Niewielka wieś tuż przy granicy z Białorusią, w prostej linii nie więcej niż 30 - 40 km od Grodna. Zjeżdżając w Sokółce z trasy prowadzącej do przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiej, należy się kierować na północ, by w urokliwiej, położonej na Wzgórzach Sokólskich wsi Sokolany odbić nieco na zachód.
Z Sokolan kierujemy się na Janów, tuż za rogatakami wioski krajobraz się nieco "uspokaja", wzgórza stają się niższe, coraz mniej dostrzegalne, teren stopniowo staje się niemal zupełnie płaski, choć to tylko złudne wrażenie, bo kilka kliometrów dalej malownicze wzgórza powracają.
Majewo Kościelne odkryłem zupełnie przez przypadek, szukając wczesnośredniowiecznego grodziska w pobliskiej Trzciance. Na wysokości Trzcianki, by dotrzeć do grodziska należałoby odbić na południe, gdyby nie dostrzeżona ni stąd, ni zowąd, wyrywająca się ku niebu tajemnicza, kamienna wieża, przypominająca nieco wieże zamkowe, górująca nad całą okolicą, gdzieś na północy. Z początku można odnieść całkiem realne wrażenie, że jest to jakieś przewidzenie, bo niby skąd kamienny zamek na Sokólszczyźnie, skąd jakiekolwiek jego ruiny, jeśli jedynymi pozostałościami z epoki średniowiecza mogą tutaj być jedynie kurhany czy grodzisko w Trzciance, w Miejskich Nowinach czy legenda o jakimś dawnym Zamczysku. Tym bardziej więc warto skierować się na północ, wąską asfaltową drogą, dziurawą niestety, jak sito. Po przejechaniu kilku kliometrów okazuje się, że owa tajemnicza wieża jest częścią większej całości, ciekawej kamiennej bryły, posadowionej na wzgórzu, tworzącej kościół.
Teren, na którym się znajdujemy do końca XVI w. porastała Puszcza Grodzieńska. We wczesnym średniowieczu - co jest wysoce prawdopodobne - ziemie te zamieszkiwali Jaćwingowie, choć pobliskie grodzisko w Trzciance z około X-XI w., jak twierdzą archeolodzy, było utworzone i zamieszkane przez Słowian, najprawdopodobniej wschodnich. Ziemie pogranicza, na których się przecież znajdujemy, trudno jest przypisać jednej, określonej czy to grupie etnicznej, czy kulturowej, czy wyznaniowej. Część nazw pobliskich miejscowości wskazywałaby jednoznacznie na wpływy bałtyjskie, np. Szyndziel, Gilbowszczyzna, Igryły, Kładziewo, Kumiałka, ale już np. Wasilówka czy Trofimówka noszą ewidentne ślady wpływów osadnictwa ruskiego z okolic zapewne Grodna. Co do tego, czy owe nazwy bałtyjskie miałyby być dowodem zamieszkiwania owych miejscowosci przez Jaćwingów pewności póki co, być nie może, bowiem równie dobrze mogły one być założone przez osadników litewskich, np. ze Żmudzi. Pokrewieństwo dawnego języka jaćwieskiego i litewskiego, jest tak bliskie, że na podstawie samej analizy językowej kategoryczne określenie ich rodowodu jest niemożliwe.
Samo Majewo Kościelne to niewielka, cicha, spokojna wieś, która jak się okazuje, posiada jednak prawdziwą perełkę architektoniczną. Już samo wzgórze, na którym został wzniesiony kościół nosi tajemniczą nazwę Kramieniec. By poznać jego historię, przenieśmy się nieco w czasie.
Jest rok 1906 r. Proboszcz z pobliskiej parafii w Sokolanach, ks. Tadeusz Makarewicz, wedle ludowej opowieści, ma widzenie Matki Boskiej, która prosi go o wybudowanie świątyni na górze Kramieniec ku jej czci. Ze względu na to, że ziemie znajdują się wówczas pod zaborem rosyjskim, uzyskanie zezwolenia na wzniesienie świątyni katolickiej nie jest rzeczą prostą. Urzędnicy carscy piętrzą wszelkie możliwe biurokratyczne przeszkody, byle tylko takiej zgody nie wydać. Niezbędny placet można uzyskać jedynie od samego cara. Zbiera się zatem kilku odważnych ludzi - Franciszek Kochanowski, jego syn Wiktor, Bolesław Stupakowski, Wiktor Deputat i Konstanty Raczkowski, którzy udają się ze stosownym adresem w daleką podróż, bo aż do samej Moskwy. Ówczesny car, o dość liberalnych zapatrywaniach, jak na warunki impereium i jego historię, Mikołaj II, nieoczkiwanie akcpetuje plan wzniesienia świątyni.
Następnie wspomniani śmiałkowie wyruszają w podróż do Wilna, celem spotkania z biskupem Edwardem Roppem, by ten zaaprobował konkretny już projekt kościoła, wykonany przez szlachcia pochodzącego z Inflant, a mieszkajacego w nieodległej wsi zwanej Polne Nory (obecnie wieś owa nosi nazwę Jałówka), inżyniera Mariana Behra.
Po owym mozolnym procesie zbierania niezbędnych pozwoleń, zezwoleń, zgód i wszelkcih innych koniecznych dokumentów, w 1907 r. przystąpiono do prac budowlanych. Natomiast 12 grudnia 1919 r. zostaje prawnie powołana do życia parafia w Majewie przez biskupa wileńskiego Jerzego Matulewicza. Parafii i kościołowi nadano wezwanie Opieki Matki Boskiej i św. Kazimierza. I mimo tego, że parafia i kościół już w zasadzie istnieją, to prace budowlane trwają jeszcze do roku 1927.
Kiedy znalazłem się w Majewie po raz pierwszy i nie znałem jeszcze historii owego kościoła, miałem wrażenie, że ma on coś w sobie z ducha północy. Jego styl architektoniczny jest dość trudny do określenia, ale chłód tworzących go kamieni, mroczny nastrój, majestatyczne usadowienie na wzgórzu o dość tajemniczej nazwie Kramieniec, strzelista wieża, nadawały mu jakiś rys północy, północnej świątyni bądź nawet zamku. Miałem poczucie, jakbym się znalazł gdzieś w dawnej Kurlandii czy właśnie w Inflantach. Dopiero później z historii wywieszonej przed świątynią wyczytałem, że jego projektantem był szlachcic pochodzący z Inflant - Marian Behr, który świadomie czy podświadomie, zamknął w swoim dziele ów klimat północnej Europy, estońskich czy łotewskich świątyń, zamków Zakonu Kawalerów Mieczowych.
Miejsce na pewno ze wszech miar warte odwiedzenia.
Niewielka wieś tuż przy granicy z Białorusią, w prostej linii nie więcej niż 30 - 40 km od Grodna. Zjeżdżając w Sokółce z trasy prowadzącej do przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiej, należy się kierować na północ, by w urokliwiej, położonej na Wzgórzach Sokólskich wsi Sokolany odbić nieco na zachód.
Z Sokolan kierujemy się na Janów, tuż za rogatakami wioski krajobraz się nieco "uspokaja", wzgórza stają się niższe, coraz mniej dostrzegalne, teren stopniowo staje się niemal zupełnie płaski, choć to tylko złudne wrażenie, bo kilka kliometrów dalej malownicze wzgórza powracają.
Majewo Kościelne odkryłem zupełnie przez przypadek, szukając wczesnośredniowiecznego grodziska w pobliskiej Trzciance. Na wysokości Trzcianki, by dotrzeć do grodziska należałoby odbić na południe, gdyby nie dostrzeżona ni stąd, ni zowąd, wyrywająca się ku niebu tajemnicza, kamienna wieża, przypominająca nieco wieże zamkowe, górująca nad całą okolicą, gdzieś na północy. Z początku można odnieść całkiem realne wrażenie, że jest to jakieś przewidzenie, bo niby skąd kamienny zamek na Sokólszczyźnie, skąd jakiekolwiek jego ruiny, jeśli jedynymi pozostałościami z epoki średniowiecza mogą tutaj być jedynie kurhany czy grodzisko w Trzciance, w Miejskich Nowinach czy legenda o jakimś dawnym Zamczysku. Tym bardziej więc warto skierować się na północ, wąską asfaltową drogą, dziurawą niestety, jak sito. Po przejechaniu kilku kliometrów okazuje się, że owa tajemnicza wieża jest częścią większej całości, ciekawej kamiennej bryły, posadowionej na wzgórzu, tworzącej kościół.
Teren, na którym się znajdujemy do końca XVI w. porastała Puszcza Grodzieńska. We wczesnym średniowieczu - co jest wysoce prawdopodobne - ziemie te zamieszkiwali Jaćwingowie, choć pobliskie grodzisko w Trzciance z około X-XI w., jak twierdzą archeolodzy, było utworzone i zamieszkane przez Słowian, najprawdopodobniej wschodnich. Ziemie pogranicza, na których się przecież znajdujemy, trudno jest przypisać jednej, określonej czy to grupie etnicznej, czy kulturowej, czy wyznaniowej. Część nazw pobliskich miejscowości wskazywałaby jednoznacznie na wpływy bałtyjskie, np. Szyndziel, Gilbowszczyzna, Igryły, Kładziewo, Kumiałka, ale już np. Wasilówka czy Trofimówka noszą ewidentne ślady wpływów osadnictwa ruskiego z okolic zapewne Grodna. Co do tego, czy owe nazwy bałtyjskie miałyby być dowodem zamieszkiwania owych miejscowosci przez Jaćwingów pewności póki co, być nie może, bowiem równie dobrze mogły one być założone przez osadników litewskich, np. ze Żmudzi. Pokrewieństwo dawnego języka jaćwieskiego i litewskiego, jest tak bliskie, że na podstawie samej analizy językowej kategoryczne określenie ich rodowodu jest niemożliwe.
Samo Majewo Kościelne to niewielka, cicha, spokojna wieś, która jak się okazuje, posiada jednak prawdziwą perełkę architektoniczną. Już samo wzgórze, na którym został wzniesiony kościół nosi tajemniczą nazwę Kramieniec. By poznać jego historię, przenieśmy się nieco w czasie.
Jest rok 1906 r. Proboszcz z pobliskiej parafii w Sokolanach, ks. Tadeusz Makarewicz, wedle ludowej opowieści, ma widzenie Matki Boskiej, która prosi go o wybudowanie świątyni na górze Kramieniec ku jej czci. Ze względu na to, że ziemie znajdują się wówczas pod zaborem rosyjskim, uzyskanie zezwolenia na wzniesienie świątyni katolickiej nie jest rzeczą prostą. Urzędnicy carscy piętrzą wszelkie możliwe biurokratyczne przeszkody, byle tylko takiej zgody nie wydać. Niezbędny placet można uzyskać jedynie od samego cara. Zbiera się zatem kilku odważnych ludzi - Franciszek Kochanowski, jego syn Wiktor, Bolesław Stupakowski, Wiktor Deputat i Konstanty Raczkowski, którzy udają się ze stosownym adresem w daleką podróż, bo aż do samej Moskwy. Ówczesny car, o dość liberalnych zapatrywaniach, jak na warunki impereium i jego historię, Mikołaj II, nieoczkiwanie akcpetuje plan wzniesienia świątyni.
Następnie wspomniani śmiałkowie wyruszają w podróż do Wilna, celem spotkania z biskupem Edwardem Roppem, by ten zaaprobował konkretny już projekt kościoła, wykonany przez szlachcia pochodzącego z Inflant, a mieszkajacego w nieodległej wsi zwanej Polne Nory (obecnie wieś owa nosi nazwę Jałówka), inżyniera Mariana Behra.
Po owym mozolnym procesie zbierania niezbędnych pozwoleń, zezwoleń, zgód i wszelkcih innych koniecznych dokumentów, w 1907 r. przystąpiono do prac budowlanych. Natomiast 12 grudnia 1919 r. zostaje prawnie powołana do życia parafia w Majewie przez biskupa wileńskiego Jerzego Matulewicza. Parafii i kościołowi nadano wezwanie Opieki Matki Boskiej i św. Kazimierza. I mimo tego, że parafia i kościół już w zasadzie istnieją, to prace budowlane trwają jeszcze do roku 1927.
Kiedy znalazłem się w Majewie po raz pierwszy i nie znałem jeszcze historii owego kościoła, miałem wrażenie, że ma on coś w sobie z ducha północy. Jego styl architektoniczny jest dość trudny do określenia, ale chłód tworzących go kamieni, mroczny nastrój, majestatyczne usadowienie na wzgórzu o dość tajemniczej nazwie Kramieniec, strzelista wieża, nadawały mu jakiś rys północy, północnej świątyni bądź nawet zamku. Miałem poczucie, jakbym się znalazł gdzieś w dawnej Kurlandii czy właśnie w Inflantach. Dopiero później z historii wywieszonej przed świątynią wyczytałem, że jego projektantem był szlachcic pochodzący z Inflant - Marian Behr, który świadomie czy podświadomie, zamknął w swoim dziele ów klimat północnej Europy, estońskich czy łotewskich świątyń, zamków Zakonu Kawalerów Mieczowych.
Miejsce na pewno ze wszech miar warte odwiedzenia.
czwartek, 7 kwietnia 2011
Duch północy w Majewie Kościelnym
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
2 komentarze:
Możliwe, że ta nietypowa dla podlaskiego krajobrazu świątynia ma wiele w sobie z ducha północy, ale jest przecież tak solidnie, z kamienia i trójnawowo osadzona w polskiej tradycji. Prześlicznie tam jest, a zdjęcia piękne, zwłaszcza te w zieleni, jak mniemam majowej. W maju, w Majewie musi być przecież cudnie.
Tak, to zieleń majowa, jeszcze ubiegłoroczna, a może nawet sprzed dwóch lat. Brakuje mi regularności w prowadzeniu tego bloga ;-)
Prześlij komentarz