poniedziałek, 20 maja 2013

Zielone Świątki w Różanymstoku

 Słoneczna, upalna niedziela. Bujna, soczyście bujna, majowa zieleń, w dziesiątkach odcieni, delikatnie falująca na wzgórzach piętrzących się już na północnych rogatkach Białegostoku, aż do Grodna, a nawet dalej do samego Wilna. Północne, litewskie krajobrazy w majowym intensywnym słońcu, wsie porozrzucane w mikroskopijnych dolinach i na stokach łagodnych wzniesień Wzgórz Sokólskich. Sanktuarium w Świętej Wodzie z Górą Krzyży wzorowaną na szawelskiej, majestatyczna, zbawiennie cienista Puszcza Knyszyńska ze śródleśną osadą w Czarnej Białostockiej, Sokółka z kościołem św. Antoniego Padewskiego i Cudem Eucharystycznym, czekającym na uznanie przez Watykan, i dalej otwarte, rozległe przestrzenie wzdłuż drogi wijącej się do Dąbrowy Białostockiej.

W Nierośnie, tuż przy szkole o 88-letniej historii, przeznaczonej jak wiele innych do likwidacji, drogowskaz kieruje na wschód, do Sanktuarium Maryjnego w Różanymstoku. Zza zielonych pól, żółto - zielonych łąk porośniętych mleczem, brzozowych zagajników wyłaniają się wieże XVIII-wiecznej barokowej świątyni, wzorowanej na kościele jezuitów w pobliskim Grodnie. Przy dobrej, słonecznej pogodzie można podobno z nich wypatrzeć budowle tego pięknego miasta, dostępu do którego strzeże jednak trudna granica. Tu uroki strefy Schengen nie działają tak, jak w przypadku nieodległej granicy z Litwą.

Różanystok, miejsce zupełnie niezwykłe. Odpust w Zielone Świątki. Setki samochodów, z rejestracjami sokólskimi, białostockimi, augustowskimi, gdzieniegdzie warszawskimi, stragany, obwarzanki, wata cukrowa, "domowe" lody z Sokółki z rodzinnej lodziarni o smaku prawdziwych lodów, a nie mrożonej wody z plastikowym sokiem. Tłumy bezpretensjonalnych ludzi, mężczyźni mimo upału w marynarkach, jasnych koszulach, dżins z trudem dostrzegalny. Eleganckie kobiety, w lekkich, zwiewnych sukienkach. Staruszki i staruszkowie o twarzach pooranych bruzdami, na których odmalowały się lata trudów, smutków, bólu i cierpień, i żywa, prawdziwa wiara w oczach, i świąteczny błysk radości, a do tego jakaś energia w ruchach, której tak często brak staruszkom w mieście. Tu wciąż się pamięta o tym, by dzień święty święcić nie tylko śpiewem i głośną modlitwą w kościele, ale też odświętnym strojem, bez miejskiego nuworyszostwa i nierzadko przesadnej, tandetnej elegancji.

Zesłanie Ducha Świętego. Ławki otaczające kościół zajęte co do jednej, dziesiątki osób, kryjące się w cieniu dawnych zabudowań klasztornych oraz wiekowych lip i brzóz, otaczających z dwóch stron kościół; nieprzebrane tłumy w świątyni, na schodach, w kruchcie, w nawie głównej i nawach bocznych, w tym w lewej z obrazem Matki Boskiej słynącym licznymi cudami już od XVII w. Ten obecny jest jedynie kopią, oryginał został wywieziony gdzieś w głąb Rosji w 1915 r. przez mniszki prawosławne, rezydujące tu od czasu, gdy różanostocki kościół po klęsce powstania styczniowego zamieniony został na cerkiew prawosławną.

Żadnej sztuczności, wiara ludowa w czystej postaci, z jej żarliwością, szczerością, głośną modlitwą. Prawdziwa modlitwa prawdziwych ludzi, spracowanych na co dzień, zmęczonych, znużonych, a tu odzyskujących radość i energię. Wnętrze sanktuarium przywodzi na myśl barokowe świątynie wileńskie. Jesteśmy przecież na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego, województwa trockiego, powiatu grodzieńskiego. Jeszcze dziś pod kościołem zdarza się, że można usłyszeć białoruską mowę, choć to raczej domena ludzi starszych. Różne typy ludzkie tak jak w Wilnie. I tu i tam, niczym w tyglu, wymieszały się etnosy - litewski, ruski (nie mylić z rosyjskim), polski, tatarski, w Wilnie dodatkowo jeszcze żydowski, tatarski, karaimski i niemiecki, co zaowocowało ciekawym, życiodajnym, oryginalnym i w pełni naturalnym przenikaniem się kultur, a dziś już właściwie znajdującym odzwierciedlenie jedynie w różanych typach urody, i czasem jeszcze zamiłowaniem do uczestniczenia w kilku kulturach jednocześnie.

Opiekę nad różanostockim sanktuarium sprawują obecnie salezjanie, o czym przypomina m.in. posąg św. Jana Bosko w niszy świątyni w fasadzie głównej. Z racji odpustu i przybyłych nań licznie wiernych z początkiem mszy zapełniają się wszystkie konfesjonały. Być może to stereotyp, ale spowiedź u zakonników jest rzeczywiście wyjątkowa. Poczucie bycia słuchanym przez kapłana, uważnie, bez cienia rutyny czy znużenia, dodatkowe pytania, momentami dialog, niesztampowe pouczenia, a na zakończenie głębokie poczucie uwolnienia i uzdrowienia, narodzenie do nowego życia, po raz kolejny, i tak przecież bez końca.

Barokowe wnętrze rozbrzmiewa Słowem, płomienną modlitwą i śpiewem. Po latach zniszczeń, kiedy historia bezwzględnie i okrutnie obchodziła się ze świątyniami katolickimi na wschodzie, różanostockiemu kościołowi nie sposób odmówić piękna. Jego ogrom, rozmach, przestrzeń, obrazy, malowidła, posągi, misternie zdobione ołtarze boczne skutecznie odrywają od codzienności i przenoszą do świata, do którego wszyscy zmierzamy, taką przynajmniej należałoby mieć nadzieję.

Na zakończenie Eucharystii zgromadzeni wierni ruszają w procesji z Najświętszym Sakramentem wokół świątyni. Setki ludzi, w skupieniu i ze śpiewem na ustach, wylewają się z trzech naw przez chłodną kruchtę, szerokimi schodami zmierzają z początku w stronę zabudowań dawnego klasztoru dominikanów, powstałego w XVII w. przy dworze Tyszkiewiczów, mijają następnie po lewej stronie budynek Salezjańskiego Ośrodka Wychowawczego, noszącego wyraźne ślady rosyjskiej architektury sakralnej z XIX w., kiedy to zamieszkały w nim wspomniane wcześniej mniszki prawosławne; dalej wzdłuż stacji Drogi Krzyżowej. Jest w tym wszystkim niebywałe piękno, poczucie wspólnego, razem z innymi, uczestnictwa w niebiańskiej liturgii, łączącej to, co zwyczajne, konkretne, namacalne ze światem niewidzialnym.

Eucharystia kończy się, należy ustąpić miejsca przybyłym już kolejnym parafianom i pielgrzymom, gromadzącym się w cieniu smukłych, rozłożystych drzew i zabytkowych budynków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Obrazek Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...