niedziela, 1 lutego 2009

Ksiądz Staś a system 09

Zupełny zbieg okoliczności, sobotnie popołudnie z przebijającym się z trudem przez szare ponure chmury słońcem, przez 2 godziny będzie jeszcze widno, chwytam aparat, wbijam się w samochód i jadę przed siebie, bez konkretnego celu, być może do Pasynek koło Zabłudowa, być może do Kudrycz, Skrybicz, aby na południe, bo to wydaje się najbardziej słoneczne.

Kościół w Dojlidach, przyspyany śnigiem park z bezlistnymi drzewami, obok ruchliwa trasa z Białegostoku do Lublina. W architekturze tego kościoła zawsze mnie coś intrygowało, to ze względu na niego, na zapuszczony niegdyś stary park i popadający w ruinę pałac, potrafiłem na całe dnie przyjeżdżać tu z drugiego końca miasta, pakować do plecaka książki, z czasem podręczniki studenckie, od których odrywała mnie jedynie błoga cisza, przez którą nie był w stanie przedrzeć się hałas nieodległej przecież szosy. Teraz park jest uporządkowany, okupowany przez tabuny studentów WSAP. Kiedyś poza kilkoma wędkarzami, miejscowymi pijaczkami nie zaglądał tu chyba nikt. Stary park i klasycystyczny pałac z widokiem na staw, jak z opowiadań Turgieniewa.

I ten niepokojący kontrast, miejsce z widokiem na plebanię, w której 30 stycznia 1989 roku zamrodowano księdza Suchowolca. Niewiarygodne wręcz, że w tak urzekającym otoczeniu mogła się dokonać zbrodnia. Drewniany domek koloru orzechowego, z dwuspadowym dachem, tak typowy dla Białegostoku, będący uosobieniem spokoju, ciszy i ładu, wbrew swej naturze musiał stać się świadkiem śmierci brutalnej.

W zimowe sobotnie słoneczne popołudnie ów domek wciąż roztacza aurę przeczącą całkowicie temu, co wydarzyło się w nim 20 lat temu. Zupełnie zapomniałem o tej rocznicy, i gdybym nie pamiętał słów swego znajomego, który twierdzi, że przypadków nie ma, powiedziałbym, że znalazłem się tu przez przypadek, z aparatem w zmarzniętej dłoni.

Pierwsze kroki kieruję w stronę grobu, ktoś przy nim zamiata resztówkę śniegu. Starsza, niska kobieta. Jest mi jakoś niewytłmaczalnie niezręcznie, mimowolnie pytam czy mogę wykonać zdjęcia. W odpowiedzi dowiaduję się, że powinienem spytać księdza, ale wyjaśniwszy, że nie jestem fotoreportem z gazety, a zdjęcia chcę wykonać do celów prywatnych, uzyskuję zgodę. Kobieta wydaje mi się być antypatyczna i na sposób białostocki podejrzliwie - nieufna. Wciąż cięzko mi się wyzbyć tej maniery powierzchownego i pochopnego oceniania ludzi.

Nawiązujemy jednak rozmowę, kobieta powoli nabiera do mnie przekonania, ciążyła mi strasznie jej nieufność. A może to, że nie chciała bądź nie potrafiła być miła. Znowu łapię się na swoim egoistycznym podejściu do ludzi, które wymusza na nich, by byli uprzejmi, mili i zawsze kulturalni. Bez niuansowania, taka mała prywatna niedojrzałość.

- Jest pan z tego samego rocznika, co mój syn.

- A co pan robił, kiedy był pogrzeb księdza Stasia?

- Miałem ledwie 13 lat.

- Mogę mieć do pana prośbę? Pomódlmy się razem, zmówmy Anioł Pański…

- Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi i poczęła z ducha świętego…

- Zdrowaś Mario…

Rzeczywiście modlimy się razem, kiedy ostatni raz odmawiałem Anioł Pański? Staram się by głoś brzmiał pewnie.

- Dziękuję panu za modlitwę. A pan to chyba wierzący jest?

- Różnie bywa z tą moją wiarą, proszę pani.

- Po głosie słyszę, że pan wierzący. Proszę przyjechać jutro, o godzinie 11.30 mają być uroczystości poświęcone pamięci księdza Stasia. Dziękuję jeszcze raz za wspólna modlitwę. A jeszcze proszę powiedzieć czy czuł pan obecność ksieza Stasia w czasie naszej modlitwy?

Przed odejściem jeszcze rzut oka na zdjęcia księdza Suchwolca. 31 lat, wygląd nader poważny jak na tak młody wiek, kręcone włosy, oklary, i pewny siebie uśmiech.

Sprawców do dziś nie wykryto. 5 miesięcy przed Okrągłym Stołem, 30 stycznia, tak niewiele brakowało, by żyć. Badanie krwi denata wykazało oczywiście obecność alkoholu, sprawcy nieznani, a i też ksiądz miał - o ile sobie dobrze przypominam - skręcić kark spadając bodaj z łóżka.

Po powrocie do domu natykam się w Rzepie na interesujący artykuł Wojciecha Klaty i Andrzeja Horubały “System 09. Zapiski skandalu“. O zdradzie, o manipulacji, o porzuceniu, o wykorzystaniu, o klęsce rewolucji sierpniowej, o klęsce solidarnościowego karnawału. O zdradzie milionów anonimowych członków ruchu, o zdradzie też takich osób jak ksiądz Suchowolec - kapelan Solidarności.

Jeszcze kilka lat temu z uśmiechem pobłażania odniósłbym się do podobnych artykułów. Nie mieszkam w kraju wolnym, obywatelskim? Śmiechu warte, przecież jeszcze na studiach argumentowałem podczas kłótni z wujkiem, że mamy państwo wolne i prawdziwie praworządne, bo przecież w swoich esejach na zajęcia z prawa międzynarodowego swobodnie wyrażam swoje myśli, przekonania, bez obawy o negatywne tego konsekwencje, bez obawy, że trafię do więzeinia, że ktoś założy mi podsłuch, że ktoś na mnie doniesie. Trzeba było kilku dobrych lat, by polską rzeczywistością rozczarować się dokumentnie. By trafiać na brudy w każdym miejscu, w którym zacznie się kopać. Z początku jeszcze w sposób pełen wiary i nadziei, z umiarem, w obawie przed genralizowaniem. Ile jednak rozczarowań jest w stanie znieść człowiek?

Najpierw wieści o najniższym kapitał zaufania społecznego w Europie, później coraz bardziej doskwierająca powszechna nieufność, obojętność, agresja, pogarda wobec tych gorzej wykształconych, niemajętnych, niezaradnych, dziecięco niemal nieporadnych. Świat, w którym prawie każdy każdemu wilkiem. Spotykane osoby, które powinni być elitą wykazujące się mentalnością drobnych cwaniaczków. Pomieszanie z poplątaniem, zagmatwanie wszelkich pojęć i wartości. Wartości będące antywartościami. Niezbędność funkcjonowania w określonych kontekstach, by cokolwiek osiągnąć, czy to towarzyskich, czy to politycznych - i nie ma tu znaczenia czy peowskich, pisowskich, czy eseldowskich.

Oferta pracy w Warszawie w instytucji stojącaj na straży praw i wolności za 1.800 - 1.900 zł miesięcznie netto, bez szans na jej przyjęcie, gdy kawalerka na obrzeżach stolicy kosztuje 1.400 pelenów.

A co z tymi, którzy tyrają za 900 pelenów miesięcznie, poniżani, wykorzystywani na wszelkie możliwe sposoby. Kto nie potrafi sobie radzić, kto się nie uczył, kto nie potrafi pracować… Ileż razy to słyszałem. Albo - “tak już jest”, “taki jest świat”, “taka jest rzeczywistość”, “mniej inteligentni musza odpaść”. Prymitywny darwinizm społeczny?

Co z tymi, którzy nie mogą sobie pozwolić na pójście na zwolnienie lekraskie, na urlop macierzyński?

System 09, rewolucja, która została przejęta, zmanipulowana, wykorzystana, zaprzepaszczona.




Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...