sobota, 12 grudnia 2009

Plac Łukiski

Podświadomie kieruję się w stronę Grodna, do Grodna mam spod domu, z centrum miasta nie więcej niż 80 km. Gdyby tylko nie ta wstrętna granica! Z Grodna do Druskiennik jest ledwie 38 km, a z Druskiennik do Wilna już tylko 119 km. A więc od domu w centrum Białegostoku do centrum Wilna miałbym góra 240 km, 3 - 3,5 godziny jazdy samochodem. Nic dziwnego, że Białostocczyzna wchodziła w skład diecezji wileńskiej, a spora jej część w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego. Teraz jednak za sprawą wciąż nieprzyjaznej granicy najpierw polsko - białoruskiej, a później białorusko - litewskiej, taka podróz trwałaby znacznie dłużej. Stąd też najpierw należy kierować się na północ, zamiast na północny wschód, trasą augustowską, wąską tak, że podmuch pędzących tirów jest wyraźnie odczuwalny, samochodem gwałtownie kołysze to w lewą, to w prawą stronę. Na wschód można odbić dopiero w Augustowie, tu następuje rozstanie z tirami, które jadą dalej do Budziska, a my możemy kierować się do Ogrodnik, w stronę Gib i Sejn. Tym razem jednak zanim pojawi się trasa augustowska, zatoczę lekkie koło i ruszę w stronę Grodna, do Świętej Wody, tu już się zaczyna litewski krajobraz, z każdej strony na horyzoncie puszcza, teren wyraźnie pofałdowany, delikatne wzniesienia porośnięte prastarą, nieodkrytą jeszcze i niespenetrowaną tak jak Białowieska Puszczą Knyszyńską. Wzgórze Krzyży w Świętej Wodzie wzorowane na litewskim Šiauliai (Szawle), z którego roztacza się zapierający dech w piersiach widok na czerniejące plamy sosnowo - świerkowej głuszy; na zachodzie górują kilkusetmetrowe maszty anten nadawczych w Krynicach, a północ jest już zarezerwowana tylko to na granatowiejącą, to czerniejącą knieję. U stóp wzgórza krzyży rozłożyła się murowana kaplica, obecnie katolicka, ale w czasie, gdy niewidomy włościanin miał doznać cudu - tereny te zamieszkiwali białoruskojęzyczni unici, potomkowie Rusinów i Litwinów. Gdzieś w pierwszej połowie XVIII wieku niewidomu pastuszkowi - w miejscu kaplicy - miała się objawić Matka Boska nakazując mu obmyć twarz w pobliskim źródełku, po czym nieszczęśnik miał odzyskać wzrok. Z początku miejsce kultu unitów, po kasacji unii w 1839 r. kaplicę przejmują wyznawcy prawosławia, po odzyskaniu niepodległości - z tej racji, że unitów już tu nie ma, jako że stali się bądź to katolikami, bądź prawosławnymi - kaplica przechodzi na własność parafii w Wasilkowie.

Wzgórze krzyży w swej atmosferze jest na wskroś litewskie. Drewniane kapliczki do złudzenia przypominają te z okolic Druskiennik, Alytusa, Wilna, Kiernave, różnią je od tych litewskich jedynie napisy w języku polskim, imiona, nazwiska, nazwy instytucji, miejscowości, z których przybli pątnicy, choć co do naziwsk to nie jest to sprawa taka oczywista - niektóre mają typowo litewskie bądź białoruskie brzmienie. Ustawiane w większości w latach 90- tych, i po roku 2000. Sama idea utworzenia takiego wzgórza zrodziła się po wizycie Jana Pawła II na Górze Krzyży w Šiauliai w 1993 r.

Mam więc kilka chwil, by przed dalszą podróżą zaczerpnąć z tego miejsca energii.

Niebo jest dziś sine, nieprzyjazne, jedynie z rana nieśmiało i nieudanie próbwało się przedrzeć słońce, jeszcze później gdzieniegdzie szarość nieba rozrywały skrawki błękitu, jakby złudnie obiecując, że za chwilę słońce pojawi się w pełni, ale nic z tego, płonne nadzieje.

Wilno jak zwykle wita mnie delikatnym, łagodnym jazzem sączącym się z głośników samochodu, to Jazz Fm Radijas (www.jazzfm.lt). Szeroka dwupasmówka, wzgórza porośnięte na przemian to iglastym, to liściastym lasem, sznur samochodów, po kilkunastu minutach jazdy z lewej strony wychyną szklane biurowce nieopdal Neris (Wilii). Tę wizytę w Wilnie postanowiłem rozpocząć od odwiedzenia w pierwszej kolejności Placu Łukiskiego. Jeszcze tylko przejazd tunelem pod dzielnicą nowoczesnych apartamentowców i biurowców; po raz pierwszy zjazd do tunelu wywarł na mnie - prowincjuszu niesamowite wrażenie - ni stąd ni zowąd zaczęliśmy się zagłębiać bezpośrednio pod długim kilkupiętrowym blokiem mieszkalnym o niezliczonej ilości okien do oświetlonego lampami tunelu.

Plac Łukiski odkryłem wiosną tego roku, był to początek maja, słoneczny dzień, ledwie rozwinęte zielone listki na niewysokich drzewach rosnących równo w rzędach na obrzeżach placu. Od strony zachodniej obramowanego kamienicami Kolonii Montwiłłowskiej, od północy monumentalnym barokowym kościołem św. Jakuba i Filipa i klasztorem dominikanów, od strony południowej Prospektem Giedymina z budzącym grozę budynkiem, w którym w czasach ZSRR rozlokowało się KGB. Sam plac przypomina mi swoją atmosferą skwery budapesztańskie. Cisza, spokój w samym centrum tętniącej życiem stolicy, posadzone jak od linijki lipy, klomby z kwiatami, wysypane kamykami alejki. To właśnie wtedy trafiliśmy na krzyż i tablicę upamiętniające miejsce egzekucji przywódców powstania styczniowego na Litwie - Zygmunta Sierakowskiego i Konstantego Kalinowskiego.

Plac Łukiski prawdopodobnie nigdy nie zaspyia, nigdy też nie ma tu tłumów, tak jest i tym razem, prawdziwa oaza w centrum miasta. Nawet latem, kiedy przyszliśmy tu o 2 w nocy na ławkach siedzieli młodzi, gustownie ubrani dwudziestokilkuletni ludzie, prowadząc ożywione rozmowy przerywane co raz wybuchami radosnego śmiechu; natomiast od strony wschodniej rozłożyli swoje niewielkie kartonowo - foliowe miasteczko czterej bezdomni mężczyźni. W dzień ich nigdy nie widać, muszą najwyraźniej nad ranem szybko demontować swoje sklecane naprędce noclegownie, a teraz jest zkolei za zimno na spanie pod gołym niebem.

Na ten raz Plac Łukiski to wspaniałe miejsce do rozpoczęcia wileńskich medytacji.

Brak komentarzy:

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...