wtorek, 16 marca 2010

Rekolekcje

Krótka wymiana smsów przed 21.00, tyle jeszcze rzeczy do zrobienia, a do tego jeszcze ciekawy spektakl w Teatrze TV – „Reszka”, obejrzany ledwie do połowy. Wszystko musi ostatecznie przegrać z Rekolekcjami. Tym razem – to chyba po raz pierwszy w B. – takie mocne granie w kościele.

Kościół św. Rocha, jedno z najbardziej mistycznych miejsc w mieście. Z wałów roztacza się za dnia zapierający dech w piersiach widok na ciemniejący na horyzoncie las Pietrasze, a nijakie na co dzień miasto nabiera cech zupełnie nierealnych. Smukła, sięgająca nieba wieża, zwarta bryła naśladująca strukturę kryształu. Perełka architektury modernistycznej, której budowę rozpoczęto jeszcze w latach 20-tych ubiegłego wieku. Projekt wyszedł spod ręki wybitnego architekta Oskara Sosnowskiego. Wnętrze nigdy mnie nie zachwycało, białe, za jasne, nie sprzyjające skupieniu, rozpraszające. Aż do wczoraj. Nawa główna pogrążona w półmroku, gra wielobarwnych świateł, rzucanych to na chór, to na rzeźby, gzymsy, filary, zgromadzonych wiernych, unoszących się i opadających raz miarowo, raz gwałtownie. Pod ołtarzem kłębił się już tłum, niektórym udało się nawet wejść na chór. Większość stanowią ludzie młodzi, sporo także 30 i 40 – latków.

Jestem spóźniony niemal godzinę. 2 Tm 2,3 zaczął grać o 20.30. Pierwsze dźwięki słyszę już na schodach opasujących wzgórze. Koncert jest oczywiście grany na instrumentach akustycznych, ale muzyka rozbrzmiewa w każdym zakątku przestronnej nawy, szczelnie wypełnia całe jej wnętrze. Pobrzmiewają w niej dźwięki raz to starożytnego Izraela, raz muzyki średniowiecznej, ale głównie mocnego rocka; skrzypce, saksofon, gitary akustyczne, instrumenty perkusyjne. Głosy kobiece i męskie. Brzmienie i nastrój takie, że łzy mimowolnie napływają do oczu, a całe ciało przeszywają dreszcze. Najprawdziwsze misterium we wznoszącej się ku niebu cząstce kryształu. Muzyka tworząca realną komunię na co dzień zupełnie obcych sobie osób, czyniąca miasto ludzi, których nic nie łączy, którzy nie potrafią bądź nie chcą wyrwać się ze swojego strachu i obojętności, by budować zupełnie bezinteresowne więzi, miastem ludzi sobie bliskich i stanowiących niemal jedno. Taka atmosfera musiała panować w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich. W postnowoczesnej epoce to prawdziwy skarb, zwłaszcza w mieście, które szuka swojej tożsamości i wciąż nie może jej znaleźć.

Niby zwyczajna eklektyczna muzyka, jakiej niemało, gdzieś ktoś napomknął – tani chwyt marketingowy, ale w rzeczywistości z atmosfery, z wyrazów twarzy, gestów ludzi zgromadzonych w „Rochu”, wynikało, że coś jednak dużo więcej. Kwestia jak zechcemy spożytkować tę energię i czy w ogóle zechcemy?

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...