środa, 28 maja 2025

Mgnienia

Mgnienia, krótkie nastroje, przebłyski, w których światy jakby się przenikały. Plama popołudniowego słońca na bujnej, soczystej zieleni zaobserwowanej kątem oka zza okna samochodu, daleko za miastem, przy ruchliwej drodze, gdy milknie hałas, szum szosy, a jest tylko ta łagodna jasność popołudniowego, przedwieczornego słońca, zieleń lasu na horyzoncie i zieleniącego się pola, z domostwem na skraju lasu. I poczuie, że uchyliła się zasłona, przeniknęła jasność zza niej, by po chwili prysnąć jak bańka mydlana. Jeszcze przed chwilą była i już jej nie ma.

Chwila, której nie można zatrzymać. Nie my ją wywołujemy, nie mamy nad nią najmniejszej kontroli. Coś jak wydarzenie na Górze Tabor, kiedy Piotr, Jakub i Jan chcieli wznosić szałasy dla Mojżesza, Eliasza i Jezusa. Tak jakby zamierzali ich zatrzymać na zawsze.

Poranek na Secemińskiej, Uniejowskiej, zieleń brzóz, lip, jaworów, przetykana ciemniejszą zielnią świerków, jaśniejszą sosen o bursztynowych pniach, przydomowe ogródki przy wieżowcach i blokach, rabatki kwiatowe, owocowe drzewka, znać w tym wszystkim czułą, dbałą dłoń. I przemierzając asfaltowe alejki w otoczeniu tej bujnej, wiosennej zieleni, spore przestrzenie między blokami, wszystko wokół wydaje się bardziej ludzkie. Spojrzenia mijanych osób z błyskiem pokoju, bez zawziętości, nabuzowania, i bez jakiejś tępej zarozumiałości. Coś podobnego już kiedyś widziałem, przeżyłem, wróciła chwila, która kiedyś już gdzieś zaistniała i była. W dawnym świecie, gdy nie wiedziałem jeszcze czym jest strata, która czasem co prawda, gdzieś na dalekim horyzoncie, rysowała się jako bardzo odległa, prawie nierealna, możliwość, lecz nie próbowałem nawet traktować jej poważnie. W świecie bez troski, niepokoju, w którym wszystko było na swoim miejscu, poukładane. Bloki, przestrzenie, ludzie zmierzający do pracy, dzieci do szkoły, to wszystko już było.

Rodzinny spacer alejkami, z psiakami, ludzie nieznajomi podchodzą do nas, rozmawiają, żegnają się dobrym słowem, z uśmiechem. Pani fryzjerka zamykająca zakład tuż przed 19.00. Skośnooka, o ciemnej karnacji dziewczyna, siedząca na ławce przed salonem paznokci, wpatrzona w telefon, nie dostrzegajaca poza nim świata, czekająca zapewne na klientkę. Barwne murale Legii. Nieśpieszny rytm życia. Dziewczyna utykająca na prawą nogę prowadzi dużego wilczura, a w drugiej dłoni niesie zakupy, truskawki w reklamówce. Czterdziestolatka o czarnych włosach na spacerze z małym, białym westem, uśmiecha się do Azy.

Przy placu zabaw dwaj ojcowie zawzięcie o czymś dyskutują. Jeden z nich wsiada na dziecięcą hulajnogę i jeździ w kółko asfaltową alejką. Mamy żywo rozmaiające na ławeczkach na placu zabaw, z jednej strony rozbrzmiewa język polski, z drugiej rosyjski.

Pięcdziesięcioletnia kobieta prowadząca z mężem stragan z warzywami i owocami, pakuje do dostawczaka skrzynki przezd zapowiadaną burzą. Zdążam jeszcze kupić kobiałkę poziomkowych truskawek.

- Woli pan rumbę czy poziomkowe?

- Niech pan weźmie poziomkowe. - podpowiada z uśmiechem klientka-koleżanka sprzedającej.

- Niech pan spróbuje, proszę. To są poziomkowe. Są słodsze.

Biorę całą kobiałkę.

- Juro kobiałkę pan odda, nie będę jej panu liczyć.

W drodze powrotnej sycę oczy tą międzyblokową zielenią. Kilka banerów na wysokich piętrach o sprzedaży mieszkań. Na drugim piętrze zza otwartych drzwi balkonowych dobiegają odłogsy słuchanego na cały regulator TVN24, w programie mówią coś o Nawrockim.

Aza kilka razy przystaje, przysiada, kładzie się na asfalcie, czasem na trawie. Z dala od zgiełku, wysoka zabudowa izoluje od hałaśliwej Radiowej. Lubi przyglądać się światu, wpatruje się weń z rozmysłem, jakby go kontemplowala.

Zza rusztowań, z balkonu na parterze, rozlega się męski głos:

- Podoba jej się widok. - Teraz widzę, że stoi na nim około pięćdziesięcioletni mężczyzna, pali papierosa, i uśmiecha się do Azy.

Jeszcze minie nas trzydziestoparoletni mężczyzna o wyglądzie blokowiskowego rapera, z gitarą w pokrowcu przewieszoną przez ramię, w czarnej czapce bejsbolówce, zmierzający do klatki ukrytej w zieleni przed blokiem.

Czas wracać. Secemińska, Uniejowska, oaza spokoju.

Brak komentarzy:

Śladami Kampanii Wrześniowej 1939 r. - Stare Babice

Gdy się stąpa piaszczystą ścieżką wydeptaną wzdłuż torów tramwajowych linii powstałej jeszcze w latach 30-tych ubiegłego wieku, która miała ...