wtorek, 5 kwietnia 2011

Tartuski ogród

Nie do końca prawdziwe byłoby twierdzenie, że w tartuskim ogrodzie szuka się ciszy i ukojenia od zgiełku, hałasu i szaleńczego pędu nowoczesnego, wielkiego miasta. Tartu, choć jest drugim co do wielkości miastem Estonii, ze swoją stutysięczną społecznością i harmonijnym połączeniem architektury szklanych domów z gotykiem i klasycyzmem Starego Miasta oraz drewnianą architekturą całych kwartałów wokół centrum, nie należy do miast, w których odczuwa się potrzebę ucieczki od czegokolwiek, czy będą to tłumy turystów, czy pędzących do lub z pracy mieszkańców, czy nie zatrzymujących się przed przejściem dla pieszych wszelkiej maści lśniących, drogich czy zdezelowanych aut. A jednak na obrzeżach Starówki, już za jej - teraz jedynie wyobrażonymi - murami obronnymi, rozlokował się ogród botaniczny Uniwersytetu w Tartu. Oto krótka jego historia:

"Ogród botaniczny Uniwersytetu w Tartu został założony w 1803 r. w pobliżu budynku, który obecnie nazywany jest Domem Starego Teatru Vanemuine. W 1806 r. został przeniesiony w bardziej odpowiednie miejsce, na ruiny średniowiecznych fortyfikacji i murów obronnych w pobliżu rzeki i stawów. Pierwszym dyrektorem ogrodu był profesor Gottfried Albrecht Germann, zaś jego pierwszym naczelnym ogrodnikiem Johann Anton Weinmann. Pierwszy plan ogrodu, którego układ zachował się do dzisiejszych czasów, został wykonany właśnie przez Wenmanna. W 1811 r. nowym dyrektorem został mianowany profesor Carl Friedrich Ledebour. Pod jego aktywnym kierownictwem, kolekcja ogrodu wzbogaciła się o wiele nowych gatunków, pochodzących z Syberii i innych jeszcze niezeksplorowanych regionów Impereium Rosyjskiego, i opisanych po raz pierwszy przez Ledeboura. Większość z nich dotarła do Europy Zachodniej za pośrednictwem tartuskiego ogrodu".
(za Tartu Ülikooli Botaanikaaed)

Choć ogrody botaniczne, ze swoim uporządkowaniem, pewną sterylnością, alejkami i grządkami wytyczonymi niemal od ekierki, tysiącami gatunków roślin i tabliczkami zawierającymi ich nazwy, mogą raczej zniechęcać niż przyciągać, choć dla miłośników ogrodów starych, dzikich, opuszczonych, z zarośniętymi wysoką po pas trawą i pokrzywami ścieżkami, z drzewami owocowymi nieszczepionymi od lat, otoczonych drewnianymi parkanami, w których dziury załatane są arkuszami pordzewiałej blachy, te uporządkowane mogą się wydawać nie do zniesienia, to z pewnością nie dotyczy to ogrodu tartuskiego, w którym nigdy nie zdarzają się tłumy zwiedzających, w którym oprócz ławek tradycyjnych do siedzenia służą zechnięte pnie zwalonych wichurami starych drzew. Idealne miejsce do odpoczynku po całodniowych eskapadach na Starówkę, na wzgórze Toome z jego średniowieczną gotycką katedrą czy błądzenia uliczkami między drewnianymi piętrowymi XIX-wiecznymi domami. W mało którym miejscu tak dobrze się czyta, jak na zeschniętym pniu starego drzewa, na wzgórzu w samym centrum ogrodu. Można się na nim nawet - za przykładem miejscowych odwiedzających - położyć z książką, i delektować dźwięcznym i pięknym językiem estońskim, szukających tu wytchnienia mieszkańców Tartu, od czasu do czasu przeplatanym językiem rosyjskim (Rosjanie w Estonii stanowią bowiem około 28 % całej populacji).

Tartuski ogród jest też bez wątpienia prawdziwym rajem dla miłośników kwiatów, którzy mogą się napawać widokiem między innymi róż w rozarium rozlokwanym na brzegu rzeki Ema, warto także pokontemplować alpinarium, zajrzeć do budynku palmiarni z gatunkami roślin tropikalnych i subtropikalnych, a na sam koniec naprzeciw palmiarni obejrzeć pozostałości murów obronnych średniowiecznego Tartu.











































Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...