piątek, 11 października 2024

Błyski - część 35

Niespokojny duch, żywy, pełen energii, dość szybko uznał, że Białystok, leżący gdzieś na końcu świata, jest miejscem dla niego za ciasnym, zbyt spokojnym. Wstąpił do Służby Polsce. Nie mogło się to spodobać Genowefie, nie miała zaufania do nowych władz i tworzonych przez nie organizacji. Na zdjęciu z początku lat 50-tych stoi już pełnoletni chłopak, w drelichowej bluzie i drelichowych spodniach, butach za kostkę, przekrzywionej furażerce, poważnie wpatrując się w obiektyw. Wykonane w czasie, gdy w szeregach brygady Służby Poslce pracował przy wznoszeniu Nowej Huty. I w tym samym albumie zatknięta cegiełka kupiona przez Genowefę na wsparcie budowy kościoła w Nowej Hucie. W tej Nowej Hucie, która miała być pierwszym w Polsce miastem bez Boga.

Czas płynął nieubłaganie. Mimo postanowienia wydanego przez sąd rejonowy w Białymstoku o uznaniu Floriana za zmarłego,który - wedle sędziego - miał zginąć w czasie forsowania "Nissy", w dzieciach wciąż jeszcze się tliła nieracjonalna nadzieja. Gdy czasem wspominały o niej mamie, ona tylko wzdychała, odwracała się do okna, i nic nie odpowiadała.

Chłopak był kręcony, Florian zauważył to już wówczas, gdy mieszkali w Warszawie. Później, gdy wrócili na północno-wschodni skraj Wileńszczyzny, nic się pod tym wzglęem nie zmieniło. Ta żywość z wiekiem uwydatniła się jeszcze mocniej, gejzer energii nie był w stanie usiedzieć w jednym miejscu, a matce bez wsparcia męża, nie było łatwo okiełznać tej jego niebywałej żywiołowości. Zapragnął wyruszyć w świat, a matka się nie sprzeciwiała. Dziewczynka, choć też energiczna, łączyła w sobie żywość i spokój, tylko wciąż nie chciała jeść, aż w końcu popadła w anemię. Lekarka przepisała jakiś paskudny tran z darów ze Szwecji. I jeszcze się trafiły te okropne szczepienia przeciw gruźlicy wykonywane przez pielęgniarki ze Szwedzkiego Czerwonego Krzyża w budynku dzisiejszej szkoły podstawowej numer 46 przy ulicy Słonimskiej. Życie jednak nie było takie złe. Można było z mamą chodzić o każdej porze roku po pachnący, chrupiący chleb do piekarni braciszków przy ulicy Słonimskiej. Zapach pieczonego codziennie pieczywa roznosił się po całej okolicy, snuł się po ogrodach, zaglądał do otwartych sieni drewnianych domów i piętrowych kamienic porozrzucanych po wąskich bojarskich uliczkach. Braciszkami nazywano zakonników ze Zgromadzenia Braci Sług Maryi Niepokalanej. W kilkukondygnacyjnym budynku mieściła się też kaplica, w której można było uczestniczyć we mszach w niedzielę. Z ulicy Fabrycznej szło się przez Bojary, od ulicy Sobieskiego droga łagodnie pięła się pod niewysokie wzniesienie tej tajemniczej dzielnicy zabudowanej drewnianymi domkami, przeplatanej murowanymi czynszowymi kamienicami z XIX i początku XX wieku, w towarzystwie nieodłącznych rozległych ogrodów; dalej Próżną, Orlą, by wyjść naprzeciw braciszków. Najwspanialszy ogród rozlkował się przy ulicy Orlej, z dorodnymi wysokimi drzewami, wiekowymi lipami, ukrytym gdzieś w bujnej zieleni wejściem do schronu. Zimą fantastycznie było zjeżdżać z tej górki na sankach, poczynając od Orlej, poprzez Próżną, a kończąc przy Sobieskiego, to była naprawdę imponująca swoją długością trasa zjazdowa.

Wielką frajdę dziewczynce sprawiało wychodzenie na spotkanie mamy, gdy wracała za widna z pracy w fabryce. Wychodząc na ulicę Sienkiewicza tuż przy Wiśniowej można było z łatwością dostrzec tak dobrze znaną sylwetkę już z daleka, gdzieś przy skrzyżowaniu z Jagienki, i biec co sił w nogach na jej powitanie. Czasem wyjście mamy się opóźniało, a wtedy konieczna się stawała dłuższa wyprawa po mamę do fabryki, by osobiście przyprowadzić ją do domu, aby nic jej się po drodze nie stało. Wystarczyło przejść całą ulicą Fabryczną, pokonać mostek na rzece Białej, a później już tylko poczekać przy bramie starej kamienicy, wiodącej na fabryczne podwórze. Aż w końcu nadszedł czas, by wyrosnąć z dziecięcych zabaw, dojrzeć i spróbować choć trochę wydorośleć. Brat był gdzieś w dalekim świecie, a dziewczynka - na kolejny etap swojego życia - wybrała naukę w technikum ekonomicznym przy Warszawskiej, mieszczącym się w okazałej XIX-wiecznej kamienicy Trębickiego.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...