Słoneczna, upalna niedziela. Bujna, soczyście bujna, majowa zieleń, w
dziesiątkach odcieni, delikatnie falująca na wzgórzach piętrzących się
już na północnych rogatkach Białegostoku, aż do Grodna, a nawet dalej do
samego Wilna. Północne, litewskie krajobrazy w majowym intensywnym
słońcu, wsie porozrzucane w mikroskopijnych dolinach i na stokach
łagodnych wzniesień Wzgórz Sokólskich. Sanktuarium w Świętej Wodzie z
Górą Krzyży wzorowaną na szawelskiej,
majestatyczna, zbawiennie cienista Puszcza Knyszyńska ze śródleśną
osadą w Czarnej Białostockiej, Sokółka z kościołem św. Antoniego
Padewskiego i Cudem Eucharystycznym, czekającym na uznanie przez
Watykan, i dalej otwarte, rozległe przestrzenie wzdłuż drogi wijącej się
do Dąbrowy Białostockiej.
W Nierośnie, tuż przy szkole o 88-letniej historii,
przeznaczonej jak wiele innych do likwidacji, drogowskaz kieruje na
wschód, do Sanktuarium Maryjnego w Różanymstoku. Zza zielonych pól,
żółto - zielonych łąk porośniętych mleczem, brzozowych zagajników
wyłaniają się wieże XVIII-wiecznej barokowej świątyni, wzorowanej na
kościele jezuitów w pobliskim Grodnie. Przy dobrej, słonecznej pogodzie
można podobno z nich wypatrzeć budowle tego pięknego miasta, dostępu do
którego strzeże jednak trudna granica. Tu uroki strefy Schengen nie
działają tak, jak w przypadku nieodległej granicy z Litwą.
Różanystok,
miejsce zupełnie niezwykłe. Odpust w Zielone Świątki. Setki samochodów,
z rejestracjami sokólskimi, białostockimi, augustowskimi, gdzieniegdzie
warszawskimi, stragany, obwarzanki, wata cukrowa, "domowe" lody z
Sokółki z rodzinnej lodziarni o smaku prawdziwych lodów, a nie mrożonej
wody z plastikowym sokiem. Tłumy bezpretensjonalnych ludzi, mężczyźni
mimo upału w marynarkach, jasnych koszulach, dżins z trudem
dostrzegalny. Eleganckie kobiety, w lekkich, zwiewnych sukienkach.
Staruszki i staruszkowie o twarzach pooranych bruzdami, na których
odmalowały się lata trudów, smutków, bólu i cierpień, i żywa, prawdziwa
wiara w oczach, i świąteczny błysk radości, a do tego jakaś energia w
ruchach, której tak często brak staruszkom w mieście. Tu wciąż się
pamięta o tym, by dzień święty święcić nie tylko śpiewem i głośną
modlitwą w kościele, ale też odświętnym strojem, bez miejskiego
nuworyszostwa i nierzadko przesadnej, tandetnej elegancji.
Zesłanie
Ducha Świętego. Ławki otaczające kościół zajęte co do jednej,
dziesiątki osób, kryjące się w cieniu dawnych zabudowań klasztornych
oraz wiekowych lip i brzóz, otaczających z dwóch stron kościół;
nieprzebrane tłumy w świątyni, na schodach, w kruchcie, w nawie głównej i
nawach bocznych, w tym w lewej z obrazem Matki Boskiej słynącym
licznymi cudami już od XVII w. Ten obecny jest jedynie kopią, oryginał
został wywieziony gdzieś w głąb Rosji w 1915 r. przez mniszki
prawosławne, rezydujące tu od czasu, gdy różanostocki kościół po klęsce
powstania styczniowego zamieniony został na cerkiew prawosławną.
Żadnej
sztuczności, wiara ludowa w czystej postaci, z jej żarliwością,
szczerością, głośną modlitwą. Prawdziwa modlitwa prawdziwych ludzi,
spracowanych na co dzień, zmęczonych, znużonych, a tu odzyskujących
radość i energię. Wnętrze sanktuarium przywodzi na myśl barokowe
świątynie wileńskie. Jesteśmy przecież na ziemiach Wielkiego Księstwa
Litewskiego, województwa trockiego, powiatu grodzieńskiego. Jeszcze dziś
pod kościołem zdarza się, że można usłyszeć białoruską mowę, choć to
raczej domena ludzi starszych. Różne typy ludzkie tak jak w Wilnie. I tu
i tam, niczym w tyglu, wymieszały się etnosy - litewski, ruski (nie
mylić z rosyjskim), polski, tatarski, w Wilnie dodatkowo jeszcze
żydowski, tatarski, karaimski i niemiecki, co zaowocowało ciekawym,
życiodajnym, oryginalnym i w pełni naturalnym przenikaniem się kultur, a
dziś już właściwie znajdującym odzwierciedlenie jedynie w różanych
typach urody, i czasem jeszcze zamiłowaniem do uczestniczenia w kilku
kulturach jednocześnie.
Opiekę nad różanostockim sanktuarium sprawują
obecnie salezjanie, o czym przypomina m.in. posąg św. Jana Bosko w
niszy świątyni w fasadzie głównej. Z racji odpustu i przybyłych nań
licznie wiernych z początkiem mszy zapełniają się wszystkie
konfesjonały. Być może to stereotyp, ale spowiedź u zakonników jest
rzeczywiście wyjątkowa. Poczucie bycia słuchanym przez kapłana, uważnie,
bez cienia rutyny czy znużenia, dodatkowe pytania, momentami dialog,
niesztampowe pouczenia, a na zakończenie głębokie poczucie uwolnienia i
uzdrowienia, narodzenie do nowego życia, po raz kolejny, i tak przecież
bez końca.
Barokowe wnętrze rozbrzmiewa Słowem, płomienną modlitwą
i śpiewem. Po latach zniszczeń, kiedy historia bezwzględnie i okrutnie
obchodziła się ze świątyniami katolickimi na wschodzie, różanostockiemu
kościołowi nie sposób odmówić piękna. Jego ogrom, rozmach, przestrzeń,
obrazy, malowidła, posągi, misternie zdobione ołtarze boczne skutecznie
odrywają od codzienności i przenoszą do świata, do którego wszyscy
zmierzamy, taką przynajmniej należałoby mieć nadzieję.
Na zakończenie Eucharystii zgromadzeni wierni ruszają w procesji z
Najświętszym Sakramentem wokół świątyni. Setki ludzi, w skupieniu i ze
śpiewem na ustach, wylewają się z trzech naw przez chłodną kruchtę,
szerokimi schodami zmierzają z początku w stronę zabudowań dawnego
klasztoru dominikanów, powstałego w XVII w. przy dworze Tyszkiewiczów,
mijają następnie po lewej stronie budynek Salezjańskiego Ośrodka
Wychowawczego, noszącego wyraźne ślady rosyjskiej architektury sakralnej
z XIX w., kiedy to zamieszkały w nim wspomniane wcześniej mniszki
prawosławne; dalej wzdłuż stacji Drogi Krzyżowej. Jest w tym wszystkim
niebywałe piękno, poczucie wspólnego, razem z innymi, uczestnictwa w
niebiańskiej liturgii, łączącej to, co zwyczajne, konkretne, namacalne
ze światem niewidzialnym.
Eucharystia kończy się, należy ustąpić
miejsca przybyłym już kolejnym parafianom i pielgrzymom, gromadzącym się
w cieniu smukłych, rozłożystych drzew i zabytkowych budynków.
poniedziałek, 20 maja 2013
Zielone Świątki w Różanymstoku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz