czwartek, 17 października 2024

Błyski - część 36

Dzień, mimo że październikowy, był słoneczny i ciepły. Przyjaciółki z klasy wybrały się po lekcjach do kina "Pokój". Po zakończonym seansie, jako że było jeszcze widno i ładnie, ulica Lipowa pełna ludzi, dziewczyny żyjąc obejrzanym filmem i nie mogąc w pełni pworócić do rzeczywistości niekinowej, nie miały ochoty wracać do domu. Brat Florci wyruszył gdzieś z kolegami, mama poszła do pracy na drugą zmianę, a poza tym wkrótce nadejdzie dżdżysta jesień i nie będzie tylu okazji na spacery ulicami miasta, więc trzeba było wykorzystać pogodę i nastrój do niekończących rozmów w tym jesiennym złotym anturażu. W pewnym momencie od strony kościoła świętego Rocha dało się słyszeć jakiś szum, podniesione ludzkie głosy, i ni stąd ni zowąd pojawił się tłum, który z każdą chwilą gęstniał. Ludzi przybywało, wlewali się z uliczek uchodzących do Lipowej, która stała się jak szeroko rozlana rzeka ze swoimi niewielkimi dopływami. Co poniektórzy z tłumu zaczęli wznosić okrzyki na cześć Węgrów i Władysława Gomułki. Gdy ta spora grupa ludzi zrównała się z cerkwią św. Mikołaja, i skręciła pod górę, w stronę domu partii, dziewczęta postanowiły się do niej podłączyć, były na tyle ciekawe co się będzie działo, że zapomniały o obejrzanym filmie, i skierowały się za tymi spontanicznymi manifestantami. Powoli zaczął zapadać zmierzch. Pod koniec października ta granica między dniem a nocą staje się wyraźnie ostra i ciemność staje się w mgnieniu oka. Gdzieś wśród zgromadzonych pojawiły się nawet płonące pochodnie. Tłum, zebrawszy się pod domem partii, coraz głośniej skandował hasła, w których najczęściej pojawiały się słowa "Węgrzy", "Gomułka". Nieoopdal siedziby PZPR stały wozy wojskowe wypełnione żołnierzami, po chwili szczelnym kordonem został otoczony ten monumentalny gmach. Manifestanci wypatrzyli gdzieś dowódcę żołnierzy, nastąpiło jakieś zbratanie się ludu z wojskiem. Część demonstrantów uniosła na rękach uśmiechniętego oficera i jęła go podrzucać do góry, a uczestnicy zgromadzenia zaczęli wznosić okrzyki "Wojsko z nami! Wojsko z nami!".

Atmosfera stała się niemal euforyczna, uwolniły się pozytywne emocje, nawet dwie przypadkowe szesnastoletnie dziewczyny poczuły jak przez ich ciała przechodziły dreszcze, czuły, że dzieje się coś ważnego, w czym mają okazję uczestniczyć, i że jest to coś dobrego, zupełnie niecodziennego. W pewnym momencie Florcia poczuła na sobie przeszywające, świdrujęcie spojrzenie pary utkwionych w niej oczu, błyskających gdzieś w oddali. Stojąc na górce, na placu pod domem partii dostrzegła Oswaldka z kolegami. Patrzył na nią groźnie, odległość była jednak na tyle duża, że nie mogli się usłyszeć, przyłożył zatem palec do ust, dając siostrze do zrozumienia, by nic nie mówiła mamie, że się tu spotkali, a następnie gestem dłoni nakazał jej uciekać do domu. Oczywiście bezskutecznie. Dziewczyny nie zamierzały stąd odchodzić, nie w tym momencie. Wokół panowała atmosfera jakiegoś wyraźnie odczuwalnego zbratania, międzyludzkiej solidarności i budzącej się nadziei.

O tej spontanicznej manifestacji następnego dnia wiedziało już całe miasto. W wielu ludzi wstąpiła jakaś wiara w to, że wkrótce odmieni się ich los. Z mamą można było swobodnie rozmawiać o wydarzeniach, które miały miejsce w kraju, a nawet na Węgrzech, ale rodzeństwo ani słowem nie wspomniało o tym, że mniej lub bardziej przypadkowo uczestniczyło w tej głośnej demonstracji pod domem partii. Dość miała Gienia swoich zmartwień.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...