poniedziałek, 21 grudnia 2009

Znaki

Zawsze te same okulary o grubych szkłach w rogowej oprawie, rozczłapane buty, za długie wytarte spodnie, rozciągnięty sweter, albo wyszmelcowana kurtka. Czasem widuję go na ledwie trzymającym się kupy rowerze, takim, że aż dziw bierze, że jeszcze jedzie - nawet zimą przez śnieżne zaspy; czasem w rozciągniętej dzianinowej czapce - zdarza się, że nawet latem. Nie ma tygodnia by nasze drogi nie przecięły się gdzieś w centrum miasta. Kiedy tak maszeruje z nieobecnym spojrzeniem, zawsze szura nogami. Tak jakby cały sens jego życia sprowadzał się do błądzenia bez celu i tego właśnie szurania nogami. Dłuższe siwe włosy, a na twarzy odmalowane - jakby już na dobre - pogodzenie, spokój i jakiś rys gorzkiej mądrości. Każdym takim "spotkaniem" sprowadza mnie na ziemię, gdy zanadto się rozdymam i gdy często się zapominam.

A dziś jeszcze Wigilia z ludźmi, którzy Świąt we właściwym czasie mieć nie będą, do których nikt nie zapuka, których telefon nie zadzwoni, którzy nie odbiorą kartki ani tradycjnej ani elektronicznej, i poczucie prawdziwego szczęścia ze zwykłego bycia razem.

1 komentarz:

w-abt pisze...

Pekné Vianoce želám.

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...