscu przez Aleksego i Mirosławę Matwiejczuk - mieszkańców Supraśla, z drzewa ofiarowanego przez Nadleśnictwo Żednia. Żednia - Supraśl - Zwierki, dn. 2.V.2007 R." - tak brzmi napis na miedzianej tabliczce. Z początku zupełnie nie skojarzyłem odpowiednich faktów. Owszem, wiedziałem, że znajdujemy się w pobliżu Zwierek, a więc wsi, w której urodził się prawosławny święty - Młodzieniec Gabriel, zwany także Gabrielem Zabłudowskim. Znam też historię tego Świętego, ale byłem święcie przekonany, że jego ciało znaleziono w zuepłnie innym miejscu, sądziłem, że zostało ono porzucone w okolicach nieodległej wsi Łubniki, a więc w zupełnie przeciwnym kierunku. Dopiero w domu odszukałem na stronie internetowej prawosławnej parafii św. Mikołaja w Białymstoku artykuł zawierający informację także o owym krzyżu i wzmiankę o tym, że upamiętnia on miejsce znalezienia ciała świętego. Teraz już wszystko się zgadzało!
Wydaje się jednak, że informacja taka, powinna się również znaleźć na tabliczce. Inskrpycja, która została na niej umieszczona jest z pewnością czytelna dla osób wyznania prawosławnego, ale nie musi taką być dla licznych tutaj katolików, ale też sporej grupy protestantów, muzułmanów, czy osób niewierzących.
A w związku z tym, że wciąż mamy prawosławne Boże Narodzenie, chciałbym wszystkim swoim znajomym oraz nieznajomym osobm wyznania prawosławnego oraz pochodzącym z rodzin mieszanych wyznaniowo, a obchodzącym Święta dwukrotnie, życzyć spokojnych i prawdziwie radosnych Świąt!
piątek, 7 stycznia 2011
Święta razy dwa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz