Nie wyobrażam sobie roku bez wizyty w Okopach koło Suchowoli, niewielkiej, pozornie ponurej wioski około 50 km na północ od Białegostoku, z kilkoma opuszczonymi domostwami, przydrożnymi krzyżami, otoczonej wzgórzami, wyglądającymi, jak średniowieczne grodziska Jaćwingów albo kurhany. Podobno nazwa wsi wywodzi się właśnie od kurhanów, które miejscowa ludność nazywała okopami. A być może są to jakieś dawne szańce?
Pierwsze osady na tych terenach zakładali z pewnością Jaćwingowie, pobliska Suchowola zwała się pierwotnie Suchaja Jatwieź, na zachód od Suchowoli do dziś istnieją wsi o wiele mówiących nazwach - Jatwieź Mała, Jatwieź Duża. Nieodległy Skindzierz jest również nazwą pochodzenia bałtyjskiego, podobnie, jak i Kumiała (od słowa "kumele", które w języku litewskim oznacza klacz), Dryga, Igryły. Niewiele wiemy o języku jaćwieskim, stąd też trudno dziś stwierdzić czy mamy tu do czynienia z toponimami pochodzenia litewskiego czy jaćwieskiego, a najprawdopodobniej stykamy się z jednymi i drugimi. Na ziemiach tych lokowali się bowiem osadnicy z głębokiej Litwy, może nawet ze Żmudzi, a więc rodowici, etniczni Litwini, jak też wschodni Słowianie, Rusini z okolic Grodna, z czasem zaczęło tu też sięgać osadnictwo z sąsiedniego Mazowsza. Do dziś niektórzy mieszkańcy tych okolic władają dialektem języka białoruskiego, choć wyznają katolicyzm. Wystąpiło tu prawdopodobnie zjawisko, z jakim mieliśmy do czynienia także w okolicach Wilna, kiedy to etniczni Litwini w zetknięciu z ludnością ruską, o wyższej kulturze i dużo bardziej zaawansowanej cywilizacyjnie, slawizowali się na przestrzeni stuleci. Nie można też wykluczyć dość powszechnego przechodzenia dawnych unitów - po wydaniu w 1905 r. ukazu tolerancyjnego przez cara Mikołaja II - na katolicyzm. Dawni unici i ich potomkowie po kasacie Unii Brzeskiej dokonanej w 1839 r. na ziemiach Rzeczypospolitej wcielonych bezpośrednio do Imperium Rosyjskiego, a więc dużo wcześniej niż w Królestwie Polskim (w 1875 r.), kiedy pojawiły się sprzyjające temu okoliczności, przechodzili masowo na katolicyzm, bo jedynie taką możliwość dawał im wspomniany edykt tolerancyjny z 1905 r., nie przywracał przecież Unii Brzeskiej.
Nie bez powodu zatem jeszcze w ubiegłym miesiącu na Rynku w Suchowoli, tuż przy kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła, naprzeciw pomnika ks. Jerzego Popiełuszki, słyszałem rozmowę dwóch starszych mężczyzn, przeplatających polskie słowa, słowami pochodzącymi z pewnością z dialektu białoruskiego. Ksiądz Popiełuszko musiał sam władać w młodości tą melodyjną mieszanką języków.
Nie jest to jakaś banalna i pusta, jak wydmuszka multi-kulti, ale realne dziedzictwo wielokulturowego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Okopy i Suchowola należały przed rozbiorami do województwa trockiego. Tu w XVII w. pojawili się Żydzi, którzy wznieśli w Suchowoli piękną, okazałą drewnianą synagogę, będącą pierwszą świątynią w miasteczku. Tuż po nich, bo w wieku XVIII w Suchowoli zaczął stacjonować pułk tatarski. Z czasem Tatarzy zajęli się dużo bardziej pokojową działalnością, a mianowicie garbarstwem i ogrodnictwem. Dziś w Suchowoli mieszka 58 Tatarów. Można się tu zatrzymać w muzułmańskim Domu Pielgrzyma, niedaleko plebanii kościoła Św. Apostołów Piotra i Pawła, który oferuje także sposobność posmakowania tradycyjnych potraw kuchni tatarskiej. Stąd też już tylko o krok mamy Izbę Pamięci ks. Jerzego Popiełuszki, ulokowaną przestronnym pomieszczeniu przy plebanii, a w niej publikacje poświęcone Błogosławionemu, sutanna, kawałek sznura, którym był spętany przez oprawców, książka - nagroda z czasów nauki w szkole podstawowej, stare fotografie, zabytkowa chrzcielnica, poduszka, którą kapłan miał podłożoną w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku.
Dnia 30 października 1984 r. ciało zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki przewieziono do Białegostoku w celu wykonania sekcji zwłok. 2 listopada wiadomość o tym, że zwłoki księdza będą transportowane do Warszawy rozniosła się po mieście lotem błyskawicy. Na drodze przejazdu konduktu zgromadziły się tysiące białostocczan, taksówkarze uformowali kolumnę złożoną prawdopodobnie z kilkuset aut, towarzyszącą księdzu aż do rogatek miasta, wolno z włączonymi klaksonami, przesuwającą się ulicami miasta. Za ten gest zostali zresztą później ukarani przez stosowne władze. Pamiętam, że tego dnia Mama wróciła do domu zapłakana i łamiącym się głosem, opowiedziała nam o żegnających ks. Popiełuszkę tłumach, była ogromnie wzruszona i przejęta. Każdy, kto miał tylko taką możliwość, pod byle pretekstem, wychodził z pracy, by uczestniczyć w pożegnaniu kapelana "Solidarności".
Gdy teraz spoglądam na zdjęcia wykonane w czasie procesu mordercy Grzegorza Piotrowskiego i Matki Księdza - Marianny Popiełuszko, skromnej, prostej kobiety, w chustce na głowie, wspartej na drewnianej lasce, przeszywają mnie dreszcze. Jest coś absolutnie mistycznego w tym zestawieniu pewnego siebie, inteligentnego mężczyzny i prostej, ale wręcz nieziemsko mądrej kobiety z małej, ubogiej wsi na Podlasiu, która w tym "starciu światów", odniosła prawdziwe zwycięstwo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 37
Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Rok 1932 minął pod znakiem wznoszenia nowego domu w Adamowcach. Podstawowym budulcem na tych terenach było drewno, murowane budowle na wsiac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz