Kilka dni przed tym odkryciem czytałem przypowieść Georga MacDonalda “Zamek”, i poszukując grodziska w pobliskiej Trzciance, z drogi z Sokolan do Korycina dostrzegłem na północy jakby wieżę zamku zwieńczoną blankami, a tuż przy skrzyżowaniu drogowskaz informujący o zabytkowym kościele w Majewie. Grodzisko w Trzciance musiało poczekać na lepsze czasy, a pierwszeństwo zdobył ” kamienny zamek”. Od tamtej pory nie wyobrażam sobie roku bez Majewa Kościelnego, czy to wiosną, latem, czy wczesną bądź późną jesienią, zima też nie może być przeszkodą.
Wizyta w Majewie w Dzień Bożego ciała musi mieć smak szczególny, nawet jeśli miałaby ona nastąpić już po procesji, w godzinach wieczornych, gdy kościół – zamek jest już zamknięty na cztery spusty, a wokół równo wykoszoną trawę zdobią wielobarwne płatki polnych i ogrodowych kwiatów, gdy panującą wokół ciszę mąci tylko zapach wybujałej późno tego roku wiosny. Słońce z trudem przedziera się przez ciężkie zwały deszczowych chmur, rozświetla bujną, ociekającą świeżością zieleń wiekowych brzóz i lip. Świątynia wzniesiona w początkach międzywojnia z polnych kamieni swoim klimatem przypomina budowle północy, Litwy, północnej i zachodniej Białorusi, ma coś w swoim klimacie z ducha dawnych Inflant. Rozjaśnia zatem i ją to blade, wątłe, zbliżające się już ku zachodowi słońce. Ostatnia msza odbywa się o godzinie 11.00, nie spodziewamy się tu spotkać kogokolwiek poza nami, mylnie zresztą, bo oprócz nas pojawi się para około 40-latków.
Wzgórze Kramieniec porośnięte wiekowymi lipami i brzozami, otoczone kamiennym murem, ze świątynią – zamkiem przenosi nie tylko w czasie, ale też przestrzeni. Bez większego wysiłku wyobraźni można odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w cichym, odizolowanym od zgiełku wielkiego miasta parku lub skwerze. Unosi się tu w powietrzu duch Wilna, albo tartuskiego parku, kryjącego ruiny gotyckiej katedry, a może nawet wyspy św. Małgorzaty w Budapeszcie z kaplicą św. Michała.
Promienie słońca przebijające się przez zwarty baldachim listowia, wszechobecna soczysta zieleń i polny kamień, złudzenie parku i miasta, jakby zurbanizowana wyspa w sielskim krajobrazie pagórków, pól, brzozowych i sosnowych zagajników, i ciemnego masywu kniei na horyzoncie, będącej pozostałością dawnej Puszczy Grodzieńskiej.
Mężczyzna i kobieta spacerują nieśpiesznie, z rzadko dziś spotykaną czułością, na sposób staroświecki, sprawiają wrażenie nieco sobą onieśmielonych. Kramieniec ma ograniczoną przestrzeń, a oni jakby chcieli każdy krok wydłużyć w czasie, opóźnić, by nie rozstawać się z tym miejscem zbyt wcześnie. Zrozumie to każdy, kto tu kiedykolwiek przybędzie.
***O historii kościoła w Majewie pisałem w poście "Duch północy w Majewie Kościelnym"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz