czwartek, 30 maja 2013

Popołudniowe Majewo Kościelne

Do Majewa Kościelnego trafiłem po raz pierwszy przez przypadek wczesną wiosną 2009 r., kiedy wszystko wokół było jeszcze szare, przy drodze sterczały suche kikuty drzew, falujące wokół pola mieniły się wszystkimi odcieniami burości, jedynie barwy rozrzuconych na koloniach domów, postawionych na łagodnych zboczach, między zagajnikami, przypominały o mającej lada moment eksplodować wiośnie i wnosiły coś żywszego do tego pięknego sokólskiego krajobrazu.

Kilka dni przed tym odkryciem czytałem przypowieść Georga MacDonalda “Zamek”, i poszukując grodziska w pobliskiej Trzciance, z drogi z Sokolan do Korycina dostrzegłem na północy jakby wieżę zamku zwieńczoną blankami, a tuż przy skrzyżowaniu drogowskaz informujący o zabytkowym kościele w Majewie. Grodzisko w Trzciance musiało poczekać na lepsze czasy, a pierwszeństwo zdobył ” kamienny zamek”. Od tamtej pory nie wyobrażam sobie roku bez Majewa Kościelnego, czy to wiosną, latem, czy wczesną bądź późną jesienią, zima też nie może być przeszkodą.

Wizyta w Majewie w Dzień Bożego ciała musi mieć smak szczególny, nawet jeśli miałaby ona nastąpić już po procesji, w godzinach wieczornych, gdy kościół – zamek jest już zamknięty na cztery spusty, a wokół równo wykoszoną trawę zdobią wielobarwne płatki polnych i ogrodowych kwiatów, gdy panującą wokół ciszę mąci tylko zapach wybujałej późno tego roku wiosny. Słońce z trudem przedziera się przez ciężkie zwały deszczowych chmur, rozświetla bujną, ociekającą świeżością zieleń wiekowych brzóz i lip. Świątynia wzniesiona w początkach międzywojnia z polnych kamieni swoim klimatem przypomina budowle północy, Litwy, północnej i zachodniej Białorusi, ma coś w swoim klimacie z ducha dawnych Inflant. Rozjaśnia zatem i ją to blade, wątłe, zbliżające się już ku zachodowi słońce. Ostatnia msza odbywa się o godzinie 11.00, nie spodziewamy się tu spotkać kogokolwiek poza nami, mylnie zresztą, bo oprócz nas pojawi się para około 40-latków.

Wzgórze Kramieniec porośnięte wiekowymi lipami i brzozami, otoczone kamiennym murem, ze świątynią – zamkiem przenosi nie tylko w czasie, ale też przestrzeni. Bez większego wysiłku wyobraźni można odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w cichym, odizolowanym od zgiełku wielkiego miasta parku lub skwerze. Unosi się tu w powietrzu duch Wilna, albo tartuskiego parku, kryjącego ruiny gotyckiej katedry, a może nawet wyspy św. Małgorzaty w Budapeszcie z kaplicą św. Michała.

Promienie słońca przebijające się przez zwarty baldachim listowia, wszechobecna soczysta zieleń i polny kamień, złudzenie parku i miasta, jakby zurbanizowana wyspa w sielskim krajobrazie pagórków, pól, brzozowych i sosnowych zagajników, i ciemnego masywu kniei na horyzoncie, będącej pozostałością dawnej Puszczy Grodzieńskiej.

Mężczyzna i kobieta spacerują nieśpiesznie, z rzadko dziś spotykaną czułością, na sposób staroświecki, sprawiają wrażenie nieco sobą onieśmielonych. Kramieniec ma ograniczoną przestrzeń, a oni jakby chcieli każdy krok wydłużyć w czasie, opóźnić, by nie rozstawać się z tym miejscem zbyt wcześnie. Zrozumie to każdy, kto tu kiedykolwiek przybędzie.



***O historii kościoła w Majewie pisałem w poście "Duch północy w Majewie Kościelnym"

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...